Nie chcę być dyrektorem dzielnicy
13 kwietnia 2002
Z burmistrzem Białołęki Jerzym Smoczyńskim rozmawiamy m.in. na temat przyszłości gminy w kontekście decyzji prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, który podpisał w ubiegłą sobotę nowelizację ustawy o ustroju stolicy.
|
Czy w związku z decyzją prezydenta przewiduje Pan wniesienie protestu do Trybunału Europejskiego?
- Nie. Uważam, że nasze problemy powinniśmy rozwiązywać wewnątrz kraju. Nie jestem zwolennikiem załatwiania spraw na forum międzynarodowym. Za naturalną kolej rzeczy uważam wystąpienie do Trybunału Konstytucyjnego, co niebawem nastąpi. Uważam, że scalenie Warszawy z powrotem w jedną wielką aglomerację nie jest dobrym posunięciem i za kilka lat nastąpi powrót do obecnej sytuacji. Szkoda tylko, że obecnym gminom grozi zastój. Myślę, że jeszcze przez najbliższe dwa lata coś będzie się działo siłą rozpędu, a potem zacznie się powolna degradacja.
Dlaczego Pan tak uważa? Czy władze miasta nie będą w stanie w sposób sensowny przejąć zadań, które obecnie wykonują samodzielne jeszcze gminy?
- Uważam, że jest to niewykonalne. Po zmianach będzie prezydent i 17 dyrektorów dzielnic. Każdy z nich będzie musiał konsultować wszystkie decyzje z prezydentem. W takiej sytuacji prezydent musiałby poświęcać większość swojego czasu na nieustanne konsultacje i rozmowy. Poza tym wystarczy spojrzeć na przykłady gospodarowania przez miasto majątkiem zlokalizowanym na terenie gmin. Na Białołęce to m.in. Faelbet, Fabryka Domów na Świderskiej czy obiekty na ul. Odlewniczej. Nie trzeba być fachowcem, by stwierdzić, że nie dzieje się dobrze w tych miejscach.
Czy są jeszcze inne argumenty za utrzymaniem obecnego podziału?
- Tak. Uważam, że jest on naturalny, zaś wprowadzane modyfikacje są próbą sztucznego powstrzymania naturalnych zmian. Proszę zwrócić uwagę na fakt, że w ciągu ostatnich lat nastąpiła znaczna migracja z centrum Warszawy na jej obrzeża. Coraz częściej jest tak, ze ludzie pracują w Śródmieściu a mieszkają w gminach "wianuszka", takich właśnie jak Białołęka. Tu potrzeba coraz więcej dróg, szkół i innych inwestycji. Miasto natomiast będzie drenować fundusze wykorzystywane dotąd przez gminy i zabierać je do swojego ogólnego budżetu. Jest to worek bez dna. Zysk miasta będzie jednak niewspółmierny w porównaniu z tym, co stracą gminy. W skali roku gminy "wianuszka" wydawały na inwestycje około 350 mln zł. Tę kwotę zabierze teraz miasto. Nie będzie ona jednak stanowiła jakiegoś ogromnego udziału w inwestycjach miejskich, wynoszących rocznie blisko 1,5 mld zł. Na samo metro potrzeba 1,5 mld dolarów.
Jak Pan widzi swoją polityczną przyszłość? Czy zostanie Pan burmistrzem dzielnicy Białołęka?
- Nie jestem zainteresowany taką funkcją. Osoba na tym stanowisku będzie musiała prosić miasto o zgodę na większość podejmowanych decyzji. To niweczy motywację do działania. Przez dwie ostatnie kadencje Białołęka była samodzielna i taki sposób działania jest właściwy dla mojej osobowości. Gmina przeżyła burzliwy rozwój. Jesteśmy uznawani za jedną z najlepszych gmin w regionie mazowieckim. Plasujemy się także w grupie najlepszych gmin w Polsce. Po utracie samodzielności nie będzie już tylu funduszy na lokalne drogi czy wodociągi. Brak rozwoju infrastruktury zawsze skutkuje odpływem inwestorów. Nie mogąc nic zdziałać na szczeblu gminy, będę kandydował do rady Warszawy. Na 60 miejsc znajdą się w niej 2 lub 3 dla przedstawicieli Białołęki. To niewiele, ale z drugiej strony jedyna szansa, by mieć jakikolwiek realny wpływ na losy gminy.
Co z obecnie realizowanymi na Białołęce inwestycjami?
- Nie martwię się o to, co do tej pory wykonaliśmy lub zdążyliśmy rozpocząć. W tym roku kończymy prace budowlane i remontowe związane z czterema szkołami. Niebawem oddajemy do użytku komisariat. Rozpoczynamy budowę gimnazjum przy ul. Van Gogha i przychodni przy ul. Milenijnej. To duże inwestycje. Zakładam, że oba budynki będą gotowe w stanie surowym do końca tego roku. W przyszłym roku powinny zostać oddane do użytku. Co będzie dalej? Nie potrafię dziś odpowiedzieć. To pytanie dla nowej rady Warszawy.
Czy po uruchomieniu komisariatu na Białołęce zwiększy się bezpieczeństwo?
- Sądzę, że tak. Jest to związane z planowanym wzrostem liczby zatrudnionych policjantów. Policja otrzymuje wybudowany za pieniądze gminy nowoczesny budynek, komisariat z prawdziwego zdarzenia. Inwestycja ta nie była zadaniem gminy i nie musieliśmy się jej podejmować. Zapewnialiśmy jednak mieszkańców, że będziemy dbać o poprawę bezpieczeństwa i z zadania tego się wywiązujemy.
Dlaczego budowa przychodni rozpoczyna się dopiero w tym roku, skoro plany budynku były gotowe już dawno?
- Chcieliśmy stworzyć przychodnię w pomieszczeniach istniejącego już budynku przy ul. Ćmielowskiej. Była szansa na szybsze i tańsze rozwiązanie sprawy, niż budowa własnej przychodni. Okazało się jednak, że właściciel budynku zażądał zbyt dużych pieniędzy za adaptację i zbyt dużej stawki za metr. Postanowiliśmy powrócić do poprzednich zamiarów. Zdaję sobie sprawę, że wielu mieszkańców gminy jest zniecierpliwionych. Ważne jest jednak, by w sposób rzetelny i rozważny gospodarować pieniędzmi gminy.
Na Białołęce nie ma samodzielnego budynku, w którym mógłby powstać dom kultury. Obecnie placówka działa niejako kątem przy ratuszu. Czy jest szansa na zmianę tej sytuacji?
- Nie jest problemem wybudowanie nowego budynku. Gorzej byłoby natomiast z jego utrzymaniem. Mamy tyle bardzo podstawowych obowiązków, że nie stać nas na duże finansowanie kultury. Mieszkańcy natomiast są zbyt biedni, by wydawać na bieżąco znaczące kwoty na występy zespołów, koncerty itp. Trudno by było zapełnić salę na kilkaset miejsc. Nie widzę natomiast przeszkód, by Gminny Ośrodek Kultury dogadał się z Gminnym Ośrodkiem Sportu i na jego obiektach organizował duże imprezy. Co zaś do nowych lokali, to w gimnazjum na Van Gogha będzie sala widowiskowa na kilkaset miejsc. Da to możliwość organizowania dużych imprez kulturalnych.
Na Białołęce dotąd nie ma kina. Czy żaden inwestor nie zwracał się z propozycją wybudowania go?
- Jak dotąd nie. Sami natomiast kina nie wybudujemy. Nie jest to zadaniem gminy. Poza tym nie mamy na to pieniędzy.
Co z wielką inwestycją planową na terenie Portu Żerańskiego i określanej jako Królewski Port Żerań? Przypomnijmy, że postało konsorcjum, w którym głównym udziałowcem jest firma JW Construction. Gmina Białołęka ma wprawdzie tylko 3% udziału, ale wniosła aportem ziemię. Ma tu powstać wielkie centrum hotelowo-kongresowe i wiele obiektów towarzyszących. Do tej pory nie rozpoczęły się żadne prace. Czy to Pana nie niepokoi? Plotka głosi, że JW Construction nie ma pieniędzy.
- Barierą opóźniającą rozpoczęcie robót jest brak pozwolenia na budowę. Decyzja ta leży w gestii starostwa powiatowego. Zwleka ono jednak z jej wydaniem. Nakazuje dołączać coraz to nowe dokumenty i tak sprawa się przeciąga o kolejne miesiące. Czy inwestor posiada odpowiednie środki będzie można ocenić dopiero wtedy, gdy będzie gotowe pozwolenie na budowę.
Kiedy zostanie w całości poszerzona ul. Odkryta?
- Ulica ta jest jedną z wielu inwestycji drogowych na terenie gminy. Rzeczywiście, przed dwoma czy trzema laty był spory problem z dojazdem na ul. Odkrytą i przejezdnością jej samej. Teraz jest zupełnie inaczej. Od Odkrytej odchodzą trzy dogodne przecznice na różnych wysokościach: Mehoffera, Stefanika i Topolowa. Najważniejszy problem został więc załatwiony. Oczywiście pozostają jeszcze ważne odcinki ul. Odkrytej, na których nie prowadzi się robót z uwagi na nie uregulowane stosunki własnościowe, ale myślę, że poszerzenie Odkrytej na całej długości jest jedynie kwestią czasu.
Ulica Modlińska przy samym końcu, na granicy gminy zwęża się. Czy są jakieś koncepcje jej poszerzenia?
- Modlińska pozostaje w gestii wojewody. Otrzymujemy pewne sygnały, które być może zakończą się podjęciem odpowiedniej decyzji. Moim zdaniem jednak większym problemem jest odkorkowanie mostu Grota. Tu bowiem tworzą się największe korki, a nie przy zwężeniu Modlińskiej. Uważam, że sytuację można zmienić tylko w sposób globalny. Coraz bardziej konieczna staje się budowa Mostu Północnego. Jeżeli chodzi o nasze działania, to mamy zarezerwowany teren pod przyszłą trasę. Wszyscy inwestorzy są informowani o jej przebiegu. Została wydana decyzja o warunkach zabudowy. Teraz decyzję muszą podjąć władze miasta.
Jak Pan ocenia działania powołanego niedawno do życia inkubatora przedsiębiorczości? Ta instytucja ma pobudzać przedsiębiorcze inicjatywy. Czy się sprawdziła?
- Za wcześnie jeszcze na ocenę. Na razie trwa rozruch. Oczywiście końcowym efektem ma być powstrzymanie wzrostu bezrobocia.
Jakie jeszcze inicjatywy służące bezrobotnym podejmuje gmina?
- Z inicjatywy Daewoo-FSO przygotowywana jest giełda pracy, w której weźmiemy aktywny udział. W przedsięwzięcie zaangażowana jest także Białołęcka Izba Gospodarcza. Ideą giełdy jest umożliwienie nawiązania kontaktu osób szukających pracy z pracodawcami.
Wiemy, że zgłosiła się do Pana grupa 30 bezrobotnych, którzy chcą założyć i poprowadzić bazar na terenie Tarchomina. Czy gmina zamierza im jakoś pomóc?
- Tak. Zawsze pozytywnie odnosimy się do tego typu inicjatyw i staramy się w miarę naszych możliwości wspierać je. Rozmawiałem już z przedstawicielami tej grupy. Zaproponujemy im na dogodnych warunkach dzierżawę terenu na Tarchominie, w dobrym punkcie. Reszta już zależy od pomysłodawców.
Niedawno gmina podjęła decyzję o zagospodarowaniu obszaru międzywala. Mówi się w sposób ogólny o tym, że należy przybliżyć przyrodę mieszkańcom, zachowując jednocześnie walory ekologiczne terenu. Jaka jest Pana wizja?
- Przede wszystkim chodzi o to, by w czasie kiedy stan wody na to pozwala można było tutaj spokojnie spacerować czy posiedzieć na ławeczce. Oczywiście wszelki sprzęt może być rozmieszczany w rejonie międzywala tylko okresowo. Tak by łatwo można go było zdemontować i przechowywać.
Kilka tygodni temu rozszerzono I strefę taxi na obszary gminy dotąd nią nie objęte. Dlaczego nie wprowadzono pierwszej strefy w całej gminie? Przy obecnej konkurencji nie sądzę, by taksówkarze nie godzili się na kursy w odległe rejony za umiarkowaną stawkę. Poza tym trudno w gminie poszatkowanej na dwie strefy sprawnie zorientować się, gdzie jest która strefa.
- Zapewniam, że korzystający z usług taxi mają dobrą orientację. Uważam też, że mało który taksówkarz zgodziłby się pojechać w rejony objęte pierwszą strefą, a trudno przejezdne, nawet ciężarówką.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Grzegorz Cielecki