Listopadowe refleksje
7 listopada 2012
"Narody tracąc pamięć, tracą życie"
To wszystko trzeba było dopiero stworzyć i to prawie od podstaw. Do spuścizny ponad stuletniej niewoli, odzwierciedlającej się w różnych systemach prawnych, monetarnych, administracyjnych - ba! - nawet transportowo-kolejowym, doszły następstwa i zniszczenia wynikłe wskutek działań wojennych "wielkiej wojny".
Napisałem powyżej, że wszystko trzeba było stworzyć na nowo - całą konstrukcję państwa. Ale nie tylko stworzyć. Granice wyrąbywano szablą i karabinem w bojach o Lwów, Wielkopolskę i Śląsk. Odbijając w kwietniu 1919 roku Wilno z bolszewickich łap i zdając egzamin w 1920 roku, kiedy to zagrożona została bezpośrednio kwestia niepodległego bytu państwowego. Kulminacja wojny 1920 roku w postaci bitwy warszawskiej przeszła do historii i tradycji jako "cud nad Wisłą". Było to zniekształcone echo artykułu endeckiego publicysty Stanisława Strońskiego "O cud Wisły".
Tymczasem postawiłbym nieco inne pytanie: Czy wydarzenia, jakie towarzyszyły powstawaniu i krzepnięciu niepodległej Rzeczypospolitej w roku 1918 i latach następnych nie zasługują na miano "cudu"? Walka o granice bronią i dyplomacją a jednocześnie tworzenie w tempie niesamowitym systemu państwa i jego instytucji. Przypomnę, że Sejm Ustawodawczy po raz pierwszy zebrał się w lutym 1919 roku, wtedy gdy nie mieliśmy jeszcze żadnej stałej granicy! Konstytucję Rzeczypospolitej uchwalono w marcu 1921 roku, równolegle podpisując pokój z Rosją bolszewicką w Rydze po krwawej i wyniszczającej wojnie! Nadmienię tylko, że Konstytucja III Rzeczypospolitej weszła w życie dopiero w 1997 roku...
Pięć lat później po uchwaleniu konstytucji "marcowej" i osiem lat od chwili proklamowania suwerenności Rzeczpospolita przystąpiła do budowy pierwszego wielkiego projektu państwowego. W trakcie kilku następnych lat z małej wioski Gdynia powstało nowoczesne miasto i jeden z najnowocześniejszych portów w Europie z powodzeniem konkurujący ze swoimi odpowiednikami w Wlk. Brytanii, Holandii czy też Niemiec.
Centralny Okręg Przemysłowy, z którego w pewnym sensie korzystamy do dnia dzisiejszego nie był celem samym w sobie. Chociaż dał pracę 110 tysiącom osób! To był fragment szerszego planu wicepremiera Eugeniusza Kwiatkowskiego z końca lat 30. (dokładnie z grudnia 1938 r.). W ramach tego projektu zamierzano gruntownie przekształcić Rzeczpospolitą w trakcie następnych 15 lat. Ten program rozwoju kraju podzielono na pięć odcinków. Nie chcąc wchodzić w szczegóły zaznaczę tylko, że ostatni z zaplanowanych odcinków (lata 1951-54) miał być "walką o zatarcie granic między Polską A i Polską B", czyli wyrównaniem różnic gospodarczych i społecznych pomiędzy województwami centralnymi i zachodnimi a kresami wschodnimi.
Sukces II Rzeczpospolitej
II Rzeczpospolita posiadała nie tylko blaski, ale również cienie i wstydliwe karty. Nie umniejsza to jednak autentycznego dorobku i osiągnięć tego państwa. W połowie lat 30. pomimo światowego kryzysu gospodarczego, który także dotknął ówczesną Polskę, Rzeczpospolita była szanowanym partnerem w Europie i ważnym podmiotem polityki kontynentalnej. A jeszcze kilkanaście lat wcześniej była postrzegana - i to nie tylko przez Niemców - jako "państwo sezonowe"... Miarą tego szacunku była nie tylko siła i morale armii, która przez współczesnych historyków jest uznawana za jedną z najsilniejszych w Europie, ale osiągnięcia tego państwa.
Co zadecydowało o sukcesie II Rzeczypospolitej? Rozpad systemu geopolitycznego w latach 1917-18 zapoczątkowanego jeszcze przez Kongres Wiedeński? Na pewno tak, wszak była to wojna, o którą modlił się Mickiewicz, Słowacki i inni. Jednak zupełnie inny czynnik przesądził o powstaniu i sukcesie II Rzeczypospolitej. Był to czynnik ludzki. Historii i polityki bowiem nie tworzą anonimowe twory lecz żywi i konkretni ludzie. 94 lata temu mieliśmy wielkie szczęście. Jestem przekonany, że pokolenie ludzi, które walczyło, odzyskało i budowało ówczesne państwo polskie, to jedno z najlepszych pokoleń w historii naszego kraju. Urodzeni w latach 80. i 90. XIX stulecia, wykształceni i jednocześnie wychowani w patriotycznej atmosferze, byli często pierwszymi żołnierzami Niepodległej, jej obrońcami i budowniczymi. Byli dumni z osiągnięć własnego państwa, które potrafili budować swoją wiedzą, mądrością i odwagą. Mieliśmy wówczas także nietuzinkowych polityków i przywódców. Byli wśród nich ludzie wybitni (Dmowski, Grabski, Korfanty, Daszyński, Paderewski, Witos) i jeden będący autentycznym mężem stanu. Ale nawet marszałek Piłsudski niewiele mógłby zdziałać, gdyby nie dobór odpowiednich ludzi. Gorzej było po jego śmierci, gdy jego dotychczasowi podwładni sami musieli dokonywać wyborów...
Pokolenie Polski Niepodległej, którego część zaczynała swoją walkę w Legionach a inni w wojnie z bolszewikami, kontynuowało swoją pracę już w pokojowych warunkach do 1939 roku. Później podzielili los Polski. Ginęli w Palmirach, Oświęcimiu i w ruinach powstańczej Warszawy... Z rąk morderców z NKWD w katyńskim lesie i w lochach UB. Wspaniała epopeja ludzi II Rzeczypospolitej skończyła się w hekatombie II wojny światowej. Reszty dopełniła emigracja tych, którzy przeżyli...
A zamiast zakończenia... W młodzieńczych czasach zaczytywałem się książkami Aleksandra Dumasa o słynnych muszkieterach. W części drugiej pt. "W dwadzieścia lat później" jest taka scena, która jak ulał pasuje do zakończenia. Słynny ongiś muszkieter Atos, pokazując synowi uzbrojenie z czasów króla Franciszka I, powiedział z melancholią i jakąś goryczą: "Były to czasy olbrzymów! My przy nich jesteśmy tylko karłami!"
Tak... Ponad 90 lat temu i my mieliśmy swoich olbrzymów...
Robert Radzik