Drzewa zagrażały ludziom. Aktywiści: "masakra piłą mechaniczną"
9 grudnia 2020
Miasto Jest Nasze twierdzi, że drzewa na Mokotowie są wycinane... dla wygody urzędników. Oskarżenia są bardzo poważne.
Gdy w 2018 roku w parku Praskim zginęło przygniecione gałęzią niemowlę, wydawało się, że aktywiści przestaną uznawać każde cięcie piłą za zbrodnię na przyrodzie i przyznają, że niektóre drzewa stanowią zagrożenie. Okazuje się jednak, że ich sposób rozumowania nie zmienił się ani trochę.
Masakra piłą mechaniczną?
Miasto Jest Nasze donosi, że na Sielcach, przed siedzibą XXXIV Liceum Ogólnokształcącego im. Miguela de Cervantesa, miała miejsce "mokotowska masakra piłą mechaniczną". Nawiązaniem do tytułu krwawego horroru aktywiści postanowili określić... wycinkę drzew.
- Decyzja, którą otrzymaliśmy szczegółowo wylicza powody wycinki i część drzew faktycznie miała rozległe spróchnienia, pęknięcia lub inne wady - przyznaje MJN. - Tym niemniej, trudno nam się nie oprzeć wrażeniu, że przynajmniej w części przypadków bardziej szukano powodu do wycinki, niż faktycznie on istniał.
MJN oskarża
Aktywiści twierdzą, że urzędnicy często traktują drzewa jak problem, ponieważ trzeba je pielęgnować, grabić spadające liście i co jakiś czas badać. Choć brzmi to jak poważne oskarżenie o zaniedbania - dowodów nie przedstawiają.
- W imię "spokoju" najłatwiej je wyciąć, a najlepiej zastąpić jeszcze bezobsługową kostką brukową - pisze MJN. - W przypadku Liceum Cervantesa będą oczywiście nasadzenia zastępcze, ale i tu zauważamy, że decyzja nie jest szczególnie rygorystyczna i wystarczy, że nasadzenia będą miały 16 cm obwodu pnia na wysokości jednego metra.
Aktywiści uważają, że chore drzewa nie są realnym zagrożeniem dla ludzi. Prezes MJN Jan Mencwel podaje dane, według których z powodu zawalonego drzewa lub gałęzi ginie w Polsce "około sześciu osób rocznie".
(dg)