REKLAMA

Sekrety domu wśród róż

autor: Sylwia Michniewicz
wydawnictwo: Replika
wydanie: Poznań
data: 31 lipca 2023
forma: e-book (epub, mobipocket)
liczba stron: 304
ISBN: 978-83-6786709-2

Inne formy i wydania

e-book (epub, mobipocket)  2023.07.31

Nie chciałam zabierać ci dobrych wspomnień z dzieciństwa.

Dużo złych rzeczy wyparłaś. O wielu nie wiedziałaś.

Marta jest lekkoduchem, często zmienia pracę i miejsce zamieszkania. Nie przywiązuje się do ludzi ani do pieniędzy. Takie przekonania w głównej mierze wpoił jej ojciec, fotograf i podróżnik. Niestety Marta widziała go po raz ostatni piętnaście lat temu, wtedy wyjechał w kolejną podróż i przestał się z nią kontaktować. Dziewczyna została wówczas sama z nadopiekuńczą matką.

Pewnego dnia Marta otrzymuje propozycję pracy w Brukseli, ma zostać gosposią w posiadłości belgijskiej arystokratki. W okazałej rezydencji, położonej w przepięknym ogrodzie, oprócz baronowej mieszka także jej sympatyczny syn Paul z rodziną: depresyjną żoną Helene oraz trzyletnim synkiem Victorem.

Marta dostaje regulamin, którym musi się kierować podczas wykonywania swoich obowiązków. Dziewczyna szybko przekonuje się, że w domu panują niekonwencjonalne zasady, a rodzina jest bardzo specyficzna. W dodatku wkrótce wychodzi na jaw, że poprzednia gosposia zniknęła nagle w niewyjaśnionych okolicznościach...

Fragment

Wyprowadzka

Gdańsk, wrzesień 2018

Wysiadając z windy, od razu poczuła na klatce scho­dowej odpychającą woń smażonego kurczaka. Wy­jęła z torebki pęk kluczy i gdy tylko uchyliła drzwi od mieszkania, intensywny odór spalenizny uderzył prosto w jej nozdrza, wywołując u niej mdłości.

Przewróciła oczami i zaklęła pod nosem. Chmu­ra smrodu w mieszkaniu - tylko tego jej trzeba po ośmiu godzinach zaiwaniania za biurkiem.

Niedbale zdjęła szpilki, rzuciła torebkę na pod­łogę i pobiegła pootwierać wszystkie okna. Niestety, aromat zwęglonego drobiu nie wietrzeje tak szybko. A przynajmniej nie tak szybko, jakby tego chciała. Czekając, aż kulinarny smrodek zostanie zneutra­lizowany przez świeże powietrze, wydobywające się niemrawo z uchylonych lufcików, chwyciła za sto­jący obok odświeżacz powietrza.

Zerknęła w kierunku pokoju Marty. Jej drzwi były otwarte na oścież, a z pomieszczenia słychać było utwór zespołu Gnarls Barkley Crazy.

- Cześć! Jestem! - krzyknęła.

Współlokatorka nie odpowiadała.

- Stara, skoro już musisz jeść coś, co ma dziób i barbarzyńsko przyrządzać to w naszym wspólnym mieszkanku, to może chociaż potem byś tu wy­wietrzyła, co? Wiesz, że ten smród mnie obrzydza - mówiła, zasłaniając lewą dłonią nos jedwabną chust­ką, a prawą rozpylając w powietrzu aerozol. - Potem, przez ciebie, wszystkie żakiety mi śmierdzą kurzym trupem - dodała donośnym głosem, próbując prze­krzyczeć piosenkę.

Marta wciąż zaciekle milczała.

- Ej, Krejzi! Jesteś tam? - Podeszła do otwartych drzwi. - Co ty robisz? - Zmarszczyła czoło.

- Pakuję się. Jutro wyjeżdżam - oznajmiła Mar­ta, wyjmując energicznym ruchem z półki lniane spodnie. Nawet nie spojrzała w kierunku Klaudii.

- Aha... a dokąd, jeśli można spytać?

- Do Belgii - odparła krótko.

- Na długo? - spytała rozdrażniona. Zazwyczaj Marta dużo mówiła, ale dziś wyjątkowo Klaudia musiała ciągnąć ją za język.

- Nie wiem. Pewnie na miesiąc, ale mam nadzieję, że na dłużej. Potem zobaczę.

Klaudia stała w osłupieniu, trzymając w jednej dłoni spray, a w drugiej beżową chusteczkę. Przy­glądała się z niepokojem swojej zafiksowanej na pa­kowaniu walizki współlokatorce. Otworzyła usta, by zadać jej jakieś pytanie, ale w sumie nie wiedziała, od czego zacząć. Co ona sobie wyobrażała? Czemu nic nie powiedziała? Czy miała zamiar w ogóle się pożegnać? Mieszkały ze sobą niecały rok i dobrze się dogadywały, nie licząc incydentów z oczadzaniem mieszkania. Żadna z nich nie szukała dodatkowych problemów ani kłótni, a wynajmując wcześniej stan­cje, obie przekonały się, że to niemal cud trafić na taką osobę.

Powoli rozejrzała się po pokoju Marty. Puste półki, pusta szafa, zniknęło także jej zdjęcie z dzie­ciństwa, które zawsze wisiało na ścianie. Jej współ­lokatorka miała niewiele rzeczy. Żadnych figurek, świeczek, dywaników i innych zbędnych pierdółek, które zagracają przestrzeń w pokojach większości dziewczyn. Jedyne, co widniało u niej na ścianie, to ta brązowa ramka ze zdjęciem, na którym piętna­stoletnia Marta stoi z tatą na Tarnicy.

- A co z pokojem? - spytała Klaudia.

- Powiedziałam już właścicielowi, według umowy mam miesiąc wypowiedzenia, więc czynsz potrąci mi z kaucji i będziemy rozliczeni. Ale wyjeżdżam jutro.

- A Michał?

- Zerwałam z nim - odparła Marta, upychając z impetem czarną bluzę do dużej, czerwonej walizy na kółkach.

- Jaja sobie robisz? - Klaudia wytrzeszczyła oczy. - Czemu z nim zerwałaś?

- Z tego samego powodu, co zawsze. Po czte­rech miesiącach chciał stabilizacji - westchnęła i pokręciła głową. - Ale dobrze zniósł rozstanie, le­piej niż ten poprzedni.

- Przecież chyba dobrze się dogadywaliście?

Marta cicho chrząknęła i podrapała się po pie­gowatym nosie.

- Na dłuższą metę z nikim dobrze się nie dogaduję.

- A ze mną? - spytała niepewnie Klaudia.

- Ty, małpo, jesteś wyjątkiem, ale i tak cię jutro opuszczam. - Zerknęła na koleżankę i puściła do niej oczko.

Klaudia uniosła swoje czarne, stanowczo zbyt grube brwi i powoli odstawiła na ziemię odświe­żacz powietrza. Oparła się o ścianę i patrzyła, jak jej współlokatorka niedbale wciska trampki do bocznej kieszeni torby. Klaudia była pewna, że się tam nie zmieszczą, ale Marta nie dawała za wygraną. Po mi­nucie walki z niesfornymi podeszwami udało jej się w końcu dopiąć zamek.

- Można? Można! - Marta z tryumfującą miną wskazała dłońmi na upchnięte buty.

- Brawo - mruknęła Klaudia i bez entuzjazmu zaklaskała w dłonie.

Marta założyła włosy za ucho, zmrużyła oczy i spojrzała badawczo na Klaudię.

- Jesteś na mnie zła? - spytała.

- Czy jestem zła? - prychnęła. - Skąd taki wniosek?

- Stąd, że twoim fochem wali teraz po nosie bar­dziej, niż moim spalonym kurczakiem.

W pokoju zapanowała cisza, a atmosfera w mgnie­niu oka zgęstniała, jak ciepły budyń w garnku.

Klaudia uchyliła usta, by odpowiedzieć, jednak po chwili głośno wypuściła powietrze i zagryzła dol­ną wargę. W telefonie odtworzył się kolejny utwór z playlisty - Lenny Kravitz Fly Away.

- OK. Czyli jednak, foch - Marta pokiwała głową sama do siebie.

- Żaden foch... - Głos Klaudii delikatnie się zała­mał. - Po prostu staram się ciebie zrozumieć i jakoś nie potrafię. Jesteś niepoważna.

- Wiem - skwitowała Marta, jakby to było oczy­wiste. - Przepraszam cię, miśku, ale przecież od zawsze ci mówiłam, że szybko zmieniam plany. Trafiła się okazja, by pracować w Belgii za niezłą kasę, więc jadę. I nie maż się. - Zerknęła na Klaudię z półuśmiechem. - Kiedyś i tak któraś z nas by się wyprowadziła. Przecież nie mieszkałybyśmy ze sobą do końca życia.

- No tak, ślubu nie mamy - wymamrotała cicho i schowała chustkę do kieszeni.

Marta przerwała pakowanie i spojrzała z uwa­gą na koleżankę. Dopiero teraz, gdy przyjrzała się Klaudii uważnie, zauważyła jej zaczerwienione oczy i delikatną zmarszczkę na czole. Zobaczyła też, że przygryza jeden ze swoich purpurowych, idealnie wypiłowanych paznokci, a skoro nie przejmowała się potencjalnym odpryskiem na hybrydowym lakierze, to oznaczało tylko jedno - było z nią źle.

- Będzie dobrze, głupolu. - Podeszła do Klaudii i mocno ją przytuliła. - I nie gryź już tego pazura.

- Ja nie wiem, jak ty to robisz - westchnęła. - Tak łatwo ci przychodzi nagle spakować manaty i za­mieszkać gdzieś indziej. Nie jesteś za stara na taki styl życia?

Marta ściągnęła brwi i z powrotem usiadła na walizce.

- Za stara? - zdziwiła się. - To jest jakiś termin ważności na określony styl życia?

- Wiesz, o co mi chodzi... - westchnęła. - Powin­naś sobie w końcu znaleźć jakąś normalną pracę, nie wiem, w jakiejś korpo albo gdzieś. Znasz dobrze języki, jesteś po filologii, mogłabyś znaleźć dobrą robotę na umowę.

Marta cmoknęła pod nosem. Już dawno przywy­kła do tego typu kazań. Jej styl życia niezbyt wpaso­wywał się w profil klasycznego milenialsa. Co drugi dzień słyszała: ,,w pewnym wieku trzeba żyć na po­ziomie" lub ,,nie wypada jeść byle gdzie i ubierać się w byle co". I to jej ulubione ,,powinno się". Czasami, przy tego typu debatach, nie pozostawało jej nic in­nego, jak uśmiechać się, kiwać głową, a potem i tak robić po swojemu.

- Po prostu w pewnym wieku powinno się żyć na poziomie - kontynuowała Klaudia. - Nie wypada jeść byle gdzie i ubierać się w byle co.

No właśnie. Stara śpiewka.

- OK - przytaknęła dla świętego spokoju.

- A z tym wdziankiem przydałoby się coś zrobić. - Klaudia podniosła z podłogi dwoma palcami beżowy sweter, choć określenie ,,sweter" było dla niego kom­plementem. Była to raczej mocno zmechacona szmat­ka, którą wieńczył dyndający na szarej nitce guzik.

- Wiem, przyszyć guzik i go ogolić - mruknęła Marta, wracając do pakowania.

- Albo go wyrzucić. - Upuściła niedbale wdzian­ko na podłogę i wykrzywiła twarz w dzikim gryma­sie. - Serio, stara, powinnaś w końcu pójść do nor­malnej pracy, bo żyjesz jak jakiś student. Albo hipis.

Marta przeciągnęła się i głośno ziewnęła. Na­stępnie położyła dłoń na barku i pokręciła głową na boki. Jej kark chrupnął dwa razy. Lenny ucichł.

- Posłuchaj, kochana. - Rozłożyła dłonie w te­atralnym geście, jakby chciała wygłosić arcyważną przemowę. - Mój życiowy minimalizm ma same za­lety. I dobrze wiesz, że jest bardziej eko niż twój we­ganizm, tylko wstyd ci się do tego głośno przyznać. - Wskazała palcem na Klaudię i zmrużyła jedno oko. - Jakbyś nie kupowała co miesiąc tony ciuchów i jakichś dupereli z jabłuszkiem, to byś skuteczniej ratowała planetę.

Klaudia przewróciła oczami i wypuściła gło­śno powietrze.

- Ale i tak powinnaś...

- Powinnaś to, powinnaś tamto... - przerwała jej Marta. - Jedyne, co każdy człowiek powinien, to oddychać, bo inaczej by umarł. I czasami pić, jeść i chodzić do kibla. A reszta, to wolna wola.

- No dobra, rozumiem - rzuciła od niechcenia i machnęła ręką w powietrzu.

- Nie musisz tego rozumieć, po prostu to usza­nuj. Ja akceptuję twoje poglądy, dlaczego ty nie sza­nujesz moich? - Marta zanurzyła dłonie w swoich kręconych, miedzianych włosach, które zawsze były w artystycznym nieładzie.

Klaudia słuchała jej w milczeniu, gładząc opusz­kami palców mankiety białego żakietu. Na zmianę patrzyła na pustą szafę, na puste półki, na puste ściany i na wielką walizkę, która pomieściła cały dobytek Marty Sobczak. Życie dorosłego człowieka zamknięte w jednym kuferku. Spakowane i przenie­sione w inne miejsce. Tak po prostu.

- Mówię ci to wszystko, bo martwię się o ciebie, stara - powiedziała po chwili.

- Za bardzo się zamartwiasz, miśku. Poradzę so­bie - zapewniła Marta. Wstała z podłogi, wyciągnęła ręce do góry i zaczęła się przeciągać, niczym kot po drzemce. Następnie zrobiła głośny wydech, wprawia­jąc wargi w wibrację, strzepnęła resztki kurzu z po­dziurawionych jeansów i rozejrzała się dookoła, by upewnić się, czy wszystko już spakowała. Pozosta­ła jeszcze tylko kosmetyczka i zmechacony sweter znienawidzony przez Klaudię. Poza tym, wszystko.

- OK, Klo, dość tego pieprzenia. - Podrapała się po swoich kudłatych kędziorkach. - W lodówce jest winko, kupiłam na nasz ostatni wieczór. Chodź się napić.

- Niech będzie - rzuciła markotnie.

Marta podeszła do niej, pogłaskała ją po głowie i poklepała po ramieniu.

- Pamiętaj, że jak wyjadę, będziesz mieć całą chatę dla siebie. - Zatoczyła palcem okrąg. - Nie będziesz już musiała wdychać smrodu smażonego przeze mnie kurczaka, a sama będziesz mogła bez przerwy gotować swoje cuchnące brokuły i chodzić nago po mieszkaniu. Fajnie, nie?

Klaudia delikatnie uniosła brwi i uśmiechnęła się z aprobatą.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA

AMBRA - Twoje Perfumy
AMBRA - Twoje Perfumy