Kto powoduje najwięcej wypadków? Przykład z Białołęki
22 lutego 2016
Stołeczna policja podsumowała stan bezpieczeństwa na drogach w ubiegłym roku. Choć w zasadzie powinniśmy napisać "stan niebezpieczeństwa". Dobra informacja jest taka, że na Białołęce nikt nie zginął, acz mamy nagranie z okolic Małej Brzozy, gdzie naprawdę niewiele brakowało...
Winni kierowcy
W 90% przypadków winę za wypadek powodują kierowcy. Najczęściej nieprawidłowo przejeżdżając przez przejścia dla pieszych - co czwarty ranny pochodził właśnie z tego typu sytuacji, których w ubiegłym roku było 227 w Warszawie. Jednak najwięcej zabitych to efekt nadmiernej prędkości - 14 zabitych w 150 wypadkach, 201 osób rannych. Przyczyną co piątego wypadku jest nieustąpienie pierwszeństwa przejazdu - 179 wypadków, 211 osób rannych, 8 zabitych.
Piesi też winni
Choć w przeważającej części są ofiarami, to piesi także nie są bez winy. Jeden na dziesięć wypadków powodują właśnie niezmotoryzowani uczestnicy ruchu - najczęściej wchodzą na jezdnię tuż przed nadjeżdżające pojazdy (37 wypadków, jedna osoba zabita a 39 rannych). W dalszej kolejności jest przechodzenie przez ulice w niedozwolonych miejscach (34 wypadki, 9 ofiar śmiertelnych oraz 27 rannych) lub na czerwonym świetle (16 wypadków, czworo zabitych i dwunastu rannych) - te dwie przyczyny skutkują też największą liczbą zabitych pieszych, odpowiednio ginie co drugi i co czwarty pieszy powodujący wypadek.
Tyle suchych statystyk. A ile razy dochodzi do sytuacji, jak na poniższym filmie z Białołęki, gdy jest niebezpiecznie i tylko o włos udaje się uniknąć nieszczęścia?
Polskie i warszawskie drogi nie są bezpieczne. I za ten stan rzeczy nie ponoszą odpowiedzialności urzędnicy tylko użytkownicy. Kierowcy, rowerzyści czy piesi - bez różnicy - zachowują się na drogach tak, jakby poza nimi nie było nikogo innego. To nie "głupio postawione znaki" zabijają. Nie "źle wyprofilowany zakręt". Nie dziury w drodze czy brak latarni, tylko głupota, brak wyobraźni i skrajna nieodpowiedzialność.
(wt)