Przegrywamy z kupami
20 marca 2009
Zima powoli odchodzi. Na pamiątkę zostawia nam psie kupy - na trawnikach, chodnikach, parkach - na każdym kroku. Prawie nikt nie chce ich sprzątać.
- Dozorcy budynków mają obowiązek sprzą-tania swojego terenu. Psie odchody również na-leżą do nieczystości, więc powinni je sprzątać. Rozważamy wyznaczenie na terenie osiedla specjalnych, ogrodzonych wybiegów dla psów. Tylko czy właściciele zwierząt będą tam chodzić? - zastanawia się kierownik działu techniczno-eksploatacyjnego osiedla Jelonki.
Wiadomo, że powinni sprzątać właściciele czworonogów. Rynek proponuje im kilka ciekawych rozwiązań. Pierwsze z nich to papierowe torby wraz z łopatką do zbierania odchodów. Zestaw 50 torebek kosztuje 18 zł. W sklepach zoologicznych można również nabyć wiele różnych plastikowych chwytaków, którymi łatwo kupę złapać i wyrzucić do kosza czy worka, nie brudząc przy tym rąk. Ludzie jednak nie chcą sprzątać. Często zdarza się, że Ci, którzy sprzątają, padają ofiarą drwin i za-czepek.
- Wiem, że straż miejska może wlepiać mandaty za niesprzątnięcie po swoim pupilu. Niby jak? Patrole mają chodzić za każdym i śledzić, czy posprzątał kupę czy nie? To absurdalny przepis. Gdyby mandaty się posypały, ludzie zostaliby zdyscy-plinowani, prawda jednak jest taka, że strażnicy o to nie dbają i traktują problem z przymrużeniem oka - mówi nasz czytelnik.
Właśnie trwa kolejna ogólnowarszawska akcja nagłaśniana przez "Gazetę Wy-borczą". Od poprzednich różni się tym, że wspiera ją wpadająca w ucho piosenka "Sprzątnij po swoim psie". Czy przyniesie efekty? Trudno w to uwierzyć, skoro ta-kie akcje odbywają się od kilkunastu lat. Wiara w to, że człowiek, dla którego na-turalne jest rzucenie peta czy papierka na chodnik, będzie sprzątał psie kupy, jest tak naiwna, że aż śmieszy. Polacy to naród brudasów.
Co roku dzielnice i miasto wydają mnóstwo pieniędzy na akcje informacyjne, zestawy do sprzątania, a efekty tych działań są zerowe. Jak długo jeszcze kolejne ekipy władzy będą popełniać te same błędy?
Rozwiązaniem dla miasta i zarządców dużych terenów jest kupno spalinowego odkurzacza. Zasysa on odchody do specjalnego pojemnika. Jeszcze trzeba zaanga-żować do tego bezrobotnych lub zatrudnić na etat - i problem z głowy. Koszt ta-kiego urządzenia to około 8 tys. zł. Urzędnicy wolą jednak wydawać na worki i edukację, która corocznie kończy się tak samo - kupą kup na trawnikach.
- Rozdawanie worków a kupno odkurzacza to dwie odrębne kwestie. Worki rozdajemy mieszkańcom po to, by zmobilizować i nauczyć ich sprzątania po swoich zwierzakach. Rozmawiamy również ze spółdzielniami i namawiamy do stawiania koszy na psie odchody. Odkurzacz to zupełnie inna kwestia i nikt nie powiedział, że takiego urządzenia nie kupimy. Myślimy o tym bardzo poważnie - twierdzi rzecznik bemowskiego urzędu Krzysztof Zygrzak.
I dobrze, bo po Polakach trzeba posprzątać, a co jakiś czas uświadomić im, ile to kosztuje. Może gdy dotrze do nas, że gdybyśmy schylali się po psią kupę sami, to boisko, basen czy chodnik mielibyśmy znacznie szybciej, zmienimy nasze na-stawienie. Może. A może zrobią to dopiero nasze dzieci.
Agnieszka Pająk-Czech, oko