Hitlerowcy czy Niemcy? Spór o zabytkowe tablice
8 października 2021
Zamiast poważnej rozmowy o historii znów mamy w Warszawie wzajemne oskarżenia o jej fałszowanie. Jedni chcą poprawiać pomniki, drudzy rozmywają temat i nazywają przeciwników ekstremistami.
Spacerując po Warszawie - a zwłaszcza po Woli - nie sposób nie natknąć się na charakterystyczne tablice pamiątkowe z napisem "Miejsce uświęcone krwią Polaków poległych za wolność ojczyzny", ustawiane najczęściej w miejscach niemieckich egzekucji z czasów powstania warszawskiego. Tablice powstały na podstawie projektu Karola Tchorka z 1949 roku i są ustawiane na ulicach Warszawy od lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Wciąż budzą jednak kontrowersje.
"Nie drażnić Honeckera"
Tablice Tchorka były ustawiane w czasach, gdy propaganda PRL starała się unikać na pomnikach wyrazu "Niemcy". W komunistycznej narracji dzielili się oni na "dobrych" z zaprzyjaźnionych Niemiec Wschodnich (NRD) i na "złych" z pokonanej III Rzeszy oraz wrogich Niemiec Zachodnich (RFN). Niektórzy uważają, że nawet po kilkudziesięciu latach warto poprawić napis na tablicach. Adam Borowski, przewodniczący warszawskiego Klubu "Gazety Polskiej", postanowił podoklejać do pomników tabliczki z wyrazem "Niemcy". Nie obyło się bez dewastacji tablic Tchorka, które są już uznawane za zabytkowe.
- Ten napis "hitlerowcy" powstał za czasów komunizmu - wyjaśniał Borowski na antenie TV Republika. - Aby nie drażnić tow. Ericha Honeckera sprawców zbrodni zastąpiono słowem "hitlerowcy". A to nie hitlerowcy podpisali pakt Ribbentrop-Mołotow, to nie hitlerowcy napadli na Polskę, tylko Niemcy. Jak wiemy z opowiadań naszych przodków, w czasie II wojny światowej nie używano sformułowania "hitlerowcy", tylko Niemcy.
Burmistrz kontra "ekstremiści"
Stołeczny konserwator zabytków Michał Krasucki zgłosił sprawę do prokuratury, a burmistrz Woli Krzysztof Strzałkowski powiadomił policję i straż miejską. Samorządowiec twierdzi, że fakt historyczny, jakim było używanie przez polskich komunistów określenia "hitlerowcy" z powodu sympatii do NRD, to... teoria spiskowa. W przesłanym do mediów komunikacie wolski ratusz nazywa Borowskiego skrajnie prawicowym ekstremistą, który sztucznie buduje niechęć między Polakami a Niemcami.
- W szeregach armii Hitlera na frontach II wojny światowej służyli przedstawiciele bardzo wielu narodów - mówi burmistrz Strzałkowski. - Najbardziej bolesny, najbliższy nam przykład, to militarne i represyjne działania wojsk niemieckich i jednostek kolaboracyjnych, mających na celu stłumienie powstania warszawskiego. Na sąsiedniej Ochocie i podczas rzezi Woli w walkach, egzekucjach i wysiedlaniu ludności cywilnej pod niemieckim dowództwem brały udział m.in. jednostki Brygady Szturmowej SS RONA (Rzeź Ochoty) i I/111 Azerbejdżański Batalion Polowy.
Burmistrz Strzałkowski dodaje także, że w III Rzeszy prześladowani byli również niemieccy obywatele: ze względu na przynależność polityczną, stan zdrowia, wyznanie czy orientację seksualną.
Rozmywanie historii
Takie postawienie sprawy raczej zaciemnia, niż rozjaśnia dzieje II wojny światowej. Ogromna większość armii walczących w każdej wojnie, na każdym kontynencie i w każdych czasach jest wielonarodowa, a żaden reżim nie cieszy się całkowitym poparciem społecznym.
Gdybyśmy opowiadali o historii według wzorca proponowanego przez burmistrza Strzałkowskiego, musielibyśmy zrezygnować z mówienia np. o szwedzkim oblężeniu Jasnej Góry (oblegali ją najemnicy z wielu krajów), średniowiecznym Imperium Mongolskim Czyngis-chana (większość armii stanowiły plemiona tureckie), a nawet o powstaniu listopadowym jako walce z Rosjanami (w obu armiach byli Polacy). W przypadku II wojny światowej jest całkowicie oczywiste, że Polskę okupowało państwo niemieckie, rozkaz zburzenia Warszawy wydał niemiecki przywódca a rzezi Woli dokonało wojsko niemieckie pod niemieckim dowództwem, choć nie wszyscy żołnierze byli Niemcami - i nie był to wyjątek, ale norma w historii wojen. Wszystko to nie oznacza jednak, że ktokolwiek powinien dewastować pomniki czy niszczyć zabytki.
Dominik Gadomski, historyk