"Pas startowy" na wale na Białołęce nadal drażni?
10 maja 2023
Montaż migających świateł na wale wiślanym na Białołęce to doskonały dowód na to jak nieprzemyślane mogą być realizacje projektów w ramach budżetu obywatelskiego. Tzw. pas startowy, który wykonał Zarząd Zieleni znany jest już na całą Polskę. Niestety, nie jest to pozytywny obraz wykonanej inwestycji.
Na początku roku radny Filip Pelc zaapelował o natychmiastowe wyłącznie lampek, które oświetlają wał przy Wiśle.
- Dostałem liczne informacje od mieszkańców, świadczące o tym, że pulsujące światło lampek powoduje ból głowy. Po kilku minutach przebywania na wale wiele osób rezygnowało ze spaceru.
Rewolucja na wiślanej trasie. Ucieszy pieszych i rowerzystów
Ścieka na wale wiślanym to jedno z ulubionych miejsc wielu warszawiaków, ceniących spacery i trasy rowerowe w otoczeniu zieleni i przyrody. Grupa mieszkańców zgłosiła projekt, którego realizacja sprawi, że trasę docenimy także nocą.
Planowane nałożenie na lampki folii przyciemniającej nie zmieni faktu, że lampki będą mrugać - przekonuje Filip Pelc, który zaproponował wykorzystanie lampek do doświetlenia przejść dla pieszych.
Trwonione pieniądze podatników
Co ciekawe lampki na wale to pomysł zrealizowany w ramach budżetu obywatelskiego. Chcieli go zatem sami mieszkańcy, zaś Zarząd Zieleni zrealizował ich prośbę za ćwierć miliona złotych. W projekcie lampki miały być solarne, ledowe a co najważniejsze dyskretnie świecące światłem stałym.
- Niestety są migające i pulsujące, co jest totalnie niezgodne z moją intencją - wyjaśnił na antenie TVN autor projektu Bartosz Dąbrowa. Na tej samej antenie przedstawiciele Zarządu Zieleni odpowiedzieli, że nie było oświetlenia solarnego, ledowego, świecącego światłem stałym, dlatego ponad kilometrowy odcinek chodnika wyłożono migającymi lampkami. Tak więc po zmierzchu deptak zaczął przypominać pas startowy dla samolotów.
Zarząd Zieleni "koryguje" zbyt intensywne oświetlenie
Zarząd Zieleni postanowił ratować sytuację naklejając na lampki ciemną taśmę, która ma za zadanie przyciemnić nieco oświetlenie.
- Od stycznia prowadziliśmy działania, których celem było zmniejszenie intensywności światła emitowanego przez lampki. Dążyliśmy do zminimalizowania ujemnych skutków pulsacyjnego świecenia przy jednoczesnym zachowaniu ich funkcji. Obecnie lampki nie powodują oślepiania, a zwiększone rozproszenie pozwoliło na emisję jedynie niewielkiej poświaty - informuje Zarząd Zieleni. Ponieważ mieszkańcy twierdzą, że lampki nadal powodują rozdrażnienie, działania urzędników komentują drwiąco.
- Po przyciemnianiu za pomocą czarnej taśmy następnym krokiem Zarządu Zieleni będzie pewnie malowanie liści na zielono - czytamy w jednym z komentarzy. Nie zgadzają się z tymi opiniami urzędnicy.
- Po przyciemnieniu lampek oświetlenie nie jest negatywnie odbierane przez spacerowiczów i osoby wracające wałem do domu. Spotykamy się coraz częściej z opiniami pozytywnymi. Niektórzy zwracają nam uwagę, że niepotrzebnie wyłączyliśmy część oświetlenia - broni swojej koncepcji Zarząd Zieleni.
Lampki za ćwierć miliona wkrótce znikną?
Radny Filip Pelc uważa, że lampki powinny być przeniesione tam, gdzie mogłyby naprawdę się przydać i realnie poprawić bezpieczeństwo, czyli na przejścia dla pieszych, zwłaszcza tych gorzej oświetlonych. Zarząd Zieleni nie wyklucza takiego rozwiązania.
- Jeżeli na terenie dzielnicy Białołęka jest potrzeba zamontowania oświetlenia ledowego przy przejściach dla pieszych, to możemy je przekazać podmiotowi, który będzie zajmować się jego montażem.
(db)
.