Co zmieni metro? "Plan zagospodarowania Chrzanowa nadaje się do śmieci"
9 stycznia 2020
Planując przyszłość dzielnicy warszawscy urzędnicy zupełnie nie liczą się z właścicielami działek. Nawet wtedy, gdy w grę wchodzą oczywiste błędy.
Propozycja budowy w tym miejscu torowiska brzmi dziś jak wyjęta z opowiadania science-fiction. Za 10, 20 czy 50 lat sytuacja może się radykalnie zmienić.
Urząd wie lepiej
Choć budowaną obecnie linię metra wytyczono kilkanaście lat temu, obowiązujące w mieście dokumenty planistyczne nie zostały dostosowane do dziś. 7 stycznia dowiedzieliśmy się na sesji rady dzielnicy, że nowe studium uwarunkowań przestrzennych powstanie "może w roku 2022 lub 2023", ale plan zagospodarowania ma zostać przyjęty już w marcu. Co to oznacza w praktyce?
Weźmy jako przykład jedną z działek przy Szeligowskiej, w pobliżu stacji metra, na której plan zezwoli na budowę 5-piętrowego bloku. Powstaje budynek odpowiedniej wysokości. Kilka lat później urzędnicy zmieniają studium, dopuszczając w tym miejscu blok 10-piętrowy. Traci zarówno właściciel (mógłby sprzedać drożej i budować wyżej), jak i podatnicy (z ich pieniędzy opracowywano plany i wypłacano renty planistyczne, więcej pieniędzy mogłoby wpłynąć do skarbówki, metro byłoby racjonalniej wykorzystane).
Tymczasem osoby, które mogłyby zamieszkać na pięciu "brakujących" piętrach, kupiły już mieszkania z dala od metra i dojeżdżają do stacji autobusem (co zwiększa koszty samorządu) lub samochodem (co korkuje drogi i zwiększa koszty budowy parkingów). W ten sposób, w wyniku świadomej i bezmyślnej decyzji urzędników, dochodzi do "rozlewania miasta" - zjawiska, które ci sami urzędnicy potem krytykują.
Metrem na wieś
- Plan za wszelką cenę chce utrzymać charakter wiejski Chrzanowa, mimo że na Chrzanów wkrótce ma dojechać metro - powiedział na sesji rady dzielnicy jeden z mieszkańców. - Po drugiej stronie Lazurowej są bloki wysokości 15-16 kondygnacji a bliżej metra plan przewiduje 6-7 kondygnacji. Ten plan się do niczego nie nadaje.
Obecni na sesji mieszkańcy Chrzanowa zwracali uwagę na absurd, jakim jest uchwalanie planu zagospodarowania, a następnie aktualizowanie studium, z którym plan musi być zgodny. Każda zmiana dokumentów oznacza przecież wydawanie pieniędzy podatników, m.in. na wspomnianą wcześniej rentę planistyczną.
- Dzisiejsze studium nie przystaje do tego, że będziemy mieć kawał miasta zabudowany i z linią metra, zakładając jednak zabudowę w standardzie przedmiejskim, stosunkowo niską i mało intensywną - podsumował radny Łukasz Lorentowicz. - Być może nowe studium nie nadąża, a plan miejscowy może być z zasady skazany na ułomność.
(dg)
.