Dziki znów atakują
8 kwietnia 2011
Dziki żyjące na Białołęce niszczą mienie mieszkańców Winnicy, którzy mogą się tylko przyglądać, jak zwierzęta harcują po ich posesjach. Dlaczego? Działki w tych okolicach są zarezerwowane pod budowę ulicy Światowida i dlatego nie można tu stawiać murowanych ogrodzeń...
Nie wiedzą co robić
Mieszkańcy Winnicy są bezradni. Nie mogą stawiać żadnych trwałych ogrodzeń, ponieważ część ich posesji jest zarezerwowana przez miasto w związku z planowaną budową ulicy Światowida. Jedyne co mogą zrobić, to postawić tymczasowe ogrodzenie z siatki, bez żadnej podmurówki. Dzików to jednak nie powstrzymuje. Podkopują się pod nimi, wyginają siatkę i wchodzą na działki. Zwierzęta mogą więc bezkarnie harcować na ich posesjach. - Na domiar złego nie mogę otrzymać odszkodowania za zniszczenia spowodowane przez dziki, bo nie cała działka jest obszarem rolnym - ubolewa pani Bożena. Nikt nie chce też podjąć się ubezpieczenia od szkód wyrządzonych przez leśne zwierzęta.Luka w prawie
Czy naprawdę jest to niemożliwe? - Zarząd województwa wypłaca odszkodowania za szkody wyrządzone w uprawach i płodach rolnych m.in. przez jelenie, daniele, sarny i dziki na terenach niewchodzących w skład obwodów łowieckich - mówi Anna Groszyk-Książak z samorządu województwa mazowieckiego. Jednak jest jedno ale! Uprawa rolna musi być prowadzona na gruncie rolnym, tak więc za zniszczenia dokonane przez zwierzęta na gruntach innych niż rolne, urząd nie zapłaci. Urzędnicy przyznają, że jest to, niestety, luka w prawie, bo chyba nikt wcześniej nie przy-puszczał, że dziki będą mieszkały razem z ludźmi w mieście. - Więc co ja mam zrobić? Iść na skargę do Pana Boga? - pyta zdenerwowana pani Bożena.Odławiają, ale to za mało
Urząd miasta potwierdza, że problem jest duży i stale prowadzone są odłowy tych zwierząt. Do tej pory Lasy Miejskie odłowiły i wywiozły poza teren zurbanizowany około 400 dzików. Ich liczba została ograniczona z 500 sztuk w roku 2008 do 400 w roku 2010. - Nadal jednak jest ich bardzo dużo. Dlatego Lasy Miejskie kontynuują odławianie - wyjaśniają urzędnicy ze stołecznego ratusza. Przyznają jednak, że odłów nie jest skuteczny przez cały rok. Tylko zimą dziki wchodzą do specjalnych odłowni ze smakołykami. - Pozostałe pory roku są dla nich idealne, mają wokół tak dużo jedzenia, że bardzo rzadko się tam pojawiają. Poza tym nie mają na Białołęce naturalnych wrogów, pożywienia jest pod dostatkiem, więc nic dziwnego, że ich populacja stale się zwiększa - przyznają urzędnicy.Od redakcji
Problem dzików od wielu lat znany jest miejskim urzędnikom. Jak do tej pory jedynymi działaniami jakie podjęli są odłowy, które są mało skuteczne. Dziki coraz śmielej zapuszczają się na tereny zurbanizowane zagrażając mieszkańcom. Na niektórych terenach podchodzą również pod szkoły. Czy musi dojść do tragedii, by urzędnicy ocknęli się i stwierdzili, że robią za mało? Czas zacząć działać a nie rozkładać bezradnie ręce.maze, matt