REKLAMA

Jutro pokochamy Rzym. Pod wspólnym niebem

autor: Magdalena Kołosowska
wydawnictwo: Replika
seria: Pod wspólnym niebem
wydanie: Poznań
data: 11 maja 2022
forma: e-book (epub, mobipocket)
liczba stron: 304
ISBN: 978-83-6729521-5

Inne formy i wydania

e-book (epub, mobipocket)  2022.05.11

ILE TRZEBA STRACIĆ, ŻEBY ZROZUMIEĆ?

Irmina - od kilku lat w szczęśliwym, wydawałoby się, związku ze swoją szkolną miłością. Jednak określenie ,,szczęśliwy" z każdym kolejnym rokiem zaczyna budzić jej wątpliwości. Zwłaszcza że ukochany coraz mocniej ulega wpływom swojej despotycznej i zaborczej matki. Sytuacji nie ratują jego powtarzające się co roku oświadczyny, które Irmina konsekwentnie odrzuca. I choć wygląda na to, że Irmina już nie zmieni podejścia do instytucji małżeństwa, nigdy nie wiadomo, co przyniesie życie...

Jak w zwariowanym świecie odnajdą się Irmina i jej przyjaciółki: Zosia, która goniła Paryż i Danusia, która miała zobaczyć Neapol? Tym razem to Irmina zabiera nas do Rzymu, aby po drodze pokazać świat pełen zwykłych ludzi, małych szczęść i wielkich dramatów. Polecam Wam niezwykle emocjonujące zamknięcie trylogii ,,Pod wspólnym niebem".

Nie będziecie żałować tej lektury!

Joanna Onysk

Fragment

Irmina

Wrocław

Czwartek, 5 grudnia

17.08

Irmina:

Cześć, Dziewczęta!

Wróciłam. Jestem. Postawiłam stopy na polskiej ziemi, a właściwie w swoim domu ? Mam nadzieję, że choć troszkę się stęskniłyście ?

Już nie mogę się doczekać, kiedy Wam o wszystkim poopowiadam. Pa!

Popatrzyłam na stojące walizki. Upchnęłam w nich miesiąc życia, tyle czasu spędziłam w Tajlandii. Pojechałam z kuzynką. Kalina leczyła złamane serce po rozstaniu z mężem, a ja miałam za zadanie dbać o jej dobre samopoczucie i dotrzymywać jej towarzystwa. Namawiała mnie przez dwa miesiące. Nie byłam w nastroju do wyjazdu, nie miałam ochoty na zwiedzanie, nie chciało mi się lecieć na drugi koniec świata, by poopalać się na plaży. Od czasu rozstania z Irkiem wyjazdy przestały być dla mnie czymś ekscytującym. Po niemal roku potrafiłam niemalże obiektywnie ocenić ten stan rzeczy. To nie była moja najlepsza decyzja w życiu, miałam za sobą już wiele nietrafionych. Teraz przyszedł czas, by wyciągnąć wnioski, czegoś się nauczyć i nie mieć czasu na myślenie. Kalina jednak nie ustępowała i w końcu się ugięłam. Doskonale zdawała sobie sprawę, że ja również leczyłam złamane serce, a raczej ogromnego kaca, i tym razem wcale nie chodziło o Irka.

Grudzień, rok wcześniej

- Irmina! - krzyknął Irek zaraz po tym, jak wysiadłam z samochodu. Udałam, że nie usłyszałam. Byłam zawstydzona, wściekła i rozczarowana jednocześnie. I jakkolwiek próbowałam zrozumieć motywy, jakie nim kierowały, po prostu miałam już tego wszystkiego dość. Nie tak to miało wyglądać. Usłyszałam swoje imię ponownie. Powstrzymałam się, by się nie odezwać i weszłam do domu. - Irmina! - Irek zawołał po raz kolejny. Był zdenerwowany.

Tym razem odwróciłam się i spojrzałam mu w twarz.

- Nie krzycz, przecież słyszę.

- Z całym szacunkiem, ale nie wydaje mi się. - Wyciągnął dłonie i pomógł mi zdjąć płaszcz. Nie wiedziałam, w jaki sposób się zachować. Kiedy był taki szarmancki, wytrącał mi z ręki wszystkie argumenty, bo wychodziłam na czepialską i niewdzięczną. - Co się dzieje? Dlaczego nagle postanowiłaś wrócić do domu? Przecież ty nigdy nie opuszczałaś wigilii u swoich rodziców, a dzisiaj tak po prostu wstałaś i wyszłaś...

- Uważasz, że po twoim przedstawieniu mogłam tam jeszcze zostać?

- Przedstawieniu? Oświadczyłem ci się!

- Właśnie!

Spojrzał na mnie z niedowierzaniem w oczach.

- Uważasz, że to było przedstawienie? Na litość boską, Imka! Poprosiłem cię o rękę! Chcę, byś została moją żoną. To nazywasz ,,przedstawieniem"? Kocham cię! Jak myślisz, co może być większym dowodem miłości, niż pragnienie spędzenia życia u boku jednej osoby?

Ruszył w moim kierunku. Otworzył ramiona, usiłując mnie przytulić. Zrobiłam krok w tył. Moja reakcja go zaskoczyła. Zatrzymał się.

- Imka, proszę! Przecież mogłaś odpowiedzieć jak zawsze: ,,kiedyś" i byłoby po sprawie! - zaczął pojednawczym tonem.

- Nie, nie chcę żadnego ,,kiedyś", i nie byłoby po sprawie. Nie tym razem. Irek... Nie wyjdę za ciebie, ani teraz, ani kiedyś. - Spojrzałam mu w oczy. - Nie chcę już z tobą być.

- Kochanie... co ty mówisz? Jak to nie chcesz ze mną być? Czy to dlatego, że poprosiłem cię o rękę? To jest powód?

- Owszem - przytaknęłam. - To jest właśnie powód. Jeden z wielu. Przed nami nie ma wspólnej przyszłości. I ty i ja oczekujemy od tego związku czegoś zupełnie innego. Nie chcę żyć od jednych oświadczyn do drugich, a dobrze cię znam i wiem, że będziesz próbował.

- I tak po prostu postanowiłaś się ze mną rozstać? Zakończyć wszystko? Przekreślić te wszystkie lata? A co ze mną? Czy moje uczucia się nie liczą?

Opadłam bezsilnie na kanapę.

- Właśnie dlatego, że się dla mnie liczą, mówię ci o tym wszystkim. Nie chcę, abyśmy oboje tkwili w związku, który nie jest dla nas satysfakcjonujący. Przepraszam, naprawdę nie chciałam, by tak się to skończyło. Pójdę się położyć. - Wstałam i niemal natychmiast poczułam mocny uścisk Irka.

- Imka... - jęknął z niedowierzaniem i przerażeniem w głosie. - Ty to mówisz poważnie.

Chwilę patrzyliśmy sobie w oczy.

- Chyba powinienem się spakować - powiedział w końcu, gdy wciąż milczałam.

Bez słowa odwróciłam się i weszłam do sypialni, zamykając starannie drzwi.

Mijały minuty, w domu panowała cisza. Nie mogłam zasnąć, przekręcałam się na łóżku i nasłuchiwałam odgłosów nocy. W domu nie działo się nic, co wskazywałoby, że Irek rzeczywiście zamierza się spakować i zrozumiałam, że tak naprawdę chyba nie do końca poważnie potraktował naszą rozmowę. Nie miałam zamiaru zmieniać zdania. Już od dłuższego czasu czułam, jakbym stała pod ścianą i nie miała możliwości ruchu. Byłam sfrustrowana. Rozmawiając o tym z Irkiem jakieś dwa tygodnie wcześniej, wszystko zrzucił na karb mojego zdenerwowania i niepewności, co do losów Amelii. Zbagatelizował to, co wówczas mówiłam o naszej relacji. A ja się dusiłam. Amelia szczęśliwie wróciła do domu a mój stan nie poprawiał się ani o jotę. Na dodatek wciąż towarzyszyło mi niejasne przeczucie, że coś się wydarzy. A dzisiaj, kiedy przy wigilijnym stole poprosił o uwagę, już wiedziałam, co.

Zaskoczył wszystkich. Nikt chyba nie był bardziej zdziwiony niż ja. I zakłopotany. Opuściłam wzrok. Byłam zażenowana, nie mogłam spojrzeć w oczy zgromadzonym przy wigilijnym stole. Moje rodzeństwo, rodzice, nawet Alex i Amelia ulegli magii chwili i wyglądali za zachwyconych. A ja powtarzałam cicho:

- Proszę, nie rób tego, proszę, nie rób tego.

Irek pozostawał niewzruszony. I nawet pewny siebie.

Dotąd wszystkie chwile, kiedy prosił mnie o rękę, były tylko nasze. Intymne. Nie potrzebowaliśmy publiczności, by mówić o uczuciach i o tym, co jest między nami. Tak przynajmniej myślałam. I nijak nie mogłam zrozumieć, dlaczego nagle zapragnął mieć świadków. To z pewnością nie pomoże ani nie sprawi, że nagle rzucę mu się ze łzami na szyję i zgodzę się na wszystko.

Dlatego byłam zażenowana i żałowałam, że Irek postanowił w ten sposób wymusić na mnie zmianę decyzji.

O, jak bardzo się mylił!

Nie jestem z kamienia, mam uczucia i wielokrotnie się zastanawiałam, czy moje wzbranianie się przed ślubem rzeczywiście ma jakiekolwiek uzasadnienie. Jednak wszystkie wątpliwości przestały mieć znaczenie w momencie, gdy zrozumiałam, że jestem pewna.

Irek wstał i poprosił wszystkich o uwagę. Niczym świadek chcący wznieść toast za młodą parę. Panujący harmider i niekończące się rozmowy zastąpiła ciekawość. Siedzący przy stole zwrócili wzrok na mojego partnera. Oprócz mnie. Irek nawet na mnie nie spojrzał. Mówił do moich rodziców. Zupełnie jakbym cofnęła się w czasie, kiedy decyzje o zamążpójściu córki podejmowali rodzice, a nie sama zainteresowana. Jakbym była towarem, który chciał kupić i przekonywał ich, że cena, którą oferuje, jest adekwatna do mojej wartości. A potem zwrócił się do mnie. Nie słyszałam, co mówił. Wyłączyłam się, marząc jedynie o jak najszybszym zakończeniu tej części wigilii. Kiedy zapanowała cisza, zorientowałam się, że Irek przestał mówić i teraz każdy czeka na moją odpowiedź.

Wstałam i z trudem zmusiłam się, by spojrzeć mojemu mężczyźnie w oczy.

- Nie!

Obserwowałam zmieniający się wyraz jego twarzy, oczy, w których coraz wyraźniej dostrzegałam zaskoczenie.

Powiedziałam ,,nie". Po raz pierwszy udzieliłam mu konkretnej odpowiedzi. I rozczarowałam go. Nie chciałam jednak kierować się teraz wyrzutami sumienia czy też poczuciem obowiązku. Nie wyobrażałam sobie, by w tym momencie powiedzieć coś innego.

Stało się dla mnie jasne, dlaczego Irek tak ochoczo zgodził się na spędzenie wigilii z moją rodziną. Co roku mieliśmy problem, on miał problem. Jako że nie byłam mile widzianym gościem w jego rodzinnym domu, po prostu tam nie jeździłam. Irek zaś zawsze był zapraszany na rodzinne uroczystości, był lubiany przez moich rodziców, rodzeństwo, dzieci i uwielbiał spędzać z nimi czas. Tym razem jednak chodziło o coś innego.

- Irma, kochanie - szepnęła mama. Było jednak tak cicho, że wszyscy usłyszeli te słowa.

- Przepraszam, chcę być sama. Pojadę już do domu.

Nikt nie protestował.

Co więcej, ja także nie zareagowałam, gdy wraz ze mną wyszedł Irek.

Nie odezwaliśmy się słowem w czasie drogi powrotnej. Udawałam, że jestem niezwykle skupiona na powadzeniu auta, co w rzeczywistości było wierutnym kłamstwem. Była wigilia. Na drogach ruch prawie żaden, sucha jezdnia. Dużo mniejszą uwagę przykładałam do jazdy w godzinach szczytu niż teraz.

Kątem oka zerknęłam na siedzącego obok Irka. Wyglądał na zamyślonego. Nie na zawiedzionego, czy zdenerwowanego, ale właśnie zamyślonego. Patrzył przed siebie i czekał, aż dojedziemy.

Oboje wiedzieliśmy, że czeka nas rozmowa, której dłużej nie mogliśmy już odkładać. I choć dotąd nic nie wskazywało, by była konieczna, nagle, w jednej chwili, wszystko się zmieniło. Jakbyśmy zrobili ogromny skok, w ciągu kilku minut przeżyli kilka lat. Pojawiły się nowe okoliczności i zmieniliśmy się nie do poznania.

Jakbym ja się zmieniła. A może właśnie otworzyłam oczy, rozejrzałam się dokoła i zobaczyłam, że jestem w zupełnie innej rzeczywistości, niż myślałam. I koniecznie musiałam coś z tym zrobić.

Jednak leżąc w łóżku i wsłuchując się w ciszę, wcale się nie zastanawiałam, czy podjęłam właściwą decyzję. Nie przywykłam do zmiany zdania i nie miałam zamiaru rozważać bez końca tego, co się stało. Niejednokrotnie przekonałam się w przeszłości, że im więcej myślałam, tym gorzej na tym wychodziłam. Gdy zaczynałam wątpić w swoje decyzje i rozważać inne opcje, popełniałam głupie błędy. Teraz zaś, leżąc w łóżku, po prostu nie mogłam się doczekać, kiedy wstanie kolejny dzień. Byłam ciekawa nowego życia bez Irka.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Promocje Cyfrowe.pl
Promocje Cyfrowe.pl
Promocje Cyfrowe.pl

REKLAMA

REKLAMA

Lato 2025
Lato 2025
Lato 2025

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA