"Armagedon" na harcerskim obozie. "Synowi imię dałem po tych dziewczynkach"
Siedem lat po tragicznej nawałnicy, która przetoczyła się nad Pomorzem, trwa przygotowanie do trzeciego już procesu mającego na celu rozstrzygnięcie, czy komendanci harcerskiego obozu rozbitego pod osadą Suszek przyczynili się do śmierci dwóch nastolatek. Po "armagedonie" przyszło "rozdrapywanie ran" i "przedłużanie traumy" - takie słowa padają teraz po obu stronach sądowej barykady. Bohaterami na zawsze pozostaną mieszkańcy wiosek sąsiadujących z Suszkiem, którzy jako pierwsi ruszyli na pomoc harcerzom, a teraz dbają o pamięć ofiar nawałnicy. - Synowi imię dałem po tych dziewczynkach, często mu o tym wspominam - opowiada były sołtys z rejonu tragedii.
11 sierpnia 2017 roku był wyjątkowo ciepłym, dusznym i parnym dniem. Mateusz, 25-letni komendant obozu Okręgu Łódzkiego Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej (ZHR), wspominał, że "nic nie wskazywało, że ta burza będzie silniejsza niż wszystkie poprzednie podczas obozu". Jednak rzeczywistość okazała się inna. Koszmar harcerzy rozpoczął się przed godz. 23, gdy potężna wichura zniszczyła las, w którym obozowali.
Zeznania Mateusza z pierwszego procesu, który ruszył trzy lata po tragedii, wskazują na dramatyczne chwile: "W świetle latarki i w błyskach błyskawicy widziałem cały czas łamiące się i wypadające z korzeniami dookoła drzewa". W wyniku nawałnicy zginęły dwie harcerki: 13-letnia Joanna oraz 14-letnia Olga, a 32 uczestników obozu odniosło obrażenia.
Wyrok z 2021 roku uniewinnił Mateusza oraz jego zastępcę, 48-letniego Włodzimierza. Dyrektor wydziału bezpieczeństwa w powiecie chojnickim, Andrzej, został ukarany grzywną za nieprzekazanie alertu pogodowego. Jednak losy Mateusza i Włodzimierza wciąż ważą się między dwiema instancjami sądowymi w Łodzi. W 2023 roku sąd rejonowy ponownie uznał komendantów za niewinnych, ale w maju 2024 roku sąd okręgowy uznał proces za "nierzetelny".
Prokuratura Okręgowa w Słupsku domaga się ukarania komendantów, twierdząc, że zlekceważyli prognozy i zbyt późno zarządzili ewakuację obozu. Jeśli sąd przychyli się do zdania prokuratury, komendantom grozi do pięciu lat więzienia.
Rodziny obu zmarłych dziewcząt wspierają prokuraturę, będąc oskarżycielami posiłkowymi. Bliźniacza siostra Olgi, która również była na obozie, mimo koszmaru Suszka pozostała w strukturach ZHR i w 2022 roku objęła kierownictwo nad jedną z łódzkich drużyn zuchenek.
Adwokatka rodziny Joanny, Jolanta Kikosicka-Ruta, podkreśla, że dla bliskich to ciągłe rozdrapywanie ran. Dlatego rodzina Joanny nie złożyła apelacji od wyroku z 2023 roku.
Obrończyni Mateusza, adwokatka Beata Nowakowska, uważa, że przedłużanie procesu jest nie tylko traumatyczne dla komendantów, ale także dla innych harcerzy, którzy będą musieli ponownie zeznawać. Prawniczka wskazuje, że tragedia harcerzy przyczyniła się do wprowadzenia procedury rozsyłania przez Rządowe Centrum Bezpieczeństwa SMS-ów z ostrzeżeniami o burzach.
Nowakowska podkreśla, że dwa wyroki uniewinniające były właściwe, a oskarżeni robili wszystko, aby zapewnić bezpieczeństwo uczestnikom obozu. Zwraca uwagę na raporty NIK, które wskazują na szereg zaniedbań ze strony służb odpowiedzialnych za przekazywanie informacji o zagrożeniach.
Mieszkańcy wiosek sąsiadujących z Suszkiem, którzy jako pierwsi ruszyli na pomoc harcerzom, pozostają bohaterami. Były sołtys Lotynia, Arkadiusz Kubczak, nadał swojemu synowi imię na cześć zmarłych harcerek i utrzymuje kontakt z ich rodzinami.
Obozów pod Suszkiem przez długie lata jeszcze nie będzie. Lasy nad jeziorem Śpierewnik dopiero zaczęły odrastać, a pamięć o tragedii wciąż jest żywa w sercach mieszkańców i harcerzy.
Źródło: onet.pl