Pociągiem na wilegiaturę do Międzylesia
10 kwietnia 2015
Przepiękny dworzec kolejowy Warszawa-Międzylesie to kompletna ruina. Peron jest popękany, przedwojenne tablice próchnieją, a w poczekalni czuć smród stęchlizny. A nie tak powinien wyglądać zabytek, który jest idealnym przykładem nowoczesnej architektury połowy lat trzydziestych ubiegłego wieku - czasów, w których Wawer był letniskiem, a do drewnianych wilii na całe lato ściągali warszawiacy.
Budynek dworca znajduje się w rejestrze zabytków. No i co z tego? Blisko osiemdziesięcioletnia stacja wygląda, jakby zaraz miała się rozpaść. W latach siedemdziesiątych wyasfaltowano peron, co dziś wygląda po prostu ohydnie. Masa bitumiczna jest popękana. Klinkierowe płytki, którymi wyłożona jest z zewnątrz poczekalnia, jest brudna. Drewniane tablice kierunkowe z napisem "DO WARSZAWY" i "DO OTWOCKA" przed wieloma laty ktoś pomalował żółtą farbą. Dziś próchnieją i jeśli czym prędzej się ich nie podda renowacji, będzie je można jedynie wyrzucić na śmietnik. W poczekalni z kolei czuć smród stęchlizny. Walają się niedopałki papierosów, kapsle po napojach i przeróżne śmieci.
Warto jednak przypomnieć, że osiemdziesiąt lat temu cała dzisiejsza dzielnica Wawer stanowiła miejsce wypoczynku wielu warszawiaków. Niektórzy wynajmowali tutejsze drewniane domy na cały sezon i relaksowali się wśród sosnowych lasów od wiosny aż po jesienne grzybobrania. W dwudziestoleciu międzywojennym linia otwocka była bardzo popularnym miejscem wypoczynku warszawskich mieszczan, w tym stołecznych Żydów. Jeden z największych drewnianych budynków w Europie - sanatorium Abrama Gurewicza - znajduje się właśnie w Otwocku. Za to Falenica przypominała maleńkie żydowskie miasteczko gdzieś na kresach. Ulice były wąskie i gęsto zabudowane drewnianymi domkami pełnymi małych sklepików, gdzie można było kupić mydło i powidło. Ulica Walcownicza w dawnych czasach słusznie nosiła nazwę Handlowa, ponieważ słynęła z kramów i kramików.
Cały ten świat runął wraz z wybuchem wojny. Niemcy zamknęli Żydów w gettach - falenickim, otwockim i warszawskim, a następnie wymordowali w obozach zagłądy. Po wojnie drewniane budynki coraz bardziej zaczęły popadać w ruinę. Rozpadały się ze starości i braku konserwacji, bezdomni rozbierali je na opał. Z czasem działki ze świdermajerami - jak nazwał je Konstanty Ildefons Gałczyński - zaczęli kupować przedsiębiorcy, którzy burzyli przedwojenne zabudowania, by w ich miejscu postawić nowe domy. Przedwojenne dworce, dawniej symbole nowoczesności - popadły w ruinę.
PKP Polskie Linie Kolejowe zapowiadają, że planują remont przystanków od Olszynki Grochowskiej do Świdra, wciąż nie podając konkretnych terminów.
Przemysław Burkiewicz