Nie potrafią się dogadać
5 listopada 2010
Dwanaście wspólnot i tyle samo pomysłów na zarządzanie terenami wspólnymi. Na osiedlu Buczynek, jak za dawnych czasów, jedna wspólnota może blokować działania wszystkich pozostałych...
Mają wszystko w nosie
- Jest kilka wspólnot, których nie interesuje los osiedla (plac zabaw, sprzątanie, ochrona itp.) Na spotkanie wspólnotowe przychodzi kilka osób, więc ciężko jest coś ustalić za wszystkie 12 wspólnot. Pomysłów zawsze było wiele, ale przeważnie koń-czą się na niczym, gdyż prawie zawsze cztery wspólnoty nie partycypują w pomys-łach, a kolejne stwierdzają, że skoro nie wszyscy to i my nie. I tak w koło Macieju. Z tego co się orientuję, z niektórymi członkami zarządu nie ma nawet kontaktu... Na spotkaniu z panią z sanepidu odnośnie placu zabaw pojawiły się dwie osoby, a powinno być ich po jednej z każdej wspólnoty - żali się Edyta Karczewska-Szelążek z zarządu wspólnoty Książkowa 7.Liberum veto?
Czy kilka wspólnot nie może zadecydować w sprawie np. placu zabaw czy ochrony na osiedlu? - Mogą, ale nawet jeśli wszystkie wspólnoty zgadzają się na propono-wane zmiany, wystarczy, że któraś z nich nie chce dokładać się finansowo, a reszta też się wyłamuje. Był nawet kiedyś pomysł powołania osobnego, trzynastego za-rządu, który zajmowałby się właśnie terenami wspólnymi. Niestety, szybko upadł, bo trzeba by było za niego płacić, a to nie podoba się mieszkańcom. I tak czas mi-ja, a my nic nie możemy zrobić. W dalszym ciągu nie mamy sprawnej ochrony na osiedlu, a plac zabaw zaczyna się już rozpadać... - ubolewa Maciej Smoczyński.Deweloper namieszał
Problem w osiedlu wynika m.in. z tego, że dwie wspólnoty nie są właścicielami te-renów wspólnych. Mają tylko służebność, czyli możliwość bezpłatnego przejścia i przejazdu przez teren osiedla. Pozostałym wspólnotom nie podoba się to i prowo-kuje do postawy typu "każdy sobie rzepkę skrobie", ale praktycznie nie można nic z tym zrobić, bo tak zadecydował deweloper. W tej sytuacji wspólnoty mogłyby za-żądać powołania zarządcy przymusowego przez sąd. - Wiązałoby się to jednak z dużymi kosztami, np. wysłania korespondencji do wszystkich 1200 mieszkańców (koszt ok. 12 tys. zł), a nikt z własnej kieszeni takiej kwoty nie wyłoży - przekonuje Maciej Smoczyński.Nie ma problemu?
Czy jest zatem jakiś sposób na rozwiązanie problemu? - Nie mam na to żadnego pomysłu. Dziwi mnie jedynie fakt, że mieszkańcy mający takie zarządy nie zmienią ich, a wciąż tylko na nie narzekają - uważa Edyta Karczewska-Szelążek.Nie wszyscy się jednak z tą opinią zgadzają. - Nie ma żadnego konkretnego projektu ani propozycji, co do której zarządy nie mogłyby się dogadać. Po prostu nie ma rozmów między zarządami i nie widzę powodu, aby sprawą zarządzania po-wierzchnią wspólną naszego osiedla zajmowała się prasa. Doprowadzić to może jedynie do prawdziwego konfliktu, którego na ten moment nie ma - usłyszeliśmy od członka zarządu innej wspólnoty.
Marzena Zemlich