Komunalka - przywilej?
21 stycznia 2011
Po tekście o trudnościach w zdobyciu mieszkania komunalnego zaczęli do nas dzwonić ich lokatorzy. Poszło o pierwsze zdanie: mieszkanie komunalne to przywilej.
Zwrot zdaniem lokatorów był niefortunny, jednak nie do końca nieprawdziwy. Zgadzam się bowiem całkowicie, że opłaty za lokale komunalne bywają za wyso-kie. Zgoda także z tym, że są ludzie, dla których komunalka nie jest przywilejem, ale koniecznością. Jednak polityka mieszkaniowa miasta jest taka, że ci najbardziej potrzebujący na lokale czekają i czekać jeszcze długo będą.
Dlaczego? A choćby dlatego, że zasoby komunalne są marnotrawione. Po pier-wsze, lokale są przyznawane dożywotnio i jeśli komuś w czasie mieszkania w ko-munalce się polepszy, to i tak się nie wyprowadzi, bo za nowe mieszkanie musiałby zapłacić de facto dużo więcej, niż za komunalne, a poza tym nikt nie ma ochoty pozbywać się otrzymanego za darmo mieszkania. Po drugie, tak naprawdę miasto nie ma kontroli nad tym, komu są przyznawane mieszkania w ich budynkach - mieszkanie może więc otrzymać babcia staruszka, ale zamieszka w nim młody, zdrowy wnusio. I po trzecie - choć każdy chciałby mieszkać w warunkach jak naj-lepszych, to jednak stawianie budynków z podgrzewanymi miejscami parkingowymi i dębowymi parkietami (jak na warszawskiej Białołęce) jest zwyczajnym wyrzuca-niem pieniędzy. Patrząc w ten sposób na system - komunalka przywilejem jest.
Jeśli wprowadzonoby - nawet kilkunastoletni - okres zajmowania lokalu, pilniej sprawdzanoby faktyczny stan meldunkowy mieszkania i rozsądniej dysponowanoby pieniędzmi na budowę komunalek - problem może by i nie zniknął, za to na pewno byłby mniejszy. Trzeba jednak zmusić urzędników odpowiedzialnych za gospodarkę nieruchomościami do wstania zza biurek.
A póki co wszystkich, których swoimi słowami o przywilejach uraziłem - prze-praszam.
Wiktor Tomoń