Czarodziejskie skrzypce z Międzylesia
12 czerwca 2013
W cyklu "Zakorzenieni" prezentujemy historie i pasje ludzi, który w naszej dzielnicy mieszkają od lat. Czy skrzypce mogą mieć kształt smerfa? Agnieszka Giera, która przy Zwoleńskiej 112 razem z tatą prowadzi pracownię lutniczą, twierdzi, że nic nie jest niemożliwe.
Agnieszka Giera uczyła się najpierw w Liceum Muzycznym w Poznaniu, potem w Akademii Muzycznej, także w Poznaniu, na wydziale lutnictwa, a po zakończeniu nauki... wróciła do Warszawy i w pracowni ojca rozwijała swoje umiejętności. Przez pewien czas pracowała w szkole opiekując się instrumentami lutniczymi.
Wawer z dziecięcych lat
- W Międzylesiu spędziłam swoje dzieciństwo. Sprowadziliśmy się tu wraz z rodziną, gdy miałam osiem lat - opowiada artystka. - Wspomnienia z tego okresu to przede wszystkim bardzo cicha i zielona okolica. Pamiętam, jak na samej ulicy Zwoleńskiej graliśmy w badmintona, w piłkę, jeździliśmy na wrotkach. Nie było takiego ruchu jak teraz. Naokoło było dużo pól, teraz większość jest już zabudowana. A, i był jeden sklep spożywczy "Społem". Stał przy torach, trzeba było kawałek iść... Potem wyjechałam do szkoły i na studia, ale w końcu wróciłam w rodzinne strony. Dziś mieszkam kilka ulic od pracowni ojca. Choć w ostatnim czasie powstało wiele nowych budynków, okolica nadal jest spokojna. Nawet kiedyś rozmawialiśmy z mężem, gdzie byśmy chcieli mieszkać. I okazało się, że nawet jak byśmy musieli szukać nowego mieszkania, to szukalibyśmy tylko w Wawrze! Lubimy tę okolicę. Niby mieszkamy w mieście, a jednak nie żyje się tu tak szybko, jest cisza. Wokół jest dużo lasów i czasem można na drodze spotkać dzikie zwierzęta - dziki, sarny... Odkąd mam dzieci, rzadko jeżdżę do centrum Warszawy. Zresztą, nie mam takiej potrzeby. Właściwie wszystko, co jest mi potrzebne, mam tutaj, w Wawrze.
Czarodziejska pracownia przy Zwoleńskiej
Czym zajmuje się pracownia? - Tata głównie konserwacją i przywracaniem do życia starych instrumentów. Mnie też ta dziedzina pasjonuje, ale najbardziej lubię zajmować się retuszem, czyli naprawą drobnych ubytków, zadrapań itp. Obydwoje tworzymy też nowe instrumenty i smyczki - opowiada pani Agnieszka.
Z reguły lutnicy z Międzylesia zajmują się skrzypcami, altówkami, wiolonczelami. Gdy trafi tu kontrabas, zajmuje prawie całą pracownię! Zdarzają się też bardzo rzadkie instrumenty, takie jak viola d'amore czy pardesus de viol. Lutnicy robili też inne nietypowe: z rzeźbami przedstawiającymi głowy w miejscu, gdzie tradycyjnie zwykle są ślimaki, instrumenty o nietypowych kształtach. W historii lutnictwa zresztą można odnaleźć wiele egzemplarzy skrzypiec, które nie przypominają tych tradycyjnych, ale nadal są to skrzypce! - Jeśli wprowadza się zmiany, które nie wpływają na ergonomię i podstawowe wymiary, to nadal nimi są - tłumaczy Agnieszka Giera. - Tata kiedyś robił na przykład skrzypce dla dziecka zdobione motywami smerfów. Między innymi zamiast tradycyjnego ślimaka była rzeźba przedstawiająca Papę Smerfa - wspomina artystka. - Naszymi klientami są głównie osoby prywatne, muzycy z Filharmonii Narodowej, opery, inni zawodowi muzycy, nauczyciele, studenci. A na miejscu, w pracowni mamy też testera - śmieje się. - Moja mama jest skrzypaczką. Zawsze sprawdza, czy instrument jest dobrze naprawiony. Gra na nim i mówi, czy trzeba jeszcze coś poprawić, czy jest już dobrze.
Kontakt do pracowni - 22 615-51-43.
kz