Dlaczego nie segregujemy odpadów? Wina także po stronie MPO
3 grudnia 2015
W klatkach schodowych bloków na Górcach pojawiło się pismo spółdzielni Wola informujące iż "załogi MPO sp. z o. o. od marca 2015 r. rejestrują w swoim systemie informatycznym dane o złej jakości segregacji odpadów na terenie osiedla Górce. W/w informacje przekazywane są do Biura Gospodarki Odpadami Komunalnymi Urzędu m.st. Warszawy. (...) Brak starannej segregacji będzie skutkował podwyższeniem opłat za wywóz nieczystości."
Pierwsza przewina to brak edukacji mieszkańców. Żałosna ulotka na tablicy ogłoszeń w klatce schodowej nie załatwia sprawy. Dane mi było mieszkać w różnych miejscach, dlatego wiem, jak to wygląda nawet w krajach, w których segregacja odpadów jest znana i prowadzona od lat. Mieszkańcom przypomina się tam regularnie rozmaitymi środkami o potrzebie i metodach segregacji. U nas nawet raz ulotek w mieszkaniach nie było.
Ale nawet gdyby były, dowiedzielibyśmy się z nich - tak jak z wywieszek na klatce schodowej - że śmieci należy wyrzucać do pojemników czerwonych (suche, do recykligu), zielonych (szkło) i czarnych (śmieci organiczne i zmieszane).Na wielkim i pięknym portalu urzędu m. st. Warszawy link do tych informacji zamieszczony jest najmniejszą czcionką na samym dole strony. Mieszkańcy nie mogą dbać o segregację odpadów bardziej, niż odpowiedzialna za to firma śmieciowa. Tymczasem szeregowi pracownicy MPO do segregacji śmieci mają stosunek raczej pogardliwy. Otóż pojemniki na śmieci w budynkach obsługiwanych przez MPO są wszystkie w tym samym kolorze. Różnią się tylko kolorem niewielkich stosunkowo naklejek. Jeżeli komuś się śpieszy, albo mu - to przypadek wynikający z wyżej wymienionej pierwszej przewiny - nie zależy, to nie zwróci na tę różnicę uwagi. I już nie ma segregacji.
Brak różnokolorowych pojemników uzasadniano, że firmy startujące w przetargach na odbiór śmieci w poszczególnych dzielnicach nie mogły być pewne wygranej, więc do zakupu pojemników zabrały się dopiero po rozstrzygnięciu przetargu, a wtedy zabrakło ich na rynku. Gdyby tak do tego podejść, to oczywiście usprawiedliwienie brzmi przekonywująco. Tylko dlaczego miasto Warszawa, wiedząc przecież, ile kontenerów w sumie jest potrzebne, nie zakupiło ich w wymaganej liczbie i kolorze, a w przetargach na odbiór śmieci nie wymagało, by zwycięskie firmy je stosowały? Ułatwiłoby to życie wszystkim, także urzędnikom.
Trzecia przewina jest w gruncie rzeczy najistotniejsza. Mieszkańcy nie mogą dbać o segregację odpadów bardziej, niż odpowiedzialna za to firma śmieciowa. Tymczasem szeregowi pracownicy MPO do segregacji śmieci mają stosunek raczej pogardliwy. Pojemniki na śmieci ustawiają w komorach śmieciowych niemal zawsze naklejkami do tyłu - tak, że lokatorzy ich nie widzą. A jak można oczekiwać od mieszkańców, których nawet nie próbowano przekonać do segregacji, by przynosząc śmieci do komory, zajmowali się jeszcze odwracaniem brudnych i ciężkich kontenerów w poszukiwaniu naklejki informującej, co i gdzie wrzucać?
Maciej Białecki
były wiceburmistrz Pragi Południe (2002-2004) i radny sejmiku mazowieckiego (2002-2006)