Relikt dla sentymentalnych? SAM Bielański skończył 52 lata
30 listopada 2016
Sklep z tradycjami czy relikt handlu uspołecznionego?
SAM Bielański przy Kasprowicza 45 istnieje w tym samym miejscu od ponad półwiecza. Otwarty został w 1964 roku i był pierwszym wielkopowierzchniowym samoobsługowym sklepem na Bielanach. Należał jak znakomita większość peerelowskich sklepów samoobsługowych do spożywczego monopolisty, czyli spółdzielni "Społem". W tamtych czasach takie sklepy to była nowość. Poza tym w czasie największych braków rynkowych SAM-y i tak były zaopatrywane lepiej niż inne sklepy. A bielański był obok Megasamu Żoliborskiego najbardziej flagową placówką "Społem" na Bielanach, więc jak coś "mieli rzucić", to była duża szansa, że właśnie do nas.
Przetrwali kryzys
W czasach swojej największej świetności "Społem" miało na Bielanach kilkadziesiąt sklepów - centralnych i osiedlowych. Wydawało się, że zmiana ustrojowa wykończy spółdzielcze sklepy i zastąpią je prywatne. Ale nie. Spółdzielnia przetrwała największy kryzys. Zlikwidowała sporo placówek, ale funkcjonuje do dziś - w nowym wydaniu i ostatnimi czasy rośnie nawet w siłę. Ma dziś jedenaście placówek na Bielanach, w tym dwie piekarnie. Oczkiem w głowie spółdzielni są zwłaszcza Megasam Żoliborski na Broniewskiego, dom handlowy Agora na ulicy Przy Agorze, sklep "Radek" przy Żeromskiego (gdzie w epoce PRL-u działał bar o tej samej nazwie i nie najlepszej reputacji) oraz właśnie SAM Bielański przy Kasprowicza.
Można odpocząć od natrętnych sprzedawców
SAM walczyć o klienta powinien, bo dziś nie wystarczy postawić na półkach coś więcej niż suszone śliwki, żeby klientela waliła drzwiami i oknami. Tymczasem sądząc z relacji kupujących w SAM-ie czytelników z tą walką najlepiej nie wychodzi.
Sklep urządzony jest w ten sposób, że prócz części samoobsługowej są stoiska tradycyjne sklepowe z serami, rybami, garmażerią, wędlinami, alkoholem. Pomysł dobry i sprawdza się nie tylko w innych sklepach sieci, ale nawet w niektórych dużych supermarketach. Tyle, że ktoś kto ma akurat ochotę kupić i ser, i salami, i kawałek łososia, i dajmy na to pół litra Wyborowej i paszteciki, a oprócz tego coś tam jeszcze włoży do koszyka, musi stać w sześciu kolejkach. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że czasem zwrócić na siebie uwagę pań ekspedientek nie jest wcale łatwo. Może "Społem" wpadło na pomysł, by na Starych Bielanach urządzić taki skansen handlu w peerelowskim stylu, gdzie klient odpocznie od natrętnych sprzedawców, którzy chcą mu wcisnąć to, czego w ogóle nie potrzebuje i będzie dla odmiany musiał prosić, żeby sprzedano mu cokolwiek? Jeśli tak, to pomysł bardzo mi się podoba. Będę wiernym klientem, tylko trzeba tę pionierską placówkę jakoś rozreklamować, do czego niniejszym dokładam skromne trzy grosze.
(wk)