Koniec tradycji w Warszawie? "To był spokojny dzień"
23 kwietnia 2019
Stare wielkanocne zwyczaje odchodzą do lamusa. Śmigus-dyngus czy strzelanie z kalichlorku to już historia.
- Przez cały dzień kontrolowaliśmy miejsca, w których mogłoby dochodzić do przesadnego "świętowania" lanego poniedziałku - informuje Straż Miejska. - W poniedziałek dopisała piękna pogoda, która sprzyjała zabawie. Na szczęście dzień minął bez nadużywania tradycji. Nie ujawniliśmy wybryków chuligańskich związanych ze świętem. To był spokojny dzień.
Jeszcze w latach 90. wyjście na ulice Warszawy w Poniedziałek Wielkanocny oznaczało przymusowe wzięcie udziału w śmigusie-dyngusie - czy to dzięki rodzinie i znajomym, czy też przy udziale bawiących się dzieci. Dziś pistolet na wodę przegrywa z konsolą do gier. Kontrowersyjna tradycja, sięgająca korzeniami średniowiecza, w XXI wieku odchodzi do lamusa.
Tak "bawiła się" Warszawa
W czasach II Rzeczypospolitej i PRL-u w robotniczych dzielnicach miasta, takich jak Wola czy Targówek, obowiązywała jeszcze jedna wielkanocna tradycja, polegająca na strzelaniu z "kalichlorku". Młodzież przygotowywała pociski na bazie chloranu potasu i organizowała głośne "pokazy". Władze walczyły z tą tradycją na różne sposoby. Czasem kończyło się na grzywnie dla aptekarza, który sprzedał nieletnim potrzebne im substancje. Innym razem dochodziło do tragedii.
- "Kalichlorki" przed sądem. Wchodzą 15-letni Stefan Ż. i 14-letni Bronek J., oskarżeni o "wybuchy kalichlorkowe" - donosiła "Rzeczpospolita" 12 maja 1929 roku. - Obaj zostają uniewinnieni, zaś właściciela składu aptecznego Szmula Cytrynera skazano na zapłacenie 20 zł kary.
- Mimo zakazu władz chłopaki warszawskie przygotowały jak co roku "kalichlorek" do świątecznej strzelaniny i już w Palmową Niedzielę jeden z nich śmiercią poległ - pisała 17 kwietnia 1938 roku "Gazeta Świąteczna". - Oto 16-letni Edmund Koch i 18-letni Ryszard Kamiński wynieśli na podwórze moździerz, napakowali w niego "kalichlorku" i siarki i uderzyli ciężkim kamieniem. Wybuch rozsadził moździerz na kawałki. Koch ugodzony w twarz i w krtań padł trupem, Kamiński ocalał i zbiegł w obawie kary. Na podwórzu znaleziono w torbie 3 kilogramy mieszaniny kalichlorku i siarki widocznie przygotowanej na świąteczne naboje.
(dg)