Kronika policyjna
9 listopada 2007
Miał zabijać robaki, a okradał mieszkania. Narkotyki w okapie kuchennym. Chłopcy pożartowali. Było zimno, więc się ubrał. Pobili kolegę. Bez prawka, ale z działką. Z gębą na policjanta.
Miał zabijać robaki, a okradał mieszkania
Policjanci zatrzymali 55-latka, który na Bielanach oferował usługi niszczenia szkod-ników, a w trakcie przeprowadzanej dezynsekcji okradał mieszkania.Kiedy do drzwi Anny W., mieszkanki bloku przy ul. Marymonckiej, zapukał obcy mężczyzna i zaoferował usługi wytępienia szkodników w mieszkaniu, kobieta początkowo miała pewne wątpliwości. 55-letni Andrzej W. przekonał ją jednak tym, że skutecznie przeprowadził dezynsekcję u sąsiadów. Małżeństwo W. zgodziło się na akcję i wpuściło mężczyznę wraz z towarzyszącą mu kobietą do domu. Wszys-tko poszło bardzo sprawnie, 55-latek pobrał pieniądze, wystawił pokwitowanie i ostrzegł, by przez co najmniej kwadrans nie wchodzić do pomieszczeń. Kiedy po 15 minutach pani Anna weszła do kuchni, zorientowała się, że z szafki zniknęły dwa pierścionki odłożone tam na czas zmywania. Odkryła także, że z łazienki zginął zło-ty łańcuszek. Podejrzenie od razu padło na mężczyznę od dezynsekcji. Zawiado-miła policję.
Funkcjonariusze zabezpieczyli odciski palców złodzieja i ustalili jego rysopis. Linie papilarne rabusia zaprowadziły policjantów do notowanego już za oszustwa Andrzeja W. W jego mieszkaniu znaleźli kradzioną biżuterię. Śledztwo wykazało, że oszust kilka lat wcześniej prowadził firmę zajmującą się zwalczaniem szkodników. Teraz dorabiał na czarno, przy okazji obrabiając klientów. Policjanci ustalili, że w ten sposób Andrzej W. okradł co najmniej kilkanaście osób na terenie Bielan. Nie wykluczają jednak, że pokrzywdzonych jest więcej. Dlatego proszą wszystkich, którzy padli ofiarą podobnej kradzieży o kontakt z komendą przy ul. Żeromskiego 7 tel. 022 603-71-55 lub 022 603-12-87. Być może skradziony łup będzie można odzyskać.
Narkotyki w okapie kuchennym
Policjanci wpadli na trop 19-letniego dilera Wojciecha B., mieszkańca ul. Przy Ago-rze. Przez kilka dni przyglądali się działaniom mężczyzny, czekając na moment sprzedaży narkotyków. Kiedy do dilera zgłosił się jeden ze stałych klientów, poli-cjanci wkroczyli. Do mieszkania został wpuszczony wyszkolony pies, który znalazł kilkanaście działek marihuany schowanych w okapie kuchennym. W jednym z po-koi leżały także dokumenty i karty bankomatowe na nazwisko Dominika M. Okaza-ło się, że zostały ukradzione w 2005 roku. Funkcjonariusze sprawdzają, czy za-trzymani mężczyźni nie mają na swoim koncie również napadów rabunkowych.Chłopcy pożartowali
- W sklepie jest bomba. Wybuchnie, jeśli nie zapłacisz dziesięciu tysięcy - usłyszał właściciel jednego z bielańskich supermarketów. Ładunku nie było, ale policjanci znaleźli bombowych żartownisiów. Do telefonicznej groźby doszło w połowie wrześ-nia. Pieniędzy żądał anonimowy mężczyzna za niezdetonowanie bomby. Na miejsce zostali natychmiast wezwani policjanci. Ze sklepu ewakuowano ponad 100 osób. Na szczęście alarm okazał się fałszywy. Przez kilka tygodni bielańscy policjanci szukali żartownisiów. Okazało się, że tajemniczymi szantażystami byli trzej gimnazjaliści. 13-latkowie Filip Sz., Filip Ch. i Jakub W. zadzwonili z telefonu na kartę jednego z nich. Chłopcy przyznali się do wszystkiego. Opowiadali, że zrobili to dla żartu. Za ich głupotę odpowiedzą rodzice, którzy muszą pokryć koszty akcji ratunkowej się-gające kilkudziesięciu tysięcy złotych. Bezmyślnym żartownisiom grozi poprawczak.Było zimno, więc się ubrał
Grzegorz B., mimo niskich temperatur, przyszedł do jednego z bielańskich super-marketów w samym swetrze, co wzbudziło czujność ochroniarza. Kiedy klient wy-chodził, miał na sobie nową skórzaną kurtkę wartą 425 zł, za którą jednak nie zapłacił. Pracownicy ochrony wezwali policję. 40-letni Grzegorz B. nie przyznał się do kradzieży. Nie sądził jednak, że jego długi pobyt w dziale odzieżowym zare-jestrował sklepowy monitoring. Mężczyźnie grozi do pięciu lat więzienia.Pobili kolegę
Jedna z opiekunek w domu dziecka powiadomiła policjantów o pobiciu wychowan-ka. Chłopiec twierdził, że poślizgnął się w łazience, jednak charakter siniaków i strach w jego oczach świadczyły o czymś zupełnie innym. Okazało się, że Mariusz J. został pobity przez czterech swoich kolegów. Chłopcy bili go pięściami po całym ciele i kopali. Trzymali za ręce, żeby nie mógł się bronić. Zagrozili, że jeżeli powie o tym komukolwiek, zrobią mu krzywdę. Policjanci szybko wpadli na trop łobuzów. Okazali się nimi wychowankowie domu dziecka: 15-letni Przemysław Sz., 13-letni Robert J., 16-letni Robert K. i 16-letni Paweł D. Wszyscy trafili do policyjnej izby dziecka.Bez prawka, ale z działką
Kilka minut po północy w okolicach ulicy Lektykarskiej funkcjonariusze zauważyli jadącego bez włączonych świateł mercedesa. Zatrzymali auto do kontroli. Siedzący za kierownicą Adam B. był bardzo zdenerwowany. 16-latek nie miał prawa jazdy. To jednak nie wszystko, co młody chłopak miał na sumieniu. Adam B. trzymał w zaciśniętej dłoni marihuanę. Próbował się pozbyć narkotyków, ale nieskutecznie.Z gębą na policjanta
Podczas interwencji domowych policjanci często spotykają się z niechęcią i wulgar-nymi wyzwiskami. Tym razem do wyzwisk doszło, kiedy o pomoc funkcjonariuszy poprosiła jedna z lokatorek bloku przy ulicy Marymonckiej. Opowiedziała, że w jed-nym z mieszkań od kilku godzin trwa głośna impreza alkoholowa, a jej uczestnicy wyrzucają przez okno śmieci. Policjanci zastali tam trójkę pijanych, młodych ludzi. Jeden z mężczyzn zachowywał się bardzo arogancko. Nie chciał powiedzieć, jak się nazywa. Groził i wyzywał funkcjonariuszy. W pewnym momencie zaczął się szarpać i wyrywać. Skuty kajdankami trafił do komendy przy ulicy Żeromskiego. Tu szybko ustalono, że agresywnym imprezowiczem jest 37-letni Jacek B. Odpowie za zniewa-żenie policjantów, za co grozi mu do roku pozbawienia wolności.cehadeiwu
na podstawie informacji policji