REKLAMA

Pokłosie przekleństwa

autor: Edyta Świętek
wydawnictwo: Replika
seria: Grzechy młodości
wydanie: Poznań
data: 1 września 2020
forma: książka, okładka miękka ze skrzydełkami
wymiary: 130 × 200 mm
liczba stron: 448
ISBN: 978-83-6648161-9

Inne formy i wydania

książka, okładka miękka ze skrzydełkami  2020.09.01

FASYCYNUJĄCA,PEŁNA EMOCJI, MIŁOŚCI I DRAMATÓW HISTORIA POLSKIEJ RODZINY

Wraz z przemianami gospodarczymi znacznym zmianom ulega życie rodziny Trzeciaków. Jola robi oszałamiającą karierę w korporacji, Piotr Kost zostaje redaktorem muzycznym w radiostacji, a Manuela prezenterką teleturnieju nadawanego przez ogólnopolską stację telewizyjną. Jednak nie wszystkim członkom rodziny wiedzie się równie dobrze. Trudny czas nadchodzi dla Ewy, która zmuszona jest do rezygnacji z występów, a także dla nauczycieli pobierających niewysokie pensje. Kryzys ekonomiczny uderza w interesy przedsiębiorczego Tymoteusza. Jak mężczyzna poradzi sobie z nowymi wyzwaniami? Czy Justyna odnajdzie szczęście u boku ukochanego? Jakie skutki przyniesie klątwa rzucona przed laty przez Franciszkę?

................................................................................

Znakomite zakończenie jednej z najlepszych sag rodzinnych, jakie miałam przyjemność przeczytać. Polecam!

Joanna Wolf

Epicka opowieść o wielopokoleniowej rodzinie, w której bohaterami są nie tylko matki, babki, ojcowie, bracia, siostry, kochankowie... Polecam!

Dorota Witt, dziennikarka

Express Bydgoski

Edyta Świętek jest mistrzynią sag rodzinnych osadzonych w realiach PRL-u. Po rewelacyjnym Spacerze Aleją Róż powraca z równie wciągającą serią Grzechy młodości. Obowiązkowa lektura dla miłośników gatunku!

Magdalena Majcher, pisarka

Fragment

Kurz był wszędzie: na grzbietach książek, na pół­kach. Wibrował w strunach światła. Kiedy Mirel­la Wilimowska-Braun mrużyła oczy, by wyostrzyć wzrok, mogła przysiąc, że wśród jego drobinek wi­dać maleńkie, lecz przerażające stworzenia: obrzy­dliwe roztocze, należące do pajęczaków. Nienawi­dziła mikroorganizmów, o których istnieniu jeszcze do niedawna nie miała pojęcia. Wszystko przez in­ternet, w którym kiedyś znalazła artykuł o niechcia­nych i nie do końca uświadamianych sobie przez człowieka domowych sublokatorach. Do tekstu do­łączono zdjęcia jakiegoś ohydztwa powiększonego do monstrualnych rozmiarów.

Od tamtej pory nie zaznała ani chwili spokoju. Wciąż wyobrażała sobie liczne odnóża paskudztw spacerujących po jej twarzy, gdy śpi. Roztocze bu­szujące po domu i przejawiające szczególne upodo­banie do pościeli. Mikroby żerujące na obumarłym naskórku. By zminimalizować choć trochę kontakt z tym szkaradzieństwem, zobligowała sprzątaczkę do tego, by dwa razy w tygodniu zmieniała poszwy. Bielizna pościelowa miała być każdorazowo go­towana. Co pół roku nabywała nową kołdrę, koce i poduszki. Nie uznawała zasłon, firanek, dywanów

i tapicerowanych mebli. Dowierzała wyłącznie skó­rzanym kanapom i fotelom, które zostały obficie zaimpregnowane. Wszędzie, gdzie tylko mogła, in­stalowała różnego rodzaju filtry oczyszczające po­wietrze. Byle tylko wyeliminować robactwo z oto­czenia. Pająki także budziły wstręt Mirelli. Brzydziła się lepkich pajęczyn przyciągających kurz.

Siedząca w gabinecie lekarskim kobieta niefra­sobliwie podniosła wzrok. Dostrzegła w rogu po­mieszczenia cienkie nitki utkane przez jakiegoś sta­wonoga. Brzęczała wśród nich duża, tłusta mucha. Wilimowska-Braun wzdrygnęła się na ten widok i szybko przeniosła spojrzenie na biurko z jego gład­ką, mahoniową powierzchnią. Niestety tam zalegały sterty różnych dokumentów, a plama światła prze­cinająca w poprzek blat ujawniała, że sprzątaczka kiepsko wypełnia swoje obowiązki. W rzeźbionych zakamarkach antycznych mebli zalegał kurz.

Obrzydliwość! Wszędzie pełno bakterii - pomy­ślała Mirella.

Oczekiwanie na doktora dłużyło się w nieskoń­czoność. Wyszedł niby tylko na dwie minutki, a tymczasem wskazówki zegara wskazywały, że nie było go znacznie dłużej.

Potrącę mu to z rachunku za sesję! To szczyt bezczel­ności, by tak mnie okradać! Wszak płacę za czas, który ła­skawie mi poświęca! - utyskiwała w duchu, niepomna, że sesje u psychoterapeuty opłaca jej tatko.

Z jednej strony irytował ją ten człowiek i jego kiepsko posprzątany gabinet. Z drugiej musiała

jednak przyznać, że czynił cuda. Był czarodziejem, który potrafił wyłączyć albo przynajmniej mocno stłumić fobie i pomniejsze lęki wypełniające jej umysł. Ufała mu, ponieważ specyfiki przepisywane przez niego nie otumaniały, nie znieczulały jej na wszystkie bodźce, nie czyniły z niej warzywa. Dzięki magicznym pigułkom odczuwała znacznie mniejszy strach. Czasami nawet nie widziała zamieszkują­cych w kurzu robali. Nie czuła, jak pełzają po jej skórze, włażą pomiędzy włosy, wdzierają się do oczu i ust, by przegryźć miękkie tkanki i przedostać się wprost do mózgu.

Pisnęła sprężyna w mechanizmie klamki.

- Dzień dobry, pani Mirello. - Kobieta usłyszała głos swojego psychoterapeuty. - Przepraszam za tę chwilę zwłoki, już jestem do pani dyspozycji.

Wstrętny robal - pomyślała z pogardą. Jest jak oślizły insekt, który czołga się w brudzie. Pożera mój wol­ny czas!

To oczywiste, że wolałaby teraz przebywać gdzieś indziej. Na zakupach, w kinie, w kawiarni. Nawet u cholernego Cypriana - wśród jego kosz­marnie zakurzonych książek!

Co, do kurwy nędzy, ludzie mają z tymi tomiszczami, że tak namiętnie je gromadzą? - zadawała sobie pyta­nie, wodząc spojrzeniem po regale w gabinecie dok­tora Szczekockiego. Ona najchętniej podpaliłaby to wszystko, by poszło z dymem i snopami iskier. By spłonęło razem z tabunami roztoczy i moli

książkowych, które na pewno istniały i rozmnażały się w postępie geometrycznym.

Postęp geometryczny... Nie potrafiłaby powie­dzieć, czym jest. Ale zlepek tych słów wzbudzał cie­kawość. Lubiła intrygujące wyrazy oraz tajemniczo, lecz mądrze brzmiące określenia. Kolekcjonowała je w głowie, by w dogodnej sytuacji zabłysnąć przed znajomymi elokwencją.

Cyprian znał dużo ładnych nazw, wyrazów i zdań. Poza tym był skończonym draniem i jego egzysten­cję na świecie usprawiedliwiał tylko wygląd. Nale­żał do przystojnych mężczyzn. Pożerała go wzro­kiem za każdym razem, gdy przebywał w pobliżu.

Ludzie brzydcy w ogóle nie powinni istnieć. Są jak robactwo - rozmyślała z nienawiścią. Należałoby im zakazać posiadania dzieci, by nie mogli się rozmnażać.

- Pani Mirello! - Jak przez kłęby waty dotarły do niej słowa doktora. - Znowu mnie pani nie słucha. Proszę się odprężyć, a potem skupić na temacie na­szej dzisiejszej sesji.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Zapraszamy na zakupy

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

City Break
City Break

REKLAMA

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA