Dzisiaj rymarz musi znać języki
22 kwietnia 2013
"Zakorzenieni w Legionowie" to cykl prezentujący ludzi, którzy z okolicą związani są od lat. Tu żyją i pracują, nierzadko wykonując zapomniane od dawna zawody. W tym wydaniu pan Jerzy Pydo, prowadzący zakład rymarski przy ul. Kościuszki 105 w Legionowie.
Rymarstwo wczoraj i dziś
Według słownikowej definicji rymarz zajmuje się wytwarzaniem uprzęży konnych, siodeł, skórzanych pasów pędnych oraz akcesoriów jeździeckich.
- Kiedyś rymarz miał wielu klientów wśród chłopów i wozaków, którzy wozili węgiel - opowiada Jerzy Pydo. - Kiedyś wiele koni potrzebowało mocnych uprzęży do pracy. To były uprzęże chomątowe i robocze. Teraz zmieniły się czasy, więcej mam zamówień na uprzęże reprezentacyjne, na przykład na śluby, różne imprezy, wystawy konne. To są bardzo ozdobne, drogie rzeczy, często wysadzane półszlachetnymi kamieniami. - W okolicy są trzy stadniny, to są moi klienci - opowiada Jerzy Pydo. - A reszta zleceń? Rymarz jest rzadkim zawodem, więc mam zamówienia z różnych stron Polski. A jeszcze więcej klientów mam z zagranicy, szczególnie z Europy Zachodniej. Często jeżdżę na wystawy po całej Polsce i za granicą. Okazuje się, że rymarstwo to zawód, w którym ważna jest znajomość języków obcych! Ciągłe podróże są jednak męczące, więc zawsze chętnie wracam do domu. Lubię moje Legionowo, szczególnie dlatego, że jest tu wiele terenów zielonych. Okolica, w której mieszkam, nie zmieniła się zbyt wiele na przestrzeni lat. Zawsze były niskie domy, choć pamiętam jeszcze, że drogi były wyłożone trylinką. Bardziej zmieniło się centrum miasta, jest tam dużo większy ruch, szczególnie samochodowy. Z dawnych lat pamiętam jeszcze, że w okolicy było wielu drobnych przedsiębiorców, teraz większości tych zakładów już nie ma.
Nie tylko konie
- Jednym z takich starych zakładów jest legionowska przedwojenna "Podkowa". Znam tę firmę, bo zdarzało mi się robić siodełka do motocykli, to jedno z takich ciekawszych zleceń - wspomina rymarz. - Wykonuję zlecenia na inne skórzane przedmioty, niekoniecznie typowo związane z rymarstwem. Siodełka robiłem także do przedwojennych "Sokołów". A poza tym? Futerały na aparaturę medyczną i różne urządzenia pomiarowe... I bardziej standardowo - wszelkiego rodzaju naprawy siodeł i uprzęży. Z ciekawszych zleceń to pamiętam trojkę (czyli uprząż na trzy konie) i bałagułę (cztery konie). Są też zamówienia na uprzęże sportowe - one muszą być szczególnie wytrzymałe.
Jak widać, różnorodność zleceń jest ogromna: - Współpracuję też z warszawskimi dorożkarzami. Robiłem akcesoria do filmów - na przykład do "Quo vadis", "Bitwy Warszawskiej" i "Zemsty". Z ciekawszych zleceń jeszcze? Odtworzenie wojskowej kulbaki z okresu rewolucji francuskiej, rekwizyty dla Teatru Wielkiego, rekonstrukcje rzędów husarskich do Muzeum w Wilanowie...
Arkana zawodu
Rymarstwo to głównie praca ręczna. Choć Jerzy Pydo ma w swoim zakładzie solidne maszyny, służą one raczej do pomocy. Bardzo ważna jest też znajomość materiału. - Skóra z różnych miejsc zwierzęcia ma różne właściwości. Trzeba wiedzieć, jak odpowiednio dobrać jej rodzaj - tłumaczy rymarz. - Skóra jest też droga, a więc nie ma tu miejsca na próby i pomyłki, trzeba znać się na rzeczy. Teraz robi się dodatkowo wzmocnienia niektórych części ze specjalnych taśm. Uprząż musi być wytrzymała, to jest jedna z najważniejszych rzeczy - mówi Jerzy Pydo. - Zdarzały się wypadki, kiedy konie poniosły, a źle zrobiona uprząż pękała. Takie sytuacje mogą być groźne dla życia człowieka!
Rymarstwo to zajęcie, które wymaga cierpliwości i zdolności manualnych. - Oprócz tego trzeba lubić pracę fizyczną - dodaje pan Jerzy. - Bardzo ważna jest też znajomość anatomii konia. Ostatnio robiłem uprząż dla ciężarnej klaczy, wszystkie elementy muszą być dokładnie dobrane do wymiarów zwierzęcia.
Kiedyś do wykonywania zawodu rymarza wymagane było posiadanie odpowiednich uprawnień wydawanych przez Cech Rzemiosł Skórzanych. Teraz każdy może otworzyć taki zakład.
- Moją zasadą jest utrzymanie wysokiej jakości produktów i uczciwe podejście do klienta - podkreśla Jerzy Pydo.
kz