REKLAMA

Namiętność bez granic

autor: Helena Leblanc
wydawnictwo: Replika
kolekcja: LOVE&SEX
wydanie: Poznań
data: 2 listopada 2022
forma: książka, okładka miękka ze skrzydełkami
wymiary: 145 × 205 mm
liczba stron: 368
ISBN: 978-83-6729556-7

Inne formy i wydania

książka, okładka miękka ze skrzydełkami  2022.11.02

Włoch, Niemiec czy Polak? - gorący romans z niebezpieczną aferą w tle.

Wanda, absolwentka stosunków międzynarodowych, podejmuje pracę we Wrocławiu, w korporacji, której oddziały rozsiane są po całej Europie, a nawet za oceanem. Już w pierwszym tygodniu pracy poznaje biurowego bawidamka, Tomasza ,,Czorta" Czarcińskiego, który wyśmiewa jej sposób bycia, ale jednocześnie bardzo ją fascynuje. Pod wpływem jego namowy, Wanda zgadza się na nietypowy układ, który ma zagwarantować obojgu dobrą zabawę, a mężczyźnie spokój ze strony rodziny, nalegającej na to, żeby się ustatkował.

Wanda niechcący zakochuje się w Tomku, który szybko łamie jej serce, tłumacząc, że nie powinna sobie zbyt wiele obiecywać - przecież to tylko układ. Wściekła stara się zmusić Tomasza do zazdrości. Kiedy kierowniczka wysyła ją na pierwsze szkolenie do Włoch, dziewczyna poznaje tam uroczego Marcella, który przylatuje do niej na weekend. Tomkowi jednak udaje się skutecznie przepłoszyć nieśmiałego Włocha. Podobnie sytuacja ma się

z innymi mężczyznami, których nie brakuje w otoczeniu atrakcyjnej Wandy.

Kiedy dziewczyna naiwnie wplątuje się w międzynarodową aferę, a ,,Czort" zostaje zaszantażowany i upokorzony przez odrzuconą kochankę, w życiu bohaterki pojawia się przystojny Piotr, który okazuje się absolutnym ideałem.

I wszystko mogłoby się dobrze skończyć, gdyby nie fakt, że Wanda po prostu nie lubi ideałów...

18+

Fragment

Wiedzieliście, że imię na wpływ na całe nasze życie? Nie? To posłuchajcie...

Dostałam na imię Wanda. Moja mama, z natury melancholiczka i romantyczka, a z wykształcenia bibliotekoznawca, naczytała się w młodości Baśni i legend polskich. Uparła się i już. Tata nie miał nic do gadania. Ludzie czasem patrzą na mnie dziwnie, kiedy się przedstawiam. A może tylko tak mi się wydaje?

W szkole dzieciaki śmiały się ze mnie, nazywając mnie ,,Wandą, co nie chciała Niemca". Ogólnie przerąbane. Chociaż nie. Ja jeszcze nie mam tak źle, jak niektórzy. Imię, które dostajemy od rodziców, podobno definiuje całe nasze przyszłe życie, dlatego dziwię się niektórym ludziom, że nadają swoim dzieciom imiona zbyt poważne, obce, których znaczenia nie znają, albo wręcz śmieszne, kierując się tylko modą lub kreując się na oryginalnych.

Mam kolegę, Antka, do którego mama od urodzenia nie zwracała się inaczej niż ,,Antoni". ,,Antoni, narobiłeś w pieluszkę" albo ,,Antoni, ubrudziłeś sobie spodenki". A potem już było tylko gorzej. Antek dopiero nienawidzi swojego imienia. A najbardziej zdrobnienia ,,Tosiek", którego używa jego babcia. Szału dostaje. Mam też przyjaciółkę, Jacqueline, która całe życie musi każdemu literować swoje imię, bo wszyscy robią w nim błędy. Jakby nie można było nazwać jej Żakliną. A w ogóle wiecie, że Jacqueline to żeńska forma imienia Jakub? Jakubina. Hę? No, kto wiedział? Przyznać się... Nie wspomnę już o niesławnych Brajanie i Dżesice, z których cała Polska ma używanie (osobiście nie znam żadnych, nie miałam zamiaru nikogo urazić). Ładne imiona. Bryan pochodzenia celtyckiego, a Jessica hebrajskiego. A zrobili z nich pośmiewisko.

Dorastając i obserwując wszystkie te zjawiska (i wiele podobnych) zaczęłam uważać, że jednak rodzice nie zrobili mi aż takiej krzywdy, nazywając mnie Wandą. A jednak to ja byłam dziwadłem w podstawówce. W szkole średniej zdarzało mi się to już rzadziej.

Na studiach moje imię już nikomu nie przeszkadzało. Za to zwracało uwagę wykładowców, którzy szybciej mnie zapamiętywali. To nie zawsze jest dobre, ale w moim przypadku chyba tak. Zwykle byłam przygotowana do zajęć, a sama bym się nie zgłosiła. Skoro jednak mnie pytali, dostawałam plusy i dobre oceny, a potem okazało się, że zarobiłam na stypendium naukowe. I pomyśleć, że gdybym nie była Wandą tylko na przykład Anią albo Kasią (o czym marzyłam przez całe dzieciństwo, bo uważam, że imię Anna to najlepsze, co wymyślili ludzie), moje życie mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej...

Kiedy skończyłam studia, uznałam, że bycie Wandą ma jednak swoje zalety. Na przykład przy poszukiwaniu pracy. Prawie każda firma, do której wysłałam CV, odzywała się do mnie, zapraszając na rozmowę kwalifikacyjną. Być może to przypadek, ale myślę, że moje imię zwracało uwagę. I w ten sposób niedługo zatrudnili mnie w korporacji.

No dobrze, przyznam się wam jeszcze do czegoś...

Kiedy byłam jeszcze małą Wandzią i uwielbiałam postać odważnej Wendy z Piotrusia Pana, z którą się utożsamiałam, odkryłam w sobie talent do języków obcych. W sumie nauczyłam się czterech. Mówię po angielsku, niemiecku, francusku i włosku. Taki szczególik, który ułatwia korporacyjną karierę. Okazało się, że moja firma ma oddziały w większości europejskich krajów. I taka poliglotka jak ja, z dyplomem ze stosunków międzynarodowych, po prostu im się przyda. Gdyby tylko wiedzieli, jak te języki mi się przydadzą...

Kwiecień 2018

Mam trzydzieści trzy lata. W Neavance pracuję od ośmiu. Dobrze zarabiam, kupiłam mieszkanie na kredyt, mam fajne autko, zwiedziłam służbowo pół Europy i co roku jeżdżę na wakacje w inne miejsce. Można powiedzieć, że powinnam już dawno ułożyć sobie życie. Moi rodzice załamują tylko ręce, kiedy na kolejne urodziny czy święta przyjeżdżam do nich sama... Ale w takiej pracy jak moja znalezienie życiowego partnera okazało się niezwykle trudne. Chcecie wiedzieć czemu?

Z powodu tych wszystkich przystojnych kolegów z zagranicznych oddziałów...

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA