Doszło do samowoli, tylko czyjej?
28 września 2011
Właściciel posesji u zbiegu ulic Pomologicznej i Bajkowej musiał oddać część swojej działki pod drogę publiczną. Niestety od 12 lat nie otrzymał za nią pieniędzy. Kiedy postanowił ogrodzić swój teren, dzielnica rozebrała mu płot. Dlaczego? Ogrodzenie stanęło dokładnie na ul. Bajkowej.
Sąd przyznał rację mieszkańcom?
- Od 1 stycznia 1999 r. z mocy prawa działki (nr ewidencyjny 51/3 i 42/1) przeszły we władanie dzielnicy, za odszkodowaniem. Urząd jest zarządzającym drogą i zobowiązany do utrzymywania nawierzchni, chodników w odpowiednim stanie, wydawania zezwoleń na zajęcie pasa drogowego, zapewnienia bezpieczeństwa ruchu drogowego. Urząd nie mógł pozytywnie zareagować na pisma państwa Stefańskich z propozycjami odsprzedania lub wydzierżawienia działek na ul. Bajkowej i Pomologicznej, ponieważ sprawy odszkodowań leżą w kompetencjach wojewody mazowieckiego - wyjaśnia Andrzej Murat, rzecznik urzędu dzielnicy.Sprawa niewypłaconego odszkodowania powróciła w tym roku. Państwo Stefańscy złożyli w dzielnicy pismo informujące o zamiarze postawienia ogrodzenia.
- Urzędnicy mieli 30 dni na podjęcie jakiejkolwiek decyzji. Zgodnie z prawem brak takiej decyzji oznacza wyrażenie zgody, zaczęliśmy więc budowę. Po jakimś czasie pocztą przyszedł sprzeciw urzędu. Wstrzymaliśmy prace i zaczęliśmy potyczki administracyjne. Sprawa trafiła nawet do sądu administracyjnego, który przyznał nam rację. Sprzeciw dzielnicy przyszedł zbyt późno, więc pewni swego wznowiliśmy prace - opowiada czytelniczka. Problem w tym, że Stefańscy stawiali ogrodzenie dokładnie na jezdni.
Perypetie z urzędem
9 sierpnia na drodze pojawiła się przedstawicielka urzędu dzielnicy w asyście straży miejskiej. Wyrwano słupki ogrodzenia. - Nikt nie raczył nam nawet udzielić informacji, ani pokazać żadnych dokumentów, na podstawie których doszło do tej akcji - tłumaczy Stefański. Nie przerwali prac, wynajęli nawet firmę budowlaną. Jeszcze tego samego dnia na Bajkową przyjechała straż miejska i nałożyła na robotników mandaty. Mężczyźni odmówili wykonywania dalszych prac, a straż miejska ogrodziła teren taśmą. 6 września, bez żadnych dyskusji z właścicielami posesji, zburzono ogrodzenie, załadowano je na samochód i wywieziono. Stefańscy czują się lekceważeni, urząd dzielnicy natomiast stanowczo odpowiada, że działa zgodnie z prawem.- Słupki i siatka ogrodzeniowa zostały komisyjnie zdeponowane. Dwukrotny ich demontaż kosztował dzielnicę kilka tysięcy złotych. Będziemy dochodzić zwrotu tych kosztów. Burmistrz dzielnicy, jako zarządca drogi, dwukrotnie wystąpił do policji z zawiadomieniem o podejrzeniu popełnienia przestępstwa polegającego na zniszczeniu mienia - tj. nawierzchni obu ulic. Problem odszkodowania powinien być rozwiązany zgodnie z przepisami prawa, tzn. przez organ mający to w swoich kompetencjach. Nie jest nim dzielnica - informuje Andrzej Murat. Rzecznik podkreśla, że Stefańscy nie mogli stawiać ogrodzenia na drodze będącej we władaniu i w zarządzie dzielnicy. Ich działanie jest zupełną samowolą oraz stworzeniem sytuacji niebezpiecznej w ruchu drogowym. Dodaje również, że mieszkańcy mają szczęście, że urząd dzielnicy zareagował szybko i zdemontował ogrodzenie. - Gdyby z powodu płotu doszło tam do wypadku, konsekwencje prawne ponieśliby oni. Te dwie ulice są ulicami dojazdowymi do Zespołu Szkół nr 70 w Radości i o wypadek z udziałem zmotoryzowanych oraz pieszych było nietrudno. Państwo Stefańscy muszą zaakceptować, że ustawowo od 1 stycznia 1999 r. ich prawa właścicielskie zostały ograniczone - mówi Andrzej Murat.
Wojewoda odsyła
- Zgodnie z prawem za ustalenie i wypłatę odszkodowania odpowiada właściwy starosta - w tym przypadku prezydent m.st. Warszawy. Decyzje wydane przez wojewodę pozwalają podjąć postępowanie odszkodowawcze - mówi Ivetta Biały, rzeczniczka wojewody.Anna Sadowska