Pallada - słodkie życie przy Smoczej
11 czerwca 2013
Cukiernia "Pallada" powstała w 1928 roku w Toruniu. Od 35 lat istnieje na warszawskiej Woli, przy ul. Smoczej 27. - Zaczynał dziadek Jerzy Gruziński, potem rodzice przeprowadzili się do Warszawy. Interes przejął ojciec, a teraz prowadzimy cukiernię razem - mówi współwłaściciel Karol Kociołł.
- Czasy nie są najłatwiejsze, ale sobie radzimy. Kiedyś sprzedawało się wszystko, co się wyprodukowało. Ciężko było o surowce, teraz jest gorzej ze sprzedażą. Obecnie trzeba dbać o jakość, ciągle coś nowego produkować. Zakład dostosować do wymagań sanepidu. Przede mną z ojcem pracowali starsi bracia, ale poszli w swoich kierunkach. Rodzeństwo w ogóle mam liczne, bo jest nas siedmioro. Jednak tylko ja zostałem przy cukiernictwie, chociaż skończyłem studia na kierunku zarządzanie - mówi pan Karol.
Cukiernia jest otwarta codziennie od 9 do 19, w niedziele od 10 do 17. Najtrudniejszym okresem jest lato, kiedy ludzie jedzą mniej i spada liczba zamówień.
- Na urlop jednak nie możemy sobie pozwolić, bo moglibyśmy wypaść z rynku - dodaje. A zamówień jest sporo. Produkty bierze np. Hala Banacha. Także sieć sklepów Piotr i Paweł. Nie tylko z Warszawy, ale też Kielc, Piotrkowa oraz Radomia. Nasz pączek jest robiony klasycznie. Zawijany, robiony ręcznie, z nadzieniem różanym lub jabłkiem. Na jajkach, żółtkach, marmoladka prażona - mówi Karol Kociołł. Mrożone ciastka zamawiają kawiarnie. Także sklepy Minieuropa. Cukiernia miała umowę z Radiem Kolor - ciasteczka na imprezy w zamian za reklamę.
- Mamy w asortymencie ponad 200 rodzajów ciastek i ciast. Wiele rodzajów tortów. Mogę polecić produkowany od kilku lat tort Marsylia z wiśniami na ciemnym biszkopcie, nasączony winiakiem i opryskiwany mleczną czekoladą. Przez te wszystkie lata zdarzały się rozmaite zamówienia. Firmy zamawiały na jubileusze torty 50- i 100-kilogramowe. Zaczęliśmy się rozwijać "w tortach" w stylu angielskim, marcepanowych. Ludzie zamawiają czasem torty dla dzieci, z bohaterami kreskówek. Kiedyś zrobiliśmy zamek Harry'ego Pottera. Dobrym okresem są na pewno komunie. Na wystawie mamy tort w kształcie książki. Najbardziej pracowity dzień to oczywiście tłusty czwartek. Robimy wówczas 50 tysięcy pączków. Kosztują 2,50 zł za sztukę. Różnią się bardzo od tych, które można kupić w sklepach spożywczych. Tamte to produkcja przemysłowa na proszku, z dodanymi spulchniaczami. Po wysmażeniu taki pączek jest opryskiwany marmoladą. Nasz jest robiony klasycznie. Zawijany, robiony ręcznie, z nadzieniem różanym lub jabłkiem. Na jajkach, żółtkach, marmoladka prażona. Dobrą też mamy szarlotkę. Wiem, bo muszę próbować codziennie. Czasem to aż za dużo. Podwyższa się cholesterol. W domu staram się ograniczać słodycze - śmieje się pan Karol.
"Pallada" (nazwa pochodzi od greckiej bogini rzemiosła) jest w lepszej sytuacji, niż duża część warszawskich cukierni, które przez wyśrubowane warunki najmu musiały zakończyć działalność.
- Ojciec kupił to miejsce w 1978 roku. Zaczął produkcję, kiedy budynek był jeszcze praktycznie w budowie. Ostatnio miastu zachciało się podwyższyć ceny użytkowania wieczystego gruntu. Podniesiono nam cenę z 600 zł na 18 tys. rocznie. Odwołaliśmy się i na razie decyzję obaliliśmy. Teraz miasto musi wypowiedzieć umowy użytkowania, wycenić grunt i zobaczymy, jaka będzie kwota. Tak czy siak to ceny z kosmosu. Warszawa zrobiła się naprawdę drogim miastem - uważa Karol Kociołł.
mac