Pasek z wypłaty lekarza wzbudził emocje. "To grzech założycielski NFZ"
Kosmiczne zarobki lekarza z Konina, o których w ubiegłym tygodniu na platformie X pisał były minister cyfryzacji Janusz Cieszyński, rozpaliły dyskusję o finansach w polskiej ochronie zdrowia. Medialne rekordy to jednak wyjątek, a nie reguła i wynikają przede wszystkim z takiego, a nie innego modelu działania NFZ.
Według danych Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji mniej niż 1 proc. lekarzy zarabia powyżej 100 tys. zł, a mediana dochodów specjalistów wynosi 24,6 tys. zł brutto.
Jak tłumaczy Jakub Kosikowski, rzecznik prasowy Naczelnej Izby Lekarskiej, głównym problemem jest to, że pacjentów w ramach wycen w NFZ dzieli się na opłacalnych i nieopłacalnych.
- Tak się dzieli specjalizacje, tak dzieli się oddziały, a finalnie dzieli się pacjentów. Szpitale są zadłużone, a dyrektorów się rozlicza tylko i wyłącznie z tego, jaki mają wynik finansowy, nikt nie pyta, czy szpital ma mało zakażeń, mało reoperacji, mało zgonów - tłumaczy. - Dlatego każdy dyrektor chce mieć oddziały, które zarabiają, np. kardiologię, okulistykę, neurochirurgię i ortopedię. Żaden nie chce porodówki, pediatrii, interny czy oddziału zakaźnego. Z tej perspektywy, to są oddziały, których najlepiej byłoby się pozbyć - dodaje.
Kluczowym czynnikiem jest sposób wyceny procedur przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Szpitale dostają środki za konkretne, wycenione procedury. Oddziały "zarabiające" - kardiologia, okulistyka, ortopedia - pozwalają nie tylko na wypłacanie wysokich wynagrodzeń lekarzom tych specjalizacji, ale także utrzymanie mniej rentownych, deficytowych jednostek (jak np. pediatria czy interna).
W efekcie, jak podkreśla rzecznik NIL, lekarzowi, który wykonuje te zabiegi czy leczy te choroby, które się opłacają, szpital jest w stanie zapłacić każde pieniądze, co pozwala utrzymać też inne oddziały, które co miesiąc są stratne.
- To jest grzech założycielski NFZ, który powoduje powstawanie "kominów płacowych" - mówi Kosikowski.
Źródło: businessinsider.com.pl