Ruchy górotwórcze przy Trakcie Lubelskim
6 lutego 2009
Wieści były bardzo niepokojące. W płaskim jak stół Wawrze wyrosła potężna góra. A konkretnie w okolicy skrzyżowania Traktu Lubelskiego z ulicą Borków, tuż obok cmentarza. Na dodatek nikt nic na ten temat nie wiedział.
Nie dawano wiary, że góra jest wielka jak trzypiętrowy blok. Ponieważ radny Zalewski znany jest raczej z prawdomówności i rzetelności oraz nic nie wiadomo o jego skłonnościach do napojów wyskokowych - co było robić? Uwierzono wiceprze-wodniczącemu.
Zaczęto snuć rozważania, skąd się tam wzięła. Koncepcję, iż jest to efekt ru-chów górotwórczych dość zgodnie odrzucono. W końcu Wawer to nie Kalifornia, a Zerzeń to nie uskok San Andreas. By nie siać paniki wśród mieszkańców - uznano, iż pod naszą dzielnicą nie ścierają się ze sobą płyty tektoniczne. Z tych samych względów uznano, że góra nie może być efektem erupcji wulkanicznej. Wybuchu wulkanu nie dałoby się nie zauważyć. Cichcem nie wybuchają.
Winą za powstanie góry zaczęto w końcu obciążać przedsiębiorców. Bo w koń-cu jeśli radnemu Andrzejowi Wojdzie udało się załatwić, by mistrzostwa świata w sumo odbyły się właśnie w Wawrze, to być może jakiś jego konkurent chce go przebić i na przykład zorganizować w naszej dzielnicy olimpiadę zimową. A do tego potrzebne są góry. Tylko dlaczego usypuje je cichcem?
Ponieważ tych rozważań nie można było jednak w żaden sposób zweryfikować, zobowiązano zarząd dzielnicy do wyjaśnienia sprawy. Z najciekawszą jednak wersją powstania tego tajemniczego szczytu zetknąłem się osobiście następnego dnia u jego podstawy. Gdy szykowałem się do zaatakowania szczytu, zastanawia-jąc się czy czynić to granią wschodnią czy też lepsza będzie droga przez żleb od północy, na rowerze jadąc wężykiem zbliżył się miejscowy jegomość. Gdy zapyta-łem go, czy wie cokolwiek na temat powstania tej góry, oznajmił, iż jest to efekt tego, że nieboszczycy z leżącego tuż obok cmentarza nocami się rozkopują i stra-szą okoliczną ludność. Trzy dni wcześniej, gdy po zmroku tędy przechodził, tak go nastraszyli, iż do tej pory nie może dojść do siebie i dlatego jest w stanie wskazu-jącym. Na trzeźwo bowiem koło cmentarza nie odważyłby się przejść.
Gdy w końcu zdobyłem szczyt, roztoczył się przede mną wspaniały widok na wiele kilometrów we wszystkich kierunkach. Z góry było doskonale widać cały te-ren cmentarza i żaden z grobów nie był rozkopany. Tak więc jeśli coś przestraszyło miejscowego obywatela, to najprawdopodobniej był to kot, sowa lub inne zwie-rzątko albo miejscowa łobuzerka.
Skąd się wzięła ta góra? Władze dzielnicy rozpoczęły żmudne śledztwo. Po kil-ku dniach udało się w końcu ustalić przyczynę tajemniczych ruchów górotwórczych. Okazała się ona bardzo prozaiczna. Właściciel działki, na której powstał tajemniczy szczyt, na wiosnę zamierza rozpocząć handel... ziemią do kwiatów. Toteż już od jesieni rozpoczął zwożenie na swój teren torfu i czarnoziemu. Zadziwia rozmach tego przedsięwzięcia. Na oko ziemi tej starczy na wypełnienie choćby i miliona doniczek, jeśli nie więcej.
Efekt tego całego zamieszania jest raczej pozytywny. Krajobraz nam się uroz-maicił. Zyskaliśmy piękny punkt widokowy, z którego widać sporą część pięknej dzielnicy. Jeśli dopisze śnieg, dzieci będą miały skąd zjeżdżać na sankach. Pozosta-je tylko nazwać nowo powstałą górę, do czego zachęcamy naszych Czytelników. A na wiosnę każdy z nas może mieć jej część u siebie w domu. W doniczce.
Andrzej Gzyło
Przy Trakcie Lubelskim wyrosła nam piękna góra |
Ze szczytu jest piękny widok na wiele kilometrów |