Patodeweloperka pół wieku temu. Obok bloków pasły się krowy
12 października 2021
Po jednej stronie Marymonckiej nowiutkie budynki mieszkalne, po drugiej - pastwisko. W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku takie widoki nikogo nie dziwiły.
Marymoncka jest nie tylko jedną z najdłuższych i najważniejszych, ale także najstarszych dróg Bielan. Pierwsze wzmianki o biegnącej pod lasem Bielańskim "szosie zakroczymskiej" pochodzą z czasów rozbiorów Rzeczypospolitej, jednak droga między Warszawą a Zakroczymiem mogła istnieć w tym miejscu już w średniowieczu.
Historia Marymonckiej
Dzisiejsza nazwa ulicy wzięła się od pagórka, znajdującego się w administracyjnych granicach Żoliborza. Stojący na wzniesieniu przy Potockiej kościół Matki Bożej Królowej Polski powstał w miejscu pałacu Marii Kazimiery d'Arquien, żony króla Jana III Sobieskego. Rezydencja nosiła francuską nazwę Marie Mont (Wzgórze Marii), która szybko została spolszczona na Marymont. W czasach Księstwa Warszawskiego droga prowadząca stamtąd do Zakroczymia została wyprostowana i obsadzona drzewami oraz zyskała żwirową nawierzchnię.
W XIX wieku i na początku XX Marymoncka była drogą prowadzącą na najdalsze przedmieścia Warszawy, gdzie istniały m.in. rosyjski fort Bielany (mocno zniszczony podczas budowy Wisłostrady) i istniejący do dziś, choć pozbawiony monumentalnej bramy cmentarz żołnierzy włoskich. Tuż przed II wojną światową patronem początkowego fragmentu Marymonckiej został Juliusz Słowacki.
Patodeweloperka w PRL
Na zdjęciu wykonanym w 1971 roku uwieczniono ciekawy etap rozwoju Bielan. Dość wysokie i rzadko rozrzucone po okolicy bloki mieszkalne sąsiadowały z polami, łąkami i pastwiskami, na których regularnie widywano krowy. Budowa osiedla Młociny Południowe - czyli Wrzeciona - była możliwa dzięki powstaniu huty i likwidacji lotniska, zajmującego ogromną część dzisiejszych Bielan. Nowe bloki, wyrastające od lat 60., przeplatały się na Marymonckiej z ostatnimi pozostałościami zabudowy wiejskiej i przedmiejskiej, która przetrwała II wojnę światową.
W pierwszych latach istnienia osiedla mieszkańcy narzekali zarówno na fatalny dojazd do centrum Warszawy, jak i zbyt małą liczbę sklepów, szkół i przedszkoli. Częstym zarzutem był także brak odpowiedniej ilości zieleni. Krytyczne głosy okazjonalnie trafiały na łamy czasopism takich jak "Stolica", ale komunistyczna cenzura i brak współczesnych środków komunikacji skutecznie wyciszały większość opinii o "patodeweloperce" ówczesnych spółdzielni mieszkaniowych.
Dominik Gadomski