Izba przyjęć na Niekłańskiej - nie dostrzegli zagrożenia
19 lutego 2013
Wielu rodziców miało okazję poznać to miejsce, gdy z ich pociechami było już bardzo źle lub zdarzył się nieszczęśliwy wypadek - Szpital Dziecięcy przy ulicy Niekłańskiej w Warszawie. Miesiąc temu miała go też okazję odwiedzić pani Katarzyna ze swoją córką.
Na dodatek matka dziecka twierdzi, że aby szpital mógł wykonać badania moczu, została skierowana do dyżurującej apteki nocnej - po pojemnik na mocz (koszt ok. 50 gr./szt.), gdyż SOR ich nie posiadał. To już całkowicie wyprowadziło ją z równowagi i zabrała dziecko, by szukać pomocy w innym szpitalu. Niestety, przed opuszczeniem placówki przy Niekłańskiej, nie ustaliła nazwiska lekarza dyżurującego tej nocy na SOR.
Pani Katarzyna trafiła z córką w stanie odwodnienia i ze wstrząsem temperaturowym do szpitala na Szaserów, gdzie po szybkim badaniu córka została w trybie pilnym przyjęta na oddział szpitalny, mimo braku miejsc. W rezultacie Magda spędziła w szpitalu dwa tygodnie. W tym czasie przez tydzień leżała w izolatce, podawano jej tlen, otrzymywała leki sterydowe, antybiotyki oraz kroplówkę. Okazało się, że u Magdy stwierdzono silną infekcję moczową z powikłaniem nerkowym (ostre odmiedniczkowe zapalenie nerek) i zakażenie układu oddechowego. Według informacji lekarza przyjmującego Magdę na oddział, prawa nerka w chwili przyjęcia była już mocno powiększona i groziła jej niewydolność.
Dziś stan Magdy jest już lepszy, ale jeszcze nie skończyły się dla niej kłopoty - wciąż przyjmuje leki, regularnie chodzi na wizyty kontrolne, raz w miesiącu musi wykonywać badanie kontrolne moczu z posiewem. - Dzwoniłam następnego dnia do pani ordynator SOR i usłyszałam, że ona wie, który lekarz wtedy dyżurował - mówi pani Katarzyna. - Jednocześnie usłyszałam, że to była nasza wina, że nie zostaliśmy przyjęci, bo nie zaczekaliśmy cierpliwie i dobrowolnie opuściliśmy szpital. Nie miałam żadnej gwarancji, kiedy zostaniemy przyjęci. Dziś po prostu chciałabym usłyszeć ze strony szpitala zwyczajne, proste "przepraszam". Nic więcej - kończy.
Rzecznik: wyjaśnimy zarzuty
Maciej Kot, rzecznik prasowy szpitala, zapewnia, że placówka bardzo poważnie traktuje wszelkie sygnały o niespełnieniu oczekiwań pacjentów i zawsze wnikliwie wdraża postępowanie wyjaśniające. - Wszystkie uwagi przekazałem do zespołu ds. skarg i wniosków. Podjęte zostaną wszelkie kroki w celu szybkiego i pełnego wyjaśnienia stawianych zarzutów. Procedura wyjaśniająca opiera się przede wszystkim na przyjęciu pisemnych wyjaśnień od wszystkich pracowników szpitala, zaangażowanych w proces udzielania świadczeń opieki zdrowotnej danego pacjenta - stwierdza rzecznik szpitala.
- Szpital Dziecięcy im. prof. dr med. Jana Bogdanowicza w Warszawie przywiązuje ogromną wagę do otaczania pacjentów należytą opieką, zgodną z aktualną wiedzą medyczną oraz zgodnie z zasadami określonymi w obowiązujących przepisach prawa i umową z płatnikiem NFZ - dodaje z przekonaniem.
Czy opisana historia jest tego świadectwem?
Sławomir Bączyński