REKLAMA

Siła przeznaczenia

autor: Agnieszka Stec-Kotasińska
wydawnictwo: Replika
wydanie: Poznań
data: 29 września 2020
forma: książka, okładka miękka ze skrzydełkami
wymiary: 145 × 205 mm
liczba stron: 400
ISBN: 978-83-6648154-1

Inne formy i wydania

książka, okładka miękka ze skrzydełkami  2020.09.29

Nikt nie zna swego przeznaczenia

Natalia, po wielkim zawodzie miłosnym, postanawia razem ze swoją przyjaciółką Marcelą spędzić wakacje w urokliwym angielskim miasteczku Henley-on-Thames. Ma nadzieję, że uda jej się tam wyleczyć złamane serce i nabrać sił przed czekającą ją nową pracą. Również Marcela znajduje się w nienajlepszym momencie życia: od wielu lat stara się z mężem o dziecko, niestety wszystkie próby zapłodnienia in vitro kończą się fiaskiem. Marcelinie zaczyna już brakować sił i motywacji.

Kiedy na drodze przyjaciółek stają przystojny weterynarz, urocza dziewczynka z zespołem Dawna i jej uwielbiający kąpiele w Tamizie labrador - wszystko się zmienia. Przypadkowe spotkanie zapoczątkuje cały ciąg zdarzeń, doprowadzając bohaterów do miejsc, które były im pisane.

Cudowna powieść o przyjaźni, która miewa różne oblicza, miłości silniejszej niż śmierć, uczuciach rozkwitających niczym najdelikatniejszy kwiat. Jej bohaterowie, tak jak to w życiu, śmieją się, płaczą, popełniają błędy, a jednak nie wahają się zaryzykować, by być szczęśliwym. Ciepła, mądra i wzruszająca książka z akcją umiejscowioną w angielskich klimatach. Polecam.

Agnieszka Caban-Pusz, Papierowe strony

Fragment

Rozdział 1

Maj 2018

Henley-on-Thames

Anglia

Marcelinko!

Jak zwykle piszę do Ciebie tradycyjny list. Wiesz przecież, że te wszystkie nowoczesne maile zdecydowanie nie są dla mnie. Mam nadzieję, że zdążysz go otrzymać, zanim na dobre zacznie się lato. Ostatnio nie odzywasz się często. Pewnie jesteś bardzo zajęta. Ja natomiast robię się na stare lata coraz bardziej sentymentalna. Wspominam dawne czasy, gdy mieszkaliśmy z Leonem zaledwie kilka metrów od domu Anieli i Henryka, oraz gdy Wy dwie przychodziłyście do nas często po szkole. Kochana, proszę, przyjedźcie do mnie na wakacje w tym roku. Bardzo chciałabym Was zobaczyć. Być może macie już z Pawłem jakieś plany urlopowe, ale będę bardzo szczęśliwa, jeśli uda Ci się wykroić bodaj odrobinę czasu dla starej ciotki. Przypomnij mi, jak długo się nie widziałyśmy? Dwa, trzy, cztery lata? Tak to wszystko szybko biegnie, że nawet nie mogę dokładnie umiejscowić

w czasie Twojej ostatniej wizyty. Pamiętam, że była wiosna. Chyba kwiecień, bo magnolie kwitły w moim ogródku. Przyjechałaś razem z Pawłem. I chyba było wolne z okazji Świąt Wielkanocnych. Tak, to musiało być jakoś w kwietniu. Natusi, jak sama wiesz, nie widziałam znacznie dłużej. Zdecydowanie za długo. Nic mi o niej ostatnio nie piszesz. Czy jej sprawy mają się lepiej? Przyjedźcie, na jak długo chcecie. Może być nawet na całe lato. Ja przecież i tak nie mam żadnych innych planów. Jedynie obrazy, warsztaty, tak jak zwykle, ale jeśli tylko przyjedziecie, to postaram się z Wami trochę pobyć. Pewnie wolałabyś spędzić lato z Pawłem w ciepłych krajach, a nie na Deszczowych Wyspach ze starą ciotką. Ja to rozumiem, ale chociaż na tydzień lub dwa przyjedźcie, Kochana moja. Chcę Wam znowu poopowiadać o moich obrazach i ogrodzie, jak za dawnych czasów. Proszę, przekaż Natusi to, co napisałam.

Całuję mocno,

Ciocia Basia

Nie czekała długo. Najpierw usłyszała regularny, narastający stukot kół o szyny, następnie kątem oka zauważyła zbliżający się pociąg. Właśnie ten, o który jej chodziło. Na peronie od razu zrobiło się gwarno. Wsunęła w pośpiechu zakładkę do książki, którą trzymała w ręku, i wraz ze swoim zbyt dużym i nie do końca wygodnym bagażem (wbrew zapewnieniom pewnej ekspedientki z warszawskiej galerii handlowej) ustawiła się tuż przy rozsuwanych drzwiach, gdy tylko pociąg się zatrzymał. Weszła do niego pewnym krokiem, a dziesiątki, może nawet setki nieznanych jej ludzi, zrobiło to samo. Ludzi z własnymi historiami, myślami, marzeniami i problemami. O różnych kolorach skóry. Mówiących coś do swoich telefonów i trzymających w dłoniach gazety, niektóre po angielsku, inne w nieznanych jej językach. Z bocznej kieszonki torebki zawieszonej na ramieniu wyjęła bilet, aby

móc dokładnie zobaczyć, gdzie znajduje się jej miejsce w pociągu. Znalazła je i usiadła szczęśliwa, że choć przez godzinę nie będzie musiała ciągnąć za sobą swojej torby na kółkach. Popatrzyła przez okno, odruchowo łapiąc palcami prawej dłoni złotą podkówkę wiszącą od wielu lat na jej szyi na niedługim, solidnym łańcuszku.

Londyn. Musi przyjechać tu z Marceliną. A jeśli ona nie będzie chciała, to przyjedzie nawet sama, ale na pewno to zrobi. Przydadzą jej się dłuższe wakacje, zwłaszcza teraz, gdy po powrocie do domu istniała nadzieja, że będzie na nią czekać nowa praca, a wraz z nią nowe życie i nowe wyzwania. Włożyła rękę do torby, by dotknąć laptopa. Nic nie było jeszcze pewne, ale z każdym dniem stawała się coraz bardziej zdeterminowana, aby przejść ostatni etap kwalifikacyjny i dostać wymarzoną posadę. W zasadzie nie dopuszczała do siebie żadnej innej myśli. Wreszcie coś nowego. Wreszcie będzie inaczej. A w międzyczasie, skoro perspektywa długiego, wyczekiwanego odpoczynku pojawiła się tak nagle, tak niespodziewanie, musi zrobić wszystko, aby móc go dobrze wykorzystać.

Może jej przyjaciółka również zapragnie zapomnieć na ten czas o swoich problemach? Chciała wreszcie zobaczyć te wszystkie rzeczy, o których czytała, uczyła się i rozmyślała miliony razy. No i oczywiście nazbierać nowe magnesy na lodówkę i dołączyć je do pozostałych, tych z północy Anglii i Szkocji.

Uśmiechnęła się do swoich myśli. Pociąg ruszył po kilku minutach, odrywając ją od nich na chwilę. Czuła się w nim dosyć anonimowo i wcale jej to nie przeszkadzało. Pamiętała, że na początku było tak samo w Warszawie. Szczególnie w metrze, którym codziennie jeździła do pracy. Jednak z upływem czasu zaczęła rozpoznawać coraz więcej twarzy. Zdarzało się nawet, że z kimś rozmawiała. O niekończącej się zimie, rosnących cenach, upale, sukcesach polskich skoczków narciarskich czy korkach na mieście. Jednak bardzo rzadko, ponieważ pasażerowie metra nie należeli do specjalnie rozmownych, zwłaszcza że większość z nich spieszyła się do pracy w korporacji, aby móc odhaczyć kolejny dzień dzielący ich od nadchodzącego weekendu.

Osobą, z którą rozmawiała szczerze o swoim życiu, była od jakiegoś czasu tylko Marcelina. Przed nikim innym wolała do końca się nie otwierać. Nawet ze znajomymi ze studiów podyplomowych rozmawiała jedynie na bieżące tematy. Wspomniała, owszem, co takiego sprowadziło ją do stolicy i o tym, jak wyglądało jej wcześniejsze życie, ale zrobiła to w dużym skrócie, fragmentarycznie, ciesząc się, że nie zadają pytań. Lubiła być choć trochę anonimowa.

Dlatego też tutaj, w pociągu wyjeżdżającym ze stacji London Paddington w kierunku Readingu, Natalia poczuła się wyjątkowo dobrze. Jeszcze tylko autobus do miejsca docelowego. Marcelina powiedziała jej przez telefon, że nie odważy się wsiąść do samochodu cioci Basi, który przecież ma kierownicę ,,po złej stronie". Nie odpali go i nie pojedzie po nią na stację, choćby nawet miała do pokonania jeden kilometr, a nie szesnaście, jak było w rzeczywistości.

- To ciocia jeździ jeszcze samochodem? - zapytała Natalia.

- Czasami. Nieźle, co? Wprawdzie mówi sama, że chyba już nie powinna. Jej reakcje nie są już takie szybkie. Pewnie jeszcze trochę i będzie musiała go sprzedać. Zresztą ona jeździ już w zasadzie tylko na swoje warsztaty i czasami na zakupy. Resztę spraw załatwia w mieście na piechotę.

- I tak dobrze, jak na jej wiek.

- Talka, słuchaj, właśnie... - mówiła dalej Marcelina - bo ciocia wtedy, jak przyjedziesz, będzie cały dzień w galerii sztuki, na tych swoich warsztatach. Chodzi o to, że ona też nie będzie mogła po ciebie przyjechać. Ale ty sobie poradzisz prawda? No ty byś sobie nie poradziła...? Znasz tak dobrze język i w ogóle... Wiesz, że ja musiałam tutaj przyjechać ze słownikiem i rozmówkami? I byłam cały czas z Pawłem na telefonie od momentu, kiedy wysiadłam z samolotu. Nawet nie chcę myśleć, ile poszło na to pieniędzy. I myślałam, że się rozpłaczę. Normalnie, że usiądę i będę płakać, jak zobaczyłam tych wszystkich ludzi i że oni tak biegną w różnych kierunkach, tak się spieszą, i ja z tym moim bagażem,

no dosłownie mówię ci, że ja dałam radę... Paweł jest ze mnie dumny. Ja sama jestem z siebie dumna. No mówię ci, Talka.

- W porządku, Marcela, nie przejmuj się mną. Powiedz cioci, żeby też nie zawracała sobie głowy. Zresztą jak dotrę do Readingu, to już naprawdę zostanie mi najkrótszy i najłatwiejszy odcinek do pokonania.

- Super, nie mogę się doczekać. Nie wierzę, że wreszcie się spotkamy po tak długim czasie.

- Ja też, kochana, do zobaczenia.

Cała Marcelina, pomyślała Natalia i zastanowiła się nad tym, co jeszcze może wyciągnąć ze swojego bagażu, aby uniknąć płacenia za dodatkowe kilogramy na lotnisku. Jej przyjaciółka zadzwoniła akurat wtedy, gdy prawie kończyła pakowanie. Marcelina nie byłaby sobą, gdyby nawet najkrótsza podróż nie spędzała jej snu z powiek. Najprawdopodobniej tak też było i tym razem na wiele dni przed samym wylotem. Nie byłaby sobą, gdyby nie snuła mrożących krew w żyłach wyobrażeń o porywających ją dla okupu członkach obcej mafii, gdzieś pewnie między kolejnymi stacjami, historii o możliwym zgubieniu dowodu, portfela, telefonu, bagażu, torebki, głowy, wszystkiego, co tylko można zgubić. Nie byłaby też sobą, gdyby faktycznie nie wisiała na telefonie z Pawłem zaraz po wyjściu z samolotu.

Zresztą Natalia nie mogła wyjść z podziwu, że wspomniany małżonek zgodził się puścić swoją żonę, Marcelinę, w tak daleką i pełną samych niebezpieczeństw podróż w nieznane. Samą! No, nie samą, z Natalią wprawdzie. No, nie z Natalią, bo miały spotkać się dopiero na miejscu. Ale czy jego żona mogła czuć się bezpiecznie ze swoją ,,niewiedzącą czego chce, niedojrzałą przyjaciółką", jak ją kiedyś nazwał? No, nie do końca też w nieznane, ale czy siedemdziesięcioletnia ciocia mogła zapewnić należyte bezpieczeństwo jego małżonce i matce jego przyszłego dziecka, czekającego gdzieś tam na swoich rodziców w ciekłym azocie w którejś z klinik?

Tego nie wiedziała. Wiedziała jednak, że cieszy się na spotkanie z przyjaciółką. Już ponad trzy lata jak nie rozmawiały ze sobą na żywo, co było dla obydwu dość trudnym doświadczeniem. A przecież kiedyś mieszkały zaledwie kilkadziesiąt metrów od siebie, potem dzieliły pokój w internacie. Przestały widywać się codziennie, odkąd Natalia zaczęła studia, a Marcelina wyszła za mąż i zamieszkała razem z Pawłem w jego rodzinnej miejscowości, ale mimo wszystko, miały ze sobą bardzo częsty kontakt. Aż nadeszło rozstanie. Według Marceliny zupełnie niepotrzebne, według Natalii najpotrzebniejsza na tamten moment dla niej rzecz na świecie.

Ponad trzy długie lata w kolejnych mailach obiecywały sobie, że przecież to nie jest tak daleko, że jedna drugą może swobodnie odwiedzić, nigdy jednak do tych odwiedzin nie doszło. Natalia nawet na święta nie wracała do Zajączków, wsi pod Częstochową, z której pochodziła. Czuła, że drętwieje na całym ciele, na samą myśl o powrocie. Marcelina wprawdzie już tam nie mieszkała, ale niechęć Natalii do jej męża sprawiała, że ich nowe miejsce na ziemi również omijała szerokim łukiem. Urządziła się Warszawie. To ona teraz zapraszała tatę i Joannę. Przyjeżdżała też Ewa. I to było wszystko, czego Natalia w tamtym czasie chciała od życia. I tak minęły trzy lata.

,,Może w końcu nadszedł czas dla Ciebie, abyś związała się z kimś na stałe?" - pytała Marcelina w mailach. ,,Nie możesz rozpaczać w nieskończoność. Czas Ci ucieka, trzydziestka zbliża się wielkimi krokami. Kiedy w końcu przyjedziesz do domu? Ja też wtedy przyjadę do rodziców. Zobaczysz, będzie jak dawniej".

,,Marcela, proszę Cię, nie dręcz mnie już ciągle tym uciekającym czasem" - odpisywała. ,,Wiem, ile mam lat. Do domu? Jestem w domu. To znaczy jestem w mieszkaniu, ciasnym, ale własnym, ładnie urządzonym, dwupokojowym, przejrzystym, na miłym, spokojnym warszawskim osiedlu. Nie do końca też moim, jeśli miałby się ktoś przyczepić, bo mieszkanie należy w większości jeszcze do banku, ale przecież w końcu je spłacę. I będę w nim

cholernie szczęśliwa, zobaczysz. Co ja piszę, już jestem. Zapraszam! Nie pierwszy raz zresztą, ale i tak wiem, że znajdziesz sto powodów, dla których nie możesz przyjechać. Jak nie Ty, to Twój mąż z pewnością się o nie postara. Marcela! Jeśli będę gotowa na to, aby się z kimś związać, na pewno dowiesz się o tym pierwsza. Obiecuję Ci to. Na razie przez dłuższy czas nie byłam, a wydawało mi się zupełnie inaczej i dlatego też ten Karol z pracy się trafił... no i sama wiesz. Na szczęście tutaj, z racji tego, że jest to duże miasto, stolica, nikt nie pokazuje mnie palcami, bo takie rzeczy po prostu się tutaj zdarzają. I wszystkie inne również. A do domu rodzinnego w odwiedziny oczywiście, że wrócę. Myślisz, że nie tęsknię? Jasne, że tak! Ale sama wiesz, jak było. Przyjadę kiedyś na kilka dni, jak będzie ciepło. Wtedy przyjedziesz też Ty, jeśli łaskawie zgodzi się Twój mąż. I spędzimy ze sobą trochę czasu, chciałabyś?".

I w końcu teraz, gdy Natalia zechciała wrócić do rodzinnego domu na kilka wakacyjnych dni, Marcelina zadzwoniła z propozycją wyjazdu do Anglii.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Kup bilet

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

Butelki dla dzieci Kambukka
Kambukka Reno

REKLAMA

AMBRA - Twoje Perfumy
AMBRA - Twoje Perfumy