Kasy nie ma. Rodzice przed trudnym wyborem
9 lipca 2012
Zbliża się nowy rok szkolny. Jeszcze przez dwa lata - do 2014 r. rodzice będą mogli decydować, czy posłać sześcioletnie dziecko do szkoły, czy zaczekać aż ukończy siedem lat.
Aby tego uniknąć, przede wszystkim musi zmienić się sposób komunikowania się w tej sprawie ze społeczeństwem. Dotyczy to zresztą także innych ważnych reform, co do których większość ludzi nie ma z różnych powodów przekonania, a rząd nie bardzo wie, jak do nich dotrzeć ze swoimi argumentami.
Po drugie, potrzebne są pieniądze. Gdy w 2008 r. uchwalano ustawę o obowiązku szkolnym dla sześciolatków, w projekcie budżetu zarezerwowanych było 300 mln zł na przystosowanie szkół, zabawki, niższe ławki, krzesełka itd. Nie minęło parę miesięcy i większość z tych 300 mln zł padła ofiarą kryzysu, została zabrana na inne cele. Tymczasem dalej wdrażamy reformę oświaty, tak jakby nic się nie stało. Czy pani minister edukacji jest w stanie twardo postawić sprawę środków, które powinny być przeznaczone w budżetach przyszłorocznym i na rok 2014 na przygotowanie szkół, po to, żeby sytuacja się nie powtórzyła, a reforma naprawdę udała?
Pytałem też w Senacie, ale zadowalającej odpowiedzi nie uzyskałem, o koncepcje MEN związane z tym, że w 2014 r. w pierwszych klasach zderzą się siedmio- i sześciolatkowie. Czy będą przemieszani, czy też znajdą się w odrębnych klasach? Minister Krystyna Szumilas odpowiedziała, że to zależy od dyrektora i od rodziców. Trudno się z tym do końca zgodzić. Wielu rodziców nie posyłało dotychczas swoich sześcioletnich dzieci do szkoły właśnie dlatego, że w ich klasach dominowały siedmiolatki, a więc dzieci na ogół silniejsze fizycznie i śmielsze we wzajemnych kontaktach. W następnych klasach może to prowadzić do dominacji jednych nad drugimi. Jeśli więc rodzice sześciolatka nie będą mieli nic przeciw temu - proszę bardzo, niech idzie do klasy mieszanej. Jednak zasadą powinno być stworzenie możliwości nauki sześciolatka z innymi sześciolatkami i ministerstwo nie powinno unikać zajęcia stanowiska w tej sprawie.
Zdanie się w tej kwestii wyłącznie na żywioł może być zarzewiem dodatkowych konfliktów. Powinny tu decydować względy psychologiczne, dobro dziecka.
Marek Borowski
senator z Pragi i Targówka, były marszałek Sejmu (2001-2004), wicepremier (1993-1994) i poseł (1991-2011)