REKLAMA

Wiatr nadziei. Wydeptane ścieżki tom 2

autor: Agnieszka Stec-Kotasińska
wydawnictwo: Replika
seria: Wydeptane ścieżki
wydanie: Poznań
data: 13 sierpnia 2024
forma: książka, okładka miękka
wymiary: 145 × 205 mm
liczba stron: 304
ISBN: 978-83-6813505-3

Wzruszająca opowieść o zerwanych więzach rodzinnych, dawnej miłości

i głębokiej żałobie

Weronika, teraz stateczna żona i matka dwóch synów, redaktor naczelna dwutygodnika ,,Na czasie", pod pretekstem napisania artykułu o Nowym Jorku udaje się w emocjonującą podróż pełną niespodzianek, by prześledzić ostatnie lata życia tragicznie zmarłego podczas ataku na World Trade Center Filipa. Nieoczekiwanie dla niej samej razem z nią wyrusza młodsze rodzeństwo Filipa - Damian, 36-letni autysta, oraz Łucja szukająca celu w swoim na pozór poukładanym życiu. Tymczasem w Polsce najlepsza przyjaciółka Łucji, Amelia, czeka na przeszczep serca, gdy dopada ją strzała Amora z najmniej spodziewanej strony.

Czy Weronika odnajdzie w Nowym Jorku spokój ducha, którego tak bardzo potrzebuje? Czy Damian nauczy się samodzielności i wyrwie spod skrzydeł nadopiekuńczej matki? I czy Łucja odważy się podążyć za swoimi marzeniami?

Fragment

Łucja odsunęła się na kilka kroków od ściany i spróbowała spojrzeć na nią okiem tego kogoś, kto wymyślił nazwę farby, a później zamknął kolor w blaszanej puszce i opatrzył logo znanej firmy. ,,Niebanalnie malinowy" oplatał teraz swoją intensywnością ściany i sufit jej sypialni, co dawało wrażenie przebywania w jakiejś gigantycznej, modyfikowanej genetycznie poziomce. Albo raczej chatce Baby Jagi, która swoim cukierkowym wnętrzem zwabiła niewinną parę zabłąkanych dzieciaków.

- Cholera, podoba mi się! - powiedziała sama do siebie. Pewnie, że jej się podobało. Od czegoś przecież musiała zacząć obiecany sobie od dawna remont mieszkania po babci i przemalowanie ścian sypialni stanowiło dość dobry początek. Zwłaszcza że dokonała tego sama.

- Nieźle, naprawdę nieźle - powiedziała półgłosem, kiwając z uznaniem głową. Tylko co teraz? Czy o takie właśnie zmiany jej chodziło?

Wytarła niezdarnie ręce o wysłużone dżinsowe ogrodniczki i zdjęła z głowy papierowy kapelusz. Na filmach ludzie zawsze malują pomieszczenia w starych ogrodniczkach i zrobionym na szybko gazetowym kapeluszu na głowie, więc Łucja od początku wiedziała, że tylko taki strój nada jej wyglądowi pełnego profesjonalizmu. Następnie przeszła do kuchni, by po dokończonym dziele napić się czegoś zimnego. Wtedy właśnie usłyszała charakterystyczny świst nadjeżdżającej windy, a to mogło oznaczać tylko jedno - ktoś chciał odwiedzić właśnie ją. Choć na czwartym piętrze jednego z bloków osiedla Nowy Świat w Krakowie oprócz jej mieszkania znajdowały się jeszcze dwa, stały one puste. Jedno wciąż czekało na powrót jakiegoś właściciela zza granicy, a czynsz za wynajem był widocznie zbyt wysoki, by ktoś się w nim zakotwiczył. Drugie natomiast - po śmierci zamieszkującej go staruszki, która nie miała żadnych spadkobierców - miało zostać przerobione na część strychu.

Łucja wyszła na klatkę schodową i spojrzała w kierunku otwierającej się właśnie windy. Była tylko jedna osoba, która nie chodziła do niej schodami, ale Łucja nie spodziewała się jej dzisiaj, bo przecież znowu kilka dni temu wylądowała w szpitalu. Niedziałające sprawnie serce jej przyjaciółki, zamknięte w młodym ciele, znów dało o sobie znać. Obiecała sobie, że postara się do niej wieczorem zadzwonić.

- Cześć! - krzyknął postawny, przystojny mężczyzna, ubrany jak zwykle przesadnie elegancko, jakby wybierał się na jakąś uroczystość. Stał właśnie przed drzwiami zmierzającej już teraz ku dołowi windy. Pękającą w szwach torbę podróżną postawił tuż obok siebie na podłodze.

- Damian! - krzyknęła Łucja z entuzjazmem i już miała podbiec i uściskać brata, gdy dosłownie w ostatniej chwili przypomniała sobie, że on tego nie znosi. - Ależ niespodzianka! Dlaczego ciocia Ela nic nie wspominała? Na długo jesteś? Sam przyjechałeś?

Za dużo pytań - upomniała samą siebie w myślach. Chyba faktycznie zbyt długo nie była w domu, skoro zdołała przeoczyć moment, w którym ciocia postanowiła puścić swojego dorosłego, aczkolwiek zamkniętego w dziecięcym świecie syna samego w podróż do innego miasta, w dodatku nawet jej o tym wcześniej nie informując.

- Sam, sam - odpowiedział Damian. - Cieszę się, że cię zastałem. A mama nie wspomniała, bo sama o tym nie wie.

- Mówisz poważnie?

Pokiwał głową i zawiesił wzrok na drzwiach wejściowych.

- Jest twój narzeczony? Dlaczego masz na twarzy krew?

- Rafała nie ma - odpowiedziała z westchnieniem i odruchowo dotknęła pomazanego farbą policzka. Będzie musiała zaraz zadzwonić do cioci Eli, zanim ta postrada zmysły ze strachu. - Jest na jakimś zebraniu, być może wpadnie wieczorem. A ja malowałam ściany w sypialni.

Łucja i Rafał nie byli narzeczeństwem, ale dystyngowany, trochę być może zbyt staroświecki Damian zawsze mówił o nich właśnie w ten sposób. Łucja nie była nawet do końca pewna, czy są parą w pełnym tego słowa znaczeniu. Raczej jakimś nowoczesnym, aczkolwiek trochę dziwacznym jej zdaniem układem, który ograniczał się do wspólnych kolacji, satysfakcji cielesnych i wierzenia w moc słów, że ,,jest dobrze tak, jak jest". Rafał wprawdzie czasem wspomniał półgębkiem, jakby niechcący, że ją kocha, ale nie wiedziała, czy wciąż w to wierzy. Ani też w to, że również czuje to samo do niego. W ogóle nic już nie wiedziała. Oczekiwała od życia zmian i coraz bardziej dochodziła do wniosku, że to ona sama musi się o nie postarać.

Przekroczyli próg mieszkania.

- Krwią? - zapytał Damian zaintrygowany nie na żarty.

- No coś ty! - parsknęła i powtrzymała się, by nie szturchnąć go po przyjacielsku w ramię. - Farbą o nazwie ,,niebanalny malinowy". Chodź, pokażę ci.

*

Po południu wybrali się na spacer po krakowskiej starówce. Łucja, chcąc choć trochę dorównać ubranemu odświętnie bratu, nałożyła na siebie jedną z lepszych, wyjściowych sukienek. Przyciągali wzrok spacerowiczów. Łucja widziała te wypełnione fascynacją i zazdrością spojrzenia innych kobiet, gdyż można było swobodnie uznać ich za parę. No, może pomijając to, że jednak - jak zwykle - nie trzymała go pod ramię. Od wielu lat znała doskonale dziwactwa Damiana i uznawała je za normę. Musiała jednak przyznać, że oboje wyglądają atrakcyjnie. Starszy od niej o osiem lat Damian, do którego z miejsca przed laty zapałała ogromną sympatią, był jej najbliższym - nie licząc Amelii - człowiekiem na ziemi. Zwłaszcza po tym, gdy umarła mama, a ciocia Ela postarała się o stworzenie dla Łucji rodziny zastępczej.

Gdyby tylko te wszystkie przechodzące obok dziewczyny wiedziały, że jest inny, że w jego głowie tworzą się obrazy, które są dla nich niezrozumiałe, na pewno nie patrzyłyby teraz na niego jak na smakowity kąsek. A gdyby tak któraś z nich - Łucja zamyśliła się - zaakceptowała go takim, jaki jest w całości, nie patrząc jedynie na opakowanie, jej brat nie byłby teraz taki samotny. Bo co do tego, że jest, nie miała wątpliwości.

- No powiedz wreszcie, co cię do mnie sprowadza? - zapytała po chwili, przerywając ciszę.

- Nuda - odrzekł Damian. - I jakiś taki brak celu.

- Brak celu? - dopytała, trapiąc się tym ostatnim. - Co dokładnie masz na myśli?

- Że chciałbym być inny. Mieć cel, do którego mógłbym dążyć. Pracę zamiast zasiłku dla niepełnosprawnych, ale co z tego, skoro wszyscy pracodawcy uważają mnie za dziwoląga.

- Nie mów tak! Chodź, usiądziemy.

Łucja zatrzymała się i wskazała ręką na jedyną wolną ławkę. Wydawało jej się, że robi w swoim życiu sporo, by jej brat nie czuł się gorzej niż inni z powodu swojej niepełnosprawności. Obie z ciocią Elą - jak od lat nazywała jego matkę - zapewniały go o jego wartości. Faktycznie, posiadanie zarobkowej pracy na pewno zmieniłoby wiele w życiu trzydziestosześcioletniego faceta, jednak potencjalni pracodawcy najczęściej skreślali go za ubytki w komunikowaniu się, problemy w rozumieniu intencji, spędzanie większości czasu we własnym świecie - czyli wszystko to, co charakteryzowało osoby dotknięte autyzmem. Zresztą, nawet gdy Damian zagrzał gdzieś miejsce na dłużej, najczęściej po jakiś czasie sam rezygnował, gdyż poczucie wyobcowania było dla niego zbyt dużym źródłem stresu.

- A jak mam mówić? Przecież wiesz, że to prawda. Nie lubię, gdy ty i mama na siłę staracie się być miłe. Ja i tak wiem, jaki jestem.

Łucja westchnęła. Czuła, że szykuje jej się ciężki wieczór, i musiała przyznać, że zupełnie inny, niż planowała. Miała zadzwonić do Amelii, zapytać ją, jak mają się jej sprawy. Następnie pewnie przyszedłby Rafał z zamiarem wyciągnięcia jej na jakąś kolację. Tymczasem przyszło jej pocieszać swojego bardzo dorosłego od wielu lat brata, którego dziecinna natura nie szła w parze z męskim wyglądem. Wiedziała już, co zrobi, by się odstresować, a i przynajmniej będzie z tego trochę pożytku. Wejdą z Damianem do kuchni, poprosi, by usiadł przy stole, a ona sama wyczaruje dla nich dwojga jedno ze swoich popisowych dań. Trojga, jeśli oczywiście dołączy do nich Rafał, choć co do tego Łucja miała sporo wątpliwości. Tylko zajęcie rąk przygotowywaniem jedzenia pozwoli jej logicznie pomyśleć.

- Średnio tu wygodnie - powiedziała, starając się zmienić temat. - Chodź! - Dotknęła go po przyjacielsku za ramię, łamiąc niepisane między nimi zasady. - Wróćmy do domu, chyba jesteś głodny, co?

- No, w sumie coś bym zjadł - przyznał. - A co trzeba zrobić, żeby mieć żonę?

- Żonę? - Zatrzymała się w półkroku i spojrzała na niego tak, jakby deklarował właśnie chęć zaadoptowania sieroty z Dalekiego Wschodu.

- No żonę - mówił dalej Damian, patrząc na nią zupełnie poważnie. - Szkoda, że jesteśmy spokrewnieni, gdyby nie to, to ty mogłabyś być moją żoną. No i jeszcze gdybyś nie znała Rafała.

Łucja powstrzymała się przed parsknięciem śmiechem. Damian był jedyną znaną jej osobą, która potrafiła mówić o wszystkim prosto z mostu, zachowując przy tym śmiertelną powagę. Niekiedy było jej niezwykle ciężko zapanować nad swoją własną.

- Musisz najpierw poznać jakąś dziewczynę, zakochać się w niej, być z nią jakiś czas i dopiero wtedy można zastanawiać się nad małżeństwem. Czasami uczucie uderza w ciebie nie wiadomo skąd, nieoczekiwanie, innym razem relacja zaczyna się od przyjaźni. Tak to już jest - Łucja udzieliła starszemu bratu szybkiej i opóźnionej o co najmniej kilkanaście lat lekcji dorastania, mając jednocześnie trochę pretensje do cioci Eli o to, że ta skupiła się za bardzo na niepełnosprawności syna i zupełnie pominęła jego życie uczuciowe.

- Bardzo to wszystko skomplikowane - przyznał. - Czy życie nie może być łatwiejsze? - Popatrzył na nią z nadzieją, jakby posiadała w tym temacie jakąś moc sprawczą.

- Niestety w tej i wielu innych dziedzinach nie ma półśrodków. Przykro mi - uśmiechnęła się do niego blado.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Znajdź swoje wakacje

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Kambukka Olympus
Kambukka Lagoon

REKLAMA

Top hotele na Lato 2024
Top hotele na Lato 2024

REKLAMA

Butelki dla dzieci Kambukka
Kambukka Reno

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe