Nie lubię żargonu
21 listopada 2008
W odpowiedzi na artykuł "Dzielnica porąbana na maksa".
Autor jest wiceburmistrzem dzielnicy Białołęka |
Autor artykułu (Boch) przykłada ten tytuł do sy-tuacji w białołęckich przedszkolach i uzasadnia go w kilku zdaniach. Bardzo łatwo tak "na skróty" wskazy-wać i osądzać "winnych", zwłaszcza jeśli temat jest chwytliwy i dotyczy szerszego grona osób, różnie sy-tuowanych.
W przedszkolach publicznych mamy ok. 1200 miejsc, w niepublicznych ponad 2200. Z różnych względów do przedszkoli nie uczęszcza ok. 300-400 dzieci. 15-go każdego miesiąca biuro edukacji podaje w internecie informacje o wolnych miej-scach w przedszkolach publicznych na terenie Warszawy - we wrześniu było ich ok. 300.
To nieprawda, że nasza dzielnica nic nie robi w zakresie poprawy tej sytuacji - w 2009 roku oddamy do użytku przedszkole przy ul. Ostródzkiej na 150-180 miejsc. Wykonujemy projekty rozbudowy przedszkoli przy ulicy Porajów (40-60 miejsc) oraz przy ul. Strumykowej (150-180 miejsc). W nagrodę za rozbudowę modułową szkoły przy ul. Berensona miasto obiecało nam przekazanie w 2009 roku 6 mln zł na przedszkole modułowe przy ul. Poetów.
Trochę inaczej niż przedstawia autor artykułu jest też z opłatami za przedszko-le. W publicznych opłata stała wynosi 112,60 zł oraz 7 zł dziennie za wyżywienie - łącznie ok. 300 zł. Rodzice opłacają też zajęcia dodatkowe, np. lekcje angielskiego (ok. 30-40 zł).
Przykład opłat w przedszkolach niepublicznych zamieściło "Echo" w reklamie jednego z przedszkoli, tak się złożyło, że tuż pod omawianym artykułem. Zacytuję ten przykład: "wpisowe 300 zł, czesne 700 zł" - w tym zajęcia dodatkowe. Do-datkową atrakcją, oprócz zajęć rutynowych w przedszkolach publicznych, są tu dwa razy w miesiącu konie. W przedszkolach niepublicznych nauka angielskiego jest z reguły droższa, kosztuje 60-80 zł (małe grupy). Reasumując, w przedszkolach nie-publicznych rodzice płacą więcej niż w publicznych przeciętnie o ok. 350 zł mie-sięcznie. Oczywiście są też, ale nieliczne, przedszkola o bardzo wysokim standar-dzie, gdzie opłaty są rzeczywiście znacznie wyższe, ale są też rodzice, którzy chcą takich placówek dla swoich dzieci.
Białołęka, gdzie dziś jest zameldowanych na pobyt stały ok. 77 tys. osób, cza-sowo 1500 i mieszka ok. 20 tys. osób niezameldowanych, w 2012-13 roku będzie liczyła ok. 130 tys. mieszkańców. Czy przy takim tempie rozwoju dzielnicy średni budżet roczny na inwestycje w wysokości 40 mln zł pozwala na zabezpieczenie wszystkich potrzeb mieszkańców? Oceńcie Państwo sami wiedząc, że wybudowanie jednego przedszkola metodą tradycyjną to koszt ok. 13-15 mln zł bez ceny gruntu. Zarządowi dzielnicy nie brakuje rozeznania potrzeb ani chęci ich realizacji, ale bez uzyskania większych środków finansowych, o które stale zabiegamy, nie uda się wszystkiego zrobić w optymalnym czasie.
Andrzej Opolski
Od redakcji
Panie Burmistrzu!Od kilku lat jest między nami zgoda co do jednego - przedszkola niepubliczne, do których chodzi zdecydowana większość dzieci z Białołęki - są za drogie dla rodzi-ców. W ustawie o systemie oświaty zapisano: "Dotacje dla niepublicznych przed-szkoli przysługują na każdego ucznia w wysokości nie niższej niż 75% ustalonych w budżecie danej gminy wydatków bieżących ponoszonych w przedszkolach publicz-nych w przeliczeniu na jednego ucznia."
Nie niższej, a więc można dopłacać więcej. Potrzebna jest tylko dobra wola ra-dy Warszawy. Niestety przez dwa lata nikt do rady miasta w tej sprawie nie wystą-pił. A szkoda, bo jeszcze w poprzedniej kadencji radni Białołęki podjęli uchwałę intencyjną, aby miasto finansowało przedszkola niepubliczne taką samą kwotą, jaką finansuje placówki własne. Radni chcieli stworzenia systemu, w którym właści-ciele prywatnych przedszkoli zobowiążą się, że nie będą od rodziców pobierać wię-cej niż ustalona kwota.
Wszystko po to, by dzielnica nie musiała budować nowych przedszkoli, bo i tak nie nadąży za deweloperami, a zajęła się na przykład budową szkół. Miejsca w przedszkolach zapewniłby wolny rynek, a samorząd - finansując po równo każde dziecko - miał pilnować, by stawki dla rodziców były przystępne. Pan też głosował za takim rozwiązaniem.
W niedawnej rozmowie telefonicznej z redaktorem "Echa" przyznał Pan, że pro-wadzona przez dzielnicę i miasto polityka budowania żłobków i przedszkoli prowa-dzi donikąd. Do tych wniosków zresztą doszliśmy już co najmniej pięć lat temu, kiedy był Pan radnym opozycji. Lata mijają - a bezsensowna polityka jest prowa-dzona nadal. Od dwóch lat to Pan współrządzi dzielnicą.
Ma Pan ograniczone kompetencje - to bezsporne. Nic jednak nie ogranicza Pańskiej wolności słowa, a Pan milczy. Zarząd milczy, rada dzielnicy milczy. A problem jest o wiele większy niż pięć lat temu.