REKLAMA

Legionowo

różne »

 

Rupieciarnia? Bardziej ciucholand pod gołym niebem

  24 listopada 2015

alt='Rupieciarnia? Bardziej ciucholand pod gołym niebem'

Legionowski pchli targ działa już trzy lata. Ma swoich stałych bywalców, którzy co niedzielę przychodzą sprzedać, kupić, wymienić się albo tylko pooglądać przechodzone wprawdzie, ale wcale nie znaczy, że nieatrakcyjne rzeczy z drugiej ręki.

REKLAMA

Przynoszą nieprzydatne już, zalegające w szafach, na pawlaczach i w piwnicach rzeczy, które komuś innemu mogą się jeszcze przydać. Amatorów jest sporo. Od czasu inauguracji teren, na którym mieści się Rupieciarnia, wciąż jest większy. Początkowo zajmował niewielką część legionowskiego targowiska, "za kapliczką" na skrzyżowaniu Piłsudskiego i Sobieskiego. Dziś zajmuje także część targowiska po przeciwnej stronie Piłsudskiego. Nie zawsze. O liczbie sprzedających i kupujących decyduje przede wszystkim pogoda. W pierwszą niedzielę ostatniego miesiąca było zimno, pochmurnie, deszczowo, więc stoisk było mniej niż zwykle, za to dwa tygodnie wcześniej Rupieciarnia pękała w szwach. Korzystając ze względnie ciepłego dnia na targ przyszły tłumy wypatrujących okazji.

Targ odbywa się przez cały rok, a frekwencja zależy przede wszystkim od pogody.

- Nawet w zimie, jak jest ładnie, przychodzi tu sporo ludzi - mówi pani Zosia sprzedająca rozmaite drobiazgi, które mogą się komuś przydać - dwie ceramiczne popielniczki, kilkanaście glinianych figurek, kilka lalek, dwie fajansowe filiżanki. Jakiś czas temu, gdy legionowska Rupieciarnia zdobywała dopiero popularność, przyjeżdżało tu sporo "zawodowych" handlarzy starociami. Przyciągała ich rosnąca klientela, ale także fakt, że niewielkie stoiska były bezpłatne. O miejsca było ciężko.

- Trzeba było przychodzić o piątej rano, żeby dostać darmowe stoisko, a potem czekać do dziewiątej, kiedy pojawiali się pierwsi klienci - wspomina Tomek sprzedający okazjonalnie płyty z muzyką i filmami.

Dzisiaj wciąż za miejsca się nie płaci, ale obwoźni handlarze i hurtownicy pojawiają się rzadko. Częste kontrole, ograniczenie wielkości darmowych stoisk, naliczanie wysokich opłat targowych odstraszyły większość "zawodowców" i dziś większość handlujących to czystej wody "amatorzy" pchlego handlu, choć są i tacy, którzy na garażowych wyprzedażach robią "taki mały small biznes" - jak mówi Adam z niewielkim zyskiem sprzedający rzeczy kupione wcześniej od innych.

Teoretycznie wszystko

Na legionowskich kiermaszach nie wolno handlować artykułami spożywczymi, żywymi zwierzętami, towarami nielegalnymi, niebezpiecznymi, poza tym towarem może być teoretycznie wszystko - od starych rowerów i mebli począwszy, na biżuterii skończywszy. W praktyce najwięcej jest stoisk z używaną odzieżą. Właściwie cały targ, na którym kupić można przysłowiowe "mydło i powidło", przypomina ciucholand pod gołym niebem. Znaleźć tu można całe tony ubrań. Handlują nimi także regularni handlarze, wyprzedając niesprzedane nadwyżki, ale wiele osób sprzedaje rzeczy używane w różnym stanie i różnej jakości. Tak jak pani Agata, od czasu do czasu przynosząca ciuchy, z których wyrosły już jej dzieci. - Wyrzucać szkoda, bo dobre rzeczy i zadbane. A może się komuś przyda. O pan zobaczy jakie spodnie. W ogóle niezniszczone. Może pan kupi za 10 zł. Kupuję i udaje mi się utargować cenę do 8. To też koloryt pchlego bazarku - "kupić, nie kupić, potargować można". Pani Agata sprzedaje także zabawki. To zresztą druga co do popularności pozycja w asortymencie całego kiermaszu. Córce pani Moniki spodobała się lalka - podrabiana Barbie w dobrym stanie. Kosztuje 2 złote. Pan Monika płaci bez targu, ale pani Agata z uśmiechem dodaje jej drugą lalkę - trochę bardziej zniszczoną, ale ładniejszą. - Co będę z tym do domu wracać. Przecież ja nie dla zarobku. Niech się dziecko bawi.

Co jeszcze można tu kupić? Zależy od pogody. Jak jest ładnie, stoisk jest więcej i asortyment bogatszy - książki, płyty, gry komputerowe, zegarki, biżuteria, lampy, drobne antyki, porcelana, elektronika. Ale te stoiska giną jednak w natłoku ton ciuchów. - Wie pan, ja zegarki zbieram, porcelanę, a tutaj za mało tego. Jakoś jestem rozczarowany asortymentem tutaj, to się chyba mija z pierwotna ideą. Ale i tak przychodzę. Na Koło teraz rzadziej jeżdżę, a jak już tutaj coś się jednak dla mnie trafi, to i tak dwa razy taniej kupię - mówi pan Artur.

Po trosze rozczarowanie asortymentem, po trosze próba jego rozszerzania zadecydowały, że jakiś czas temu legionowska "Rupieciarnia" znalazła soje przedłużenie... na Facebooku. Na stronie grupy o tej właśnie nazwie ludzie robią dokładnie to, co na kiermaszu. Wystawiają rzeczy na sprzedaż, wymieniają, targują, kupują. Wirtualna Rupieciarnia zrzesza ponad 5000 ludzi. Zabronione jest wystawianie się firm, nie można sprzedawać m.in leków czy używek. Tak jak "w realu" najwięcej jest ciuchów, choć coraz więcej miejsca zajmuje rękodzieło, dużo jest książek, muzyki, gier i zabawek. Czyli jednak wirtualny pchli targ wcale nie różni się bardziej od tego realnego. Ma tylko tę zaletę, że handlować można bez względu na pogodę.

(wk)

 

REKLAMA

Komentarze

Ten artykuł nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Twój może być pierwszy...

REKLAMA

Najnowsze informacje na TuLegionowo

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Najchętniej czytane na TuLegionowo

Misz@masz

Artykuły sponsorowane

REKLAMA

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

Wstąp do księgarni

REKLAMA

REKLAMA

Top hotele na Lato 2024
Top hotele na Lato 2024

REKLAMA

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe