Faszyści na Bielanach. Jedyny taki cmentarz
1 listopada 2019
Przed wojną okolice dzisiejszego Wrzeciona były regularnie odwiedzane przez bardzo "niepoprawnych politycznie" zagranicznych gości.
Gdyby nie nazwa przystanku tramwajowego linii 6 i 17, warszawiacy pewnie już dawno zapomnieliby o znajdującym się przy Marymonckiej Cmentarzu Włoskim. Ta niepozorna nekropolia jest dobrze znana miłośnikom lokalnej historii, ale dla większości mieszkańców jej losy są owiane całkowitą tajemnicą.
Cmentarz powstał w 1926 roku (lub 1929 - data niepewna) na mocy porozumienia między rządami Polski i Włoch, dotyczącego szczątków prawie 900 żołnierzy zmarłych w niemieckiej niewoli.
Mały cmentarz w faszystowskim stylu. Ciekawostka z Wrzeciona
Wiele osób mija go tramwajem, niewiele odwiedza. A tylko u wybranych budzi on skojarzenia z Benito Mussolinim.
Na terenie 0,6 ha obok dawnego rosyjskiego fortu, poza granicami ówczesnej Warszawy, powstała mała nekropolia z monumentalną bramą w formie łuku triumfalnego z okładziną z piaskowca, ozdobiona płaskorzeźbami z rzymskim orłem legionowym i godłem Królestwa Włoskiego. Umieszczono na niej dwujęzyczny napis "Italski Cmentarz Wojskowy Wojna 1915-1918". Oś cmentarza zamykał symboliczny sarkofag z napisem "Pro Patria defuncti in terra fideli requiescunt" (łac. "Polegli za Ojczyznę spoczywają wiernie w ziemi").
Moda włoska
W czerwcu 1930 roku na cmentarzu odbyły się uroczystości z udziałem nuncjusza apostolskiego Francesco Marmaggiego, któremu towarzyszył włoski minister spraw zagranicznych Dino Grandi. Faszysta, którego biografia była podobna do biografii niezliczonej rzeszy zwolenników Benito Mussoliniego. W młodości interesował się ideami lewicy, ale po spotkaniu z przyszłym Duce stwierdził, że "to jest to", zapisał się do Czarnych Koszul i został wybrany do parlamentu. Gdy faszyści przejęli władzę we Włoszech, wszedł do rządu jako podsekretarz stanu. Miał wówczas zaledwie 28 lat. Sześć lat później był już ministrem spraw zagranicznych.Choć dziś może się to wydawać nie do pomyślenia, na początku lat 30. stosunki polskich piłsudczyków z włoskimi faszystami były znakomite. Jeśli ktoś przewidywał wówczas kolejną wojnę światową, to widział marszałka Józefa Piłsudskiego raczej jako sojusznika Mussoliniego, niż jego przeciwnika. Włoski "wódz" był wtedy podziwiany i szanowany przez całą Europę, zwłaszcza przez polityków socjalistycznych czy wywodzących się z lewicy. Mimo trudnej sytuacji ekonomicznej, jaka panowała wówczas na kontynencie, Włochy Mussoliniego nieustannie się rozwijały i modernizowały a punktualność ówczesnych pociągów jest w Italii legendarna do dziś. Wizyty takich faszystowskich dygnitarzy, jak Grandi, były w latach 30. wręcz pożądane jako okazja do wymiany doświadczeń.
Zięć Mussoliniego w Warszawie
Luty 1939 roku przyniósł wizytę kolejnego ministra spraw zagranicznych, Galeazzo Ciano, prywatnie zięcia Mussoliniego. Powszechnie uważano, że to właśnie 36-latek z Livorno będzie w przyszłości nowym "wodzem" Włochów. W Warszawie przyjmowano go zatem po królewsku. Do Polski przyjechał wraz z żoną Eddą, córką Mussoliniego, a oficjalnym powodem wizyty było odsłonięcie pomnika Francesco Nullo, bohatera powstania styczniowego, który do dziś można oglądać na Frascati. Ciano został odznaczony Orderem Orła Białego i spotkał się w cztery oczy z marszałkiem Edwardem Rydzem-Śmigłym. Pobyt w naszym kraju umiliła faszystowskiemu liderowi wycieczka do Puszczy Białowieskiej, gdzie wziął udział w polowaniu. Podobno córka Mussoliniego osobiście ustrzeliła wówczas rysia.Gdy Włochy weszły do II wojny światowej, Ciano był nadal ministrem spraw zagranicznych. Kiedy szala zwycięstwa przechyliła się na stronę Amerykanów i Brytyjczyków, on i Grandi zdradzili Mussoliniego, przyczyniając się do obalenia "wodza". Grandi uciekł do neutralnej Hiszpanii, ale Ciano trafił w ręce zwolenników teścia. Został skazany na śmierć za zdradę i rozstrzelany.
Losy Grandiego potoczyły się zupełnie inaczej. Powrócił do Włoch w latach 60. a zmarł dopiero w roku 1988, w wieku 93 lat.
Dominik Gadomski
historyk, redaktor portalu tustolica.pl