Komornik wkroczył na Kowalczyka. Co z przychodnią?
1 października 2013
Działka przy Kowalczyka 1a została wydzierżawiona prywatnemu podmiotowi w 2002 roku. Ten postawił tam budynek, założono spółkę. Umowa była przedłużana do czasu, w którym - jak wyjaśniają urzędnicy - dzierżawcy przestali płacić. We wtorek do działania przystąpił komornik. Jednym z najemców w tym budynku jest popularna w okolicy przychodnia. Wkrótce będzie musiała znaleźć sobie nową siedzibę.
- Umowa była przedłużana aż do 2010 roku. Były jednak duże zaległości w opłatach. W sumie około 150 tys. zł, dlatego nie mieliśmy wyjścia. Trzeba było ją rozwiązać, a sprawę należności skierować do sądu. Spółka nie wykazała żadnej woli spłaty - mówi Marek Mariański z białołęckiego ratusza.
Sami dzierżawcy skarżą się na postępowanie urzędu. Ich zdaniem miasto naruszyło prawo i ich interesy. Wartość budynku, który zabiera im komornik jest znacznie wyższa niż sam dług.
- Robili z nami, co chcieli. Raz przedłużali umowę, raz nie, a potem doliczali dwukrotnie wyższe stawki za bezumowne korzystanie z obiektu. Teraz zabrali nam budynek, który wybudowaliśmy. Komornik przejął całość. A przecież to za nasze pieniądze był postawiony - mówi przedstawiciel dzierżawców, Czesław Domidok.
Spółka rzeczywiście wybudowała budynek przy Kowalczyka, jednak zgodnie z umową dzierżawy, po jej wygaśnięciu wszystkie budynki powinny zostać zlikwidowane.
- W umowie jest zapis, że wszelkie obiekty budowlane wzniesione przez dzierżawcę na dzierżawionym gruncie po rozwiązaniu umowy zostaną usunięte na koszt i ryzyko dzierżawcy - wyjaśnia Marek Mariański. Co to oznacza w praktyce w tej konkretnej sytuacji? Miasto dokona wyceny rozbiórki budynku i jej kosztami obciąży spółkę. Zanim jednak budynek zostanie rozebrany, spółka zostanie wezwana do wpłaty kaucji, po to, by była pewność o wywiązaniu się z zapisów umowy. Teraz - po egzekucji, właścicielem budynku jest miasto.
Przedstawiciel spółki podkreśla, że w spornym budynku mieści się przychodnia, która w obecnej sytuacji, po wejściu komornika, będzie musiała zostać zamknięta. Przedstawiciel urzędu dzielnicy ripostuje: - Ryzyka nie ma, ponieważ od jakiegoś czasu trwają rozmowy pomiędzy właścicielem przychodni a dzielnicą. Po odebraniu działki od spółki urząd dzielnicy podpisze umowę z przychodnią i zmieni się tylko umowa, a tego korzystający z porad lekarzy ludzie nawet nie zauważą. Dopiero za jakiś czas przychodnia będzie musiała zmienić siedzibę.
Egzekucja komornicza była możliwa dzięki art. 777 Kodeksu postępowania cywilnego - w akcie notarialnym dzierżawcy dobrowolnie poddali się rygorowi natychmiastowej wykonalności w kwestii egzekucji.
Urząd dzielnicy nie ma żadnych planów związanych z działką przy Kowalczyka. Tym bardziej więc trudno uwierzyć, że jedyny scenariusz to zburzenie domu i puszczenie spółki dzierżawiącej działkę z torbami. Jaki to ma sens dla obu stron? Czemu przedstawiciele spółki nie wykazali woli spłaty należności? Może jeszcze raz warto usiąść do rozmów i wzajemnie poważnie się potraktować?
AS