REKLAMA

Bazyliszek

tytuł oryg.: Basilisk
autor: Graham Masterton
przekład: Piotr Kuś
wydawnictwo: Replika
wydanie: Poznań
data: 29 sierpnia 2022
forma: e-book (epub, mobipocket)
liczba stron: 304
ISBN: 978-83-6729567-3

Inne formy i wydania

e-book (epub, mobipocket)  2022.08.29

Graham Masterton w spowitym grozą Krakowie.

Mroczny horror, w którym mistrz gatunku mierzy się ze starą legendą.

Nathan Underhill jest kryptozoologiem, pracującym nad pozyskaniem materiału do badań nad komórkami macierzystymi, co ma pomóc w leczeniu chorób, wobec których medycyna była dotychczas bezradna. Niestety, jego aktualny projekt badawczy okazuje się porażką.

Wraz z żoną, Grace, dokonują wkrótce odkrycia, iż komuś udało się ożywić jedną z tajemniczych istot - bazyliszka. Tą osobą jest doktor Zauber, który jednak zamiast nauki, do osiągnięcia celów wykorzystuje alchemię i czarną magię.

Kiedy po starciu z bazyliszkiem Grace zapada w śpiączkę, a doktor Zauber znika bez śladu, Underhillowi przybywa na pomoc młoda dziennikarka. Razem udają się do Krakowa, gdzie podobno ukrywa się szalony doktor. Rozpoczyna się wyścig z czasem, a po piętach depcze im przerażająca bestia, która zdolna jest zabijać samym spojrzeniem.

Fragment

Rozdział 1

- Słyszę jakieś hałasy - powiedziała pani Bellman drżącym głosem. - Zawsze między drugą a trzecią nad ranem, kiedy jest zupełnie ciemno.

Grace stała przy oknie, patrząc pod światło na zdjęcie rentgenowskie nogi pani Bellman. Niewiele to dawało. Od wczesnego rana padał rzęsisty deszcz i niebo było szarobure, zaciągnięte chmurami. Na parapecie stały dwie donice z bluszczem; rośliny wyciągały się ku sobie, niczym zdesperowani kochankowie, jakby pragnęły się spleść liśćmi i łodygami.

- Hałasy? - zapytała Grace. Właściwie nie słuchała pani Bellman. - Jakie hałasy?

- Brzmią tak, jakby ktoś ciągnął po korytarzu jakiś pakunek, tuż przed moimi drzwiami. Czasem słyszę też wrzaski, nie wiem jednak, skąd dochodzą. Może z góry, a może z głębi domu? Czasami z bliska, czasami z daleka.

- Jesteś pewna, że się nie przesłyszałaś? Może po prostu aparat słuchowy jest źle wyregulowany? Jeśli ustawi się go zbyt głoś- no, mogą występować echa i trzaski.

Pani Bellman pokręciła głową tak zdecydowanie, że aż zatrzęsły się jej obwisłe policzki.

- Doskonale wiem, kiedy nawala aparat słuchowy, a kiedy naprawdę słyszę krzyk człowieka. Byłam kiedyś pielęgniarką.

- Naprawdę? W którym szpitalu?

- Och, nie ma pani o tym zielonego pojęcia. Zostałam wysłana do Europy z Korpusem Pielęgniarek Wojskowych, w tysiąc dziewięćset czterdziestym czwartym, zaledwie dwa i pół tygodnia po Dniu D. Na co ja się tam nie napatrzyłam...

- Mój Boże. To musiały być traumatyczne przeżycia.

- Traumatyczne? W czasie bitwy pod Bugle dostałam przydział do 76. Szpitala Ewakuacyjnego. Musiałam się opiekować mężczyznami, którzy mieli amputowane obie ręce. Żołnierzami rozjechanymi przez czołgi. Znam zatem różnicę pomiędzy trzaskiem aparatu słuchowego a ludzkim krzykiem, może mi pani wierzyć.

Grace schowała zdjęcie rentgenowskie z powrotem do koperty.

- Z tego, co widzę, kość udowa zrasta się bardzo dobrze. Za tydzień lub dwa staniesz z powrotem na nogi.

Pani Bellman przekrzywiła głowę na bok jak gdacząca młoda kura.

- Nie wierzy mi pani, co? Myśli pani, że wszystko zmyśliłam?

- Ależ absolutnie tak nie myślę. W nocy jednak wszystkie odgłosy brzmią inaczej niż w dzień, prawda? Prawdopodobnie słyszysz dozorcę, jak niesie pościel do pralni.

- Pościel nie krzyczy.

- Wiem, Doris. Ale krzyczą starsze panie, kiedy przyśni im się coś złego albo kiedy cierpią z powodu bólu. Ta wilgotna pogoda ma fatalny wpływ na pacjentów z zapaleniem stawów.

Poprawiła poduszki pod głową pani Bellman i wygładziła kołdrę. Była lekarką, nie należało to więc do jej obowiązków, ale przez ułamek sekundy widziała w wyobraźni panią Bellman jako młodą kobietę i dzielną pielęgniarkę, którą zapewne była w 1945 roku, kiedy jej włosy były jasne i bujne, nie siwe i zmierzwione jak teraz, a jej piękne niebieskie oczy lśniły intensywnym blaskiem.

Pewnego dnia, pomyślała Grace, też będę stara i niezdarna i będę opowiadała takie brednie. Mam tylko nadzieję, że młode kobiety, pod których opieką się wtedy znajdę, zobaczą mnie taką, jaka jestem naprawdę.

- Ten doktor Zauber - odezwała się pani Bellman konfidencjonalnym szeptem. - Nie ufam mu, od pierwszego dnia, kiedy go zobaczyłam. Moim zdaniem on się porozumiewa z szatanem.

- Doris! Nie opowiadaj takich rzeczy, proszę cię! Wszyscy tu bardzo szanujemy doktora Zaubera.

- Ha! Szatana też wszyscy szanują.

- Takie wywrotowe opinie powinnaś zachować dla siebie.

Pani Bellman mocniej otuliła się szerokim, szarym szalem. W jej okularach odbiło się ponure światło zza okna, przez co wyglądała przez chwilę jak niewidoma. Jej wysuszone dłonie podobne były do szponów.

Na ścianie za nią wisiało lustro w ramie ozdobionej morskimi muszelkami, a wokół niego fotografie członków jej rodziny - synów, córek i wnuków.

- Ładne zdjęcia - powiedziała Grace.

- Tak - przyznała pani Bellman. - Szkoda, że bardzo rzadko ich widuję. Widzi pani tego malucha w czerwono-żółtym śpioszku? To Tyler, najmłodszy syn mojej córki Sarah. Ostatni raz przynieśli go do mnie, kiedy miał dwa lata. A teraz jest już w czwartej klasie, uwierzyłaby pani?

- Przykro mi.

- Och, nie musi pani być przykro. W miarę jak człowiek się starzeje, młodsi o nim zapominają. Jestem do tego przyzwyczajona. To jest tak, jakby się umarło za życia. Czasami myślę, że jedyną istotą, której na mnie zależy, jest Harpo, a on nawet nie jest człowiekiem.

Grace popatrzyła w kąt pokoju, gdzie na stoliku stała kopulasta klatka z wikliny. W środku na żerdzi siedziała puszysta biała papuga kakadu, bujając się i cicho świergocząc z głębi gardła. Grace delikatnie postukała w pręty i powiedziała:

- Cześć, Harpo. Powiedz coś do mnie. Powiedz: ,,Dzień dobry, Grace".

Ptak jednak nadal szczebiotał, nie zwracając na nią uwagi.

- No, Harpo. - Grace nie rezygnowała. - Może byś chociaż zagwizdał.

Pani Bellman odchrząknęła.

- Kakadu Goffina tylko sporadycznie dają się nauczyć ludzkiej mowy. Harpo, odkąd go dostałam, nie wymówił ani słowa. A chciałabym, żeby powiedział: ,,Ten klops smakuje jak dupa starego człowieka".

- Doris!

- Przepraszam. Ale kucharzom się wydaje, że skoro człowiek jest stary, to kompletnie stracił zmysł smaku. - Pani Bellman pochyliła się do przodu i wyszeptała: - Jeśli chce pani wiedzieć, to oni właśnie to ciągną nocami w workach po korytarzu. Podają jakiemuś staremu dziadowi zbyt dużą dawkę ksylokainy, a potem ciągną trupa do kuchni i robią z niego mielone klopsy.

- Masz naprawdę makabryczną wyobraźnię - powiedziała Grace. - Zażywasz tabletki uspokajające, które przepisałam? Powinny ci pomóc. Przyjadę tu znowu za dwa tygodnie i wtedy pomyślimy o zdjęciu gipsu.

- Jeśli jeszcze tutaj będę. Jeśli ten doktor Zauber nie zabierze się także do mnie i nie wywlecze mnie stąd w worku.

- Doris.

Pani Bellman machnęła ręką.

- Wiem, wiem. Moje podejrzenia powinnam zostawić dla siebie. Mam siedzieć cicho, dożywać moich dni, oglądając telewizję, i czekać, aż szatan zapuka do drzwi.

- Do zobaczenia, Doris. Uważaj na siebie, słyszysz?

Kiedy szła korytarzem w kierunku recepcji, niespodziewanie otworzyły się drzwi gabinetu lekarskiego i stanął przed nią doktor Zauber.

- Doktor Underhill! - powitał ją. Mówił z niemieckim akcentem, którego nie potrafił się pozbyć. - Co za miła niespodzianka.

- Jechałam do Chestnut Hill, pomyślałam więc, że wpadnę i zobaczę, jak się miewa Doris Bellman.

- No i?

- Noga doskonale się goi. Starsza pani ma mocny organizm, prawda?

Doktor Zauber posłał Grace krzywy uśmiech.

- Cóż, przykro mi to mówić, ale nie jest najłatwiejszą spośród naszych rezydentek. Ale, owszem, z powodu byle pęknięcia kości biodrowej nie zejdzie z tego świata.

Doktor Zauber był niskim mężczyzną o nieproporcjonalnie dużej głowie. Miał zakrzywiony nos, który nadawał mu drapieżny wygląd, a jego oczy były tak bladozielone, że wydawały się w ogóle pozbawione wszelkiego koloru. Lśniące siwe włosy, które miał starannie zaczesane do tyłu, opadały na wierzch kołnierzyka. Ubrany był jak zwykle - w czarną marynarkę i szarą kamizelkę oraz spodnie w szaro-czarne prążki. Kiedy Nathan spotkał go po raz pierwszy, powiedział, że wygląda raczej na pracownika kostnicy niż dyrektora domu starców. Denver z kolei mówił, że Zauber wygląda jak jeden z trojaczków Jacka Nicholsona (drugim jego zdaniem była dyrektorka jego szkoły, West Airy High School).

- Czy Doris nadal przyjmuje diazepam? - zapytała Grace, gdy ruszyli korytarzem obok siebie.

- Dlaczego pani pyta?

- Wydaje mi się trochę niespokojna.

- Naprawdę? Na jakim tle?

- Twierdzi, że w środku nocy słyszy jakieś hałasy. Krzyki i szurania, jakby ktoś przed jej pokojem ciągnął po podłodze jakiś ciężki pakunek.

- Naprawdę? Może to lekarstwa sprawiają, że ma przywidzenia. Porozmawiam na ten temat z siostrą Bennett.

- Bardzo o to proszę. Widzi pan, Doris jest tutaj bardzo samotna, bardziej niż inni mieszkańcy tego domu.

- Pewnie ma pani rację. Zobaczę, może uda mi się sprowadzić do niej kogoś w odwiedziny.

Doszli do recepcji i doktor Zauber położył dłoń na ramieniu Grace.

- Cóż, Grace - powiedział. - Muszę panią pożegnać. Mam kolejną naradę w sprawie budżetu. Będziemy decydować, czy nas w ogóle stać na karmienie naszych rezydentów. Kiedy się znowu zobaczymy?

- Nie wcześniej niż za jakieś dwa tygodnie. Staram się namówić męża na trochę wolnego.

- Och, rzeczywiście! Pani mąż jest pogromcą lwów, prawda?

- Zoologiem, panie doktorze.

- Co za fascynujący zawód! Zawsze uważałem, że zwierzęta są o wiele bardziej interesujące niż ludzie. Gdyby potrafiły mówić, zdradziłyby nam mnóstwo sekretów!

- Nathan twierdzi, że prawdopodobnie mówiłyby tylko o jedzeniu i seksie. Jednak głównie o jedzeniu.

- Och, nie! Zwierzęta są o wiele bliższe Bogu niż my. No i też bliższe szatanowi.

Gdybyś wiedział, co o tobie mówi Doris Bellman, pomyślała Grace. Ale tylko się uśmiechnęła i powiedziała:

- Zatem do zobaczenia za jakieś dwa tygodnie, doktorze.

- Będę czekał z niecierpliwością.

Grace wyszła z budynku i niemal biegiem przecięła parking. Krople deszczu rozbijały się o asfalt, a drzewa, targane przez wiatr, dziko, jakby w panice, wymachiwały gałęziami. Naciągnęła na głowę kaptur purpurowego płaszcza przeciwdeszczowego.

Kiedy odwróciła głowę, zobaczyła, że ktoś patrzy na nią z okna na parterze. Była to kobieta o bladej, wymizerowanej twarzy. Grace odruchowo jej pomachała, kobieta jednak nie zareagowała. Może jej po prostu nie widziała, a może zwyczajnie już jej nie interesowali inni ludzie.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Kup bilet

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Top hotele na Lato 2024
Top hotele na Lato 2024

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe