REKLAMA

Wola

Zakorzenieni na Woli

 

Grawer z Woli robił dla Burta Reynoldsa

  9 lipca 2013

alt='Grawer z Woli robił dla Burta Reynoldsa'

- Pracuję w tej pracowni od 1978 roku - zaczyna opowieść Krzysztof Wyrzykowski, mistrz grawerski. - Ale zakład jest jeszcze starszy. Założył go mój ojciec razem z kolegą w 1968 roku. Czyli ojciec przyszedł za Gomułki, ja za Gierka...

REKLAMA

Przez kilka lat praktykowałem u ojca. Po zdanych egzaminach czeladniczych zostałem właścicielem. To był rok 1982. W ciągu 45 lat pracownia przeżywała różne przemiany. Wyrzykowscy od początku zajmowali się głównie grawerstwem ciężkim tzn. dla firm i instytucji, drobnych robót było mniej. - Z ciekawszych zleceń? Jedna z firm reklamowych zamówiła u mnie specjalne tabliczki z odręcznym podpisem Burta Reynoldsa. To były tabliczki zrobione z okazji jego 60-tych urodzin. Miały być one przyczepione do pudełek na cygara. Były też prace dla gen. Jaruzelskiego, dla różnych firm reklamowych.

Pantografy na kartki

Zleceń było dużo, ale nie było takiej dostępności sprzętu i materiałów jak dzisiaj. - Musiałem mieć specjalne podanie, żeby kupić frezarkę. Takie podania wydawał cech rzemieślniczy. Po tokarkę jechałem aż do Bydgoszczy... - wspomina pan Krzysztof.

Dzisiaj wiele się zmieniło. Maszyny starego typu, takie jak dawny pantograf, zostały zastąpione przez komputery. Krótkie wyjaśnienie: pantograf jest specjalną maszyną, która złożona jest z kilku ramion połączonych ze sobą w odpowiedni sposób, zakończonych rysikami. Służy do "przenoszenia" rysunków z zachowaniem ich proporcji, ale w wersji pomniejszonej lub powiększonej. Taką maszynę można zobaczyć w pracowni pana Krzysztofa.

W zawodzie grawera nie trzeba mieć dzisiaj żadnych dyplomów ani zezwoleń. Sprzęt jest, a pracownię może otworzyć każdy. - Może to i dobrze - stwierdza Krzysztof Wyrzykowski. - Najważniejsza jest praktyka. Jak ktoś umie coś dobrze robić, to po co te wszystkie papiery? W tym zawodzie jest też potrzebna dokładność. No, i zmysł estetyczny...

Kup bilet

Specyficzny urok wolskich kamienic

Moja pracownia mieści się w starej kamienicy. A takie budynki potrafią robić niespodzianki... - opowiada pan Krzysztof. - Tutaj jeszcze kilka lat temu były drewniane schody, ale któregoś dnia wszystko się zawaliło, runęło całe półpiętro! Zawiązała się wspólnota i z jej inicjatywy udało się kilka rzeczy naprawić. Zrobiono wtedy te schody, powymieniano nam też drzwi. Najgorzej było, kiedy popękały rury. Wydobywała się z nich gorąca para, która wypełniła całą moją pracownię. A to były akurat dni wolne, więc było zamknięte. Całe szczęście, że przyjechałem wtedy na chwilę i zobaczyłem, co się stało, więc mogłem interweniować. Gdyby taki stan utrzymał się przez kilka dni, moje maszyny byłyby zniszczone...

Kiedyś w tej okolicy było więcej firm, więcej ludzi się tu kręciło. Dzisiaj jest dość pusto, ale pan Krzysztof ma dużo pracy. Ma też towarzystwo. Zaglądają tu sąsiedzi - często tylko po to, żeby się przywitać i chwilę porozmawiać.

kz

 

REKLAMA

Komentarze

Ten artykuł nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Twój może być pierwszy...

REKLAMA

Najnowsze informacje na TuWola

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Misz@masz

Artykuły sponsorowane

REKLAMA

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

Wstąp do księgarni

REKLAMA

Kambukka Olympus
Kambukka Lagoon

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe