Po co nam wiceburmistrz?
9 czerwca 2006
Wiele razy w tej kadencji samorządu podważamy sensowność zatrudniania zarządów dzielnic za ciężkie pieniądze. Zarządów, które po scentralizowaniu władzy w mieście nie mają niemal żadnych kompetencji.
Poczynania samorządu w Warszawie śledzę od 15 lat. W życiu nie słyszałem tak kuriozalnego uzasadnienia konieczności obsadzenia stanowiska. Biorąc dodat-kowo pod uwagę kompetencje i możliwości działania członków zarządu w obecnej kadencji, powoływanie kolejnego wiceburmistrza na miesiąc przed wakacjami i pięć miesięcy przed wyborami trudno traktować inaczej jak darowiznę z budżetu dla działaczki Prawa i Sprawiedliwości.
Wynagrodzenia członków zarządów warszawskich dzielnic są nieadekwatne do posiadanych obowiązków i odpowiedzialności. W porównaniu z latami, gdy gminy były samodzielne, obecny burmistrz nudzi się na swoim stanowisku. Otrzymuje ponad 10 tys. miesięcznie plus trzynastki i wielotysięczne nagrody.
Możliwości działania zarządów dzielnic, podobnie zresztą jak dzielnicowych radnych, blokuje brak statutu Warszawy. Rada miasta od początku kadencji nie uchwaliła statutu określającego kompetencje organów samorządowych w stolicy. Ekipa PiS z premedytacją wykorzystała błąd ustawodawcy, który nakazał uchwa-lenie statutu w ciągu sześciu miesięcy, ale nie przewidział żadnych konsekwencji, jeśli tak się nie stanie. Lech Kaczyński podzielił władzę w mieście według własnego uznania. Zaufanym burmistrzom dawał kompetencje, innym nie. Jednak nawet zaufani dostawali ich niewiele.
Romuald Gronkiewicz należy do zaufanych braci Kaczyńskich. Czy wykorzystał to zaufanie dla dobra Targówka, mogliby ocenić mieszkańcy, gdyby mieli szansę wybierania burmistrza dzielnicy w wyborach bezpośrednich. Niestety nie mają, a burmistrz pochodzi z politycznego nadania PiS. Nie musi się więc liczyć z opinią publiczną na Targówku. Powinna się z nią natomiast liczyć radna Alicja Żebrowska. Zgoda na objęcie wysoko płatnego stanowiska wiceburmistrza tuż przed wyborami, nie świadczy dobrze o osobie, która doskonale wie, że już nic nie zrobi, a stanie się jedynie obciążeniem dla podatników.
Bartek Wołek