Koniec ciężkich bryczek do Morskiego Oka. Nie wszyscy są zadowoleni
Już za dwa lata turyści chcący dotrzeć do Morskiego Oka przestaną korzystać z ciężkich konnych wozów. W ich miejsce pojawią się lekkie bryczki, obsługujące tylko pierwszy odcinek trasy, oraz elektryczne autobusy, które dowiozą podróżnych na miejsce. Decyzja wywołała silne kontrowersje zarówno wśród górali, jak i obrońców zwierząt.
Podhalańscy samorządowcy, po długich negocjacjach i w obliczu groźby całkowitej likwidacji branży, podpisali porozumienie z Tatrzańskim Parkiem Narodowym (TPN). Mimo iż nowe ustalenia gwarantują przetrwanie tradycji koniarskiej w regionie, wielu mieszkańców Podhala czuje się "zdanych na łaskę władzy", a wśród fiakrów słychać głosy porównujące zmiany do wywłaszczeń sprzed kilkudziesięciu lat - podaje Onet.
Decyzję ogłosiła ministra klimatu Paulina Hennig-Kloska wraz z dyrektorem TPN Szymonem Ziobrowskim. Choć dla strony rządowej porozumienie to powód do zadowolenia, samorządowcy i fiakrzy pozostają sceptyczni. - Gdybyśmy nie podpisali tego porozumienia, konie mogłyby całkowicie zniknąć z Tatr już pod koniec tego roku - mówi w rozmowie z Onetem Andrzej Skupień, starosta tatrzański. - 60 rodzin straciłoby źródło utrzymania - dodaje.
Mieszkańcy regionu obawiają się nie tylko o miejsca pracy, ale i o swój wpływ na zarządzanie transportem. Wielu z nich uważa, że porozumienie znacząco ogranicza ich samodzielność. - Z ludzi wolnych stajemy się podwykonawcami dyrektora parku - ocenia Jasiek, jeden z wozaków. Inny rozmówca podkreśla bolesne analogie historyczne, przypominając wywłaszczenia dokonane w latach 50., gdy utworzono Tatrzański Park Narodowy. - Wówczas zabrano nam ziemię, teraz odbierają możliwość pracy na tej ziemi. To drugi cios po tamtej "dziejowej niesprawiedliwości" - komentuje Stanisław, fiakier z Białki Tatrzańskiej.
Rozczarowanie wyraża także część mieszkańców, którzy oskarżają polityków o "zdradę góralskich interesów". Część górali krytykuje prezydenta Andrzeja Dudę za podpisanie ustawy o elektromobilności w grudniu 2024 r., dzięki której dyrektorzy parków narodowych mogą samodzielnie decydować o wprowadzeniu elektrycznego transportu w celach edukacyjnych. - Nie wiem, czy on w ogóle czytał, co podpisuje, czy zrobił to celowo - zastanawia się Marian, mieszkaniec Zakopanego.
Również działacze na rzecz praw zwierząt są sceptyczni wobec zaproponowanych zmian. Dla nich porozumienie nie jest końcem walki, a kapitulacją wobec fiakrów i biznesowych interesów. Działaczka podkreśla, że według badań 68 proc. Polaków opowiada się za całkowitym zakazem użytkowania koni na trasie do Morskiego Oka. - To porozumienie ignoruje oczekiwania społeczne, zamiast je odzwierciedlać - dodaje rozgoryczona działaczka.
Zmiany na trasie budzą skrajne opinie również wśród turystów. Starsi wczasowicze często podkreślają wartość tradycyjnych wozów jako atrakcji turystycznej. - Dla mojego wnuka przejażdżka końską bryczką była największym przeżyciem z całego wyjazdu - mówi Onetowi Mieczysław Stelinoga, turysta z Piotrkowa, dodając, że "koń to zwierzę do pracy, a nie do oglądania na obrazkach". Inny punkt widzenia prezentuje Halina z Gliwic. - To wstyd, że w XXI w. konie musiały ciągnąć wozy pełne turystów aż pod sam staw. W końcu nadszedł czas, by zrobić z tym porządek - podsumowuje.
Źródło: onet.pl