Grawer z Woli robił dla Burta Reynoldsa
9 lipca 2013
- Pracuję w tej pracowni od 1978 roku - zaczyna opowieść Krzysztof Wyrzykowski, mistrz grawerski. - Ale zakład jest jeszcze starszy. Założył go mój ojciec razem z kolegą w 1968 roku. Czyli ojciec przyszedł za Gomułki, ja za Gierka...
Pantografy na kartki
Zleceń było dużo, ale nie było takiej dostępności sprzętu i materiałów jak dzisiaj. - Musiałem mieć specjalne podanie, żeby kupić frezarkę. Takie podania wydawał cech rzemieślniczy. Po tokarkę jechałem aż do Bydgoszczy... - wspomina pan Krzysztof.
Dzisiaj wiele się zmieniło. Maszyny starego typu, takie jak dawny pantograf, zostały zastąpione przez komputery. Krótkie wyjaśnienie: pantograf jest specjalną maszyną, która złożona jest z kilku ramion połączonych ze sobą w odpowiedni sposób, zakończonych rysikami. Służy do "przenoszenia" rysunków z zachowaniem ich proporcji, ale w wersji pomniejszonej lub powiększonej. Taką maszynę można zobaczyć w pracowni pana Krzysztofa.
W zawodzie grawera nie trzeba mieć dzisiaj żadnych dyplomów ani zezwoleń. Sprzęt jest, a pracownię może otworzyć każdy. - Może to i dobrze - stwierdza Krzysztof Wyrzykowski. - Najważniejsza jest praktyka. Jak ktoś umie coś dobrze robić, to po co te wszystkie papiery? W tym zawodzie jest też potrzebna dokładność. No, i zmysł estetyczny...
Specyficzny urok wolskich kamienic
Moja pracownia mieści się w starej kamienicy. A takie budynki potrafią robić niespodzianki... - opowiada pan Krzysztof. - Tutaj jeszcze kilka lat temu były drewniane schody, ale któregoś dnia wszystko się zawaliło, runęło całe półpiętro! Zawiązała się wspólnota i z jej inicjatywy udało się kilka rzeczy naprawić. Zrobiono wtedy te schody, powymieniano nam też drzwi. Najgorzej było, kiedy popękały rury. Wydobywała się z nich gorąca para, która wypełniła całą moją pracownię. A to były akurat dni wolne, więc było zamknięte. Całe szczęście, że przyjechałem wtedy na chwilę i zobaczyłem, co się stało, więc mogłem interweniować. Gdyby taki stan utrzymał się przez kilka dni, moje maszyny byłyby zniszczone...
Kiedyś w tej okolicy było więcej firm, więcej ludzi się tu kręciło. Dzisiaj jest dość pusto, ale pan Krzysztof ma dużo pracy. Ma też towarzystwo. Zaglądają tu sąsiedzi - często tylko po to, żeby się przywitać i chwilę porozmawiać.
kz