Chomiczówka: zakaz dokarmiania zwierząt. Legalny?
24 stycznia 2014
Na Chomiczówce przy ulicy Marii Dąbrowskiej i Conrada od lat trwa swego rodzaju "wojna o koty". Spółdzielnia postanowiła rozwiązać problem i... zabroniła dokarmiania tam zwierząt.
Co z tym dokarmianiem?
Koty wolno bytujące na terenie osiedla są zgodnie z prawem dokarmiane przez dwie wolontariuszki - panie Ewę i Elżbietę.
- Jest grupa mieszkańców, która z chęcią pozbyłaby się kotów, a my coraz bardziej boimy się wychodzić z domów! Są na osiedlu ludzie, którzy nas po prostu nienawidzą. Niejednokrotnie spotkałyśmy się z agresją - mówią. Kobiety twierdzą także, że mieszkańcy celowo nie zostawiają uchylonych okien w piwnicach, żeby koty nie mogły z nich wychodzić. Ostatnia taka sytuacja miała miejsce w grudniu. - W piwnicy uwięziony był kot i nikt z mieszkańców nie chciał nas tam wpuścić, ani nawet otworzyć okna. Przyjechała straż miejska, która zachowywała się bardzo agresywnie - żalą się wolontariuszki. Co dziwne - straż miejska temu zaprzecza. - Strażnicy sprawdzili pomieszczenia piwniczne i nie znaleźli żadnego kota a konstrukcja okienek umożliwia wchodzenie i wychodzenie zwierząt - referuje Jolanta Borysewicz ze straży miejskiej.
Krzyki i atak
Według karmicielek kot uwięziony był w piwnicy przez kilka dni. W końcu na miejsce wezwana została Monika Nowicka, inspektor z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - Prawdą jest, że w piwnicy był zamknięty kot, sama go widziałam. Są na Chomiczówce ludzie, którzy nas po prostu nienawidzą. Niejednokrotnie spotkałyśmy się z agresją - mówią karmicielki. Straż miejska nie wie, jak w takich sytuacjach się zachowywać, a często wyrażają autorytatywnie swoją opinię, jakby byli ekspertami w tej dziedzinie. Tylko przeszli przez korytarz i obejrzeli boksy. Podczas interwencji TOZ-u w asyście policji osobiście udrożniłam okna w piwnicy, tak aby kot mógł się stamtąd wydostać. Wcześniej było to niemożliwe. Mieszkańcy nie chcieli wpuścić karmicielek do piwnicy, zachowywali się agresywnie, krzyczeli, atakowali, zamiast ułatwić i pomóc. Gdyby zrobili to od razu, nie byłoby tylu interwencji - mówi.
Zakaz dokarmiania
Na terenie osiedla stanęły znaki zakazujące dokarmiania zwierząt. - Wszelkie przejawy znęcania się nad zwierzętami i zadawanie im fizycznych cierpień są niezgodne z prawem i przez prawo ścigane. Za takowe należy uznać między innymi uniemożliwianie dokarmiania zwierząt, straszenie, przeganianie, samowolne (wyłącznie przez spółdzielnię mieszkaniową, bez konsultacji z innymi stronami) decydowanie o losie kotów wolno żyjących - mówi Tadeusz Olechowski z urzędu dzielnicy Bielany. - Znaki zakazu dokarmiania zwierząt są niezgodne z ustawą, bo każdy ma prawo dokarmiać zwierzęta, jeśli chce - dodaje Monika Nowicka. - Ta sprawa trwa na tym osiedlu już od wielu lat. Jest niewielka grupa mieszkańców, której koty wolno bytujące przeszkadzają tak bardzo, że dochodzi do absurdów. Przykład? W bloku na przy ulicy Marii Dąbrowskiej wydzielono pomieszczenie specjalnie dla kotów, jednak karmicielki nie mają do niego dostępu, bo administracja odmawia im kluczy. W niektórych blokach nie ma nawet wydzielonych miejsc, a koty zostały wyrzucone na zewnątrz - mówi.
- Tabliczki zostały ustawione po to, żeby wprowadzić porządek. Karmicielki nie powinny karmić kotów na terenie całego osiedla, tylko w wyznaczonych miejscach - tłumaczy tymczasem Katarzyna Trzeciak ze Spółdzielni "Chomiczówka". - To nie jest działanie przeciwko kotom. Wyznaczone zostały dwa miejsca, w dwóch blokach i tam powinny być dokarmiane zwierzęta.
Nie wszyscy mieszkańcy są przeciwko kotom
Czy zwierzęta są naprawdę aż tak uciążliwe? Według Moniki Nowickiej niektórzy po prostu nie traktują zwierząt jak żywych istot. - W Polsce zdecydowanie za rzadko zgłasza się do prokuratury przypadki złego traktowania zwierząt. Ludzie nie powinni się zastanawiać, czy zgłaszać taką sprawę, powinni od razu to robić. Może wtedy prawa zwierząt byłyby w końcu respektowane.
DZ