Chcieli dobrze, a wyszło jak zawsze?
25 czerwca 2010
Od dwóch lat poruszam się po mieście rowerem - nie dla sportu.
Autor jest radnym dzielnicy Targówek, przewodniczącym SDPL w Warszawie. |
Osoby podróżujące autobusem mają co prawda trochę lżej, bowiem stworzono liczne buspasy. Jed-nak osobiście wolę transport indywidualny, tym bar-dziej że bilet na miejski autobus w porównaniu z własnym rowerem to bardzo droga i raczej nieopła-calna inwestycja. Niestety, rowerzyści w tym mieście nie mają lekko, a ścieżki rowerowe pozostawiają wiele do życzenia. Często trzeba jechać po ruchliwej i niebezpiecznej jezdni, albo po chodnikach. Na szczęście miasto wycofuje się już z koszmarnej i nie-wygodnej kostki bauma i nowo budowane ścieżki są wylewane gładkim asfaltem. Dodatkowo rada miasta doprowadziła w tej kadencji do przyjęcia zasady, że obok każdej inwestycji drogowej musi być wykonana ścieżka rowerowa. To daje szansę na rozbudowę sieci komunikacyjnej, ale zarazem powoduje, że niekiedy pokładam się ze śmiechu nad "mądrością" naszych włodarzy. Nowe ścieżki powstają bowiem często przy drogach, którymi żaden rowerzysta na co dzień nie jeździ. Przykładem jest chociażby nowo oddana trasa wzdłuż ul. Strażackiej, która połączyła Rember-tów z Targówkiem Przemysłowym. Zupełnie nie wiem, jaki rowerzysta miałby ocho-tę na "rekreacyjną" wycieczkę od ul. Chełmżyńskiej do spalarni śmieci przy ul. Za-branieckiej. Czasem mam wrażenie, że władze miasta jak przyjmą jakąś zasadę, to bezrefleksyjnie i nierozsądnie się jej trzymają. A wystarczyłoby ruszyć trochę głową i wprowadzić zasadę kompensacyjną, czyli budując w mieście kilometr drogi mogliby wykonać kilometr ścieżki rowerowej w innym, bardziej przydatnym miej-scu, np. przy jakiejś ruchliwej jezdni.
Ponadto zupełnie nieekonomicznie pod tym względem są też wykorzystywane buspasy. Przecież mogliby poruszać się tam swobodnie rowerzyści. Niestety, po-dobno miejscy urzędnicy kręcą nosem i twierdzą, że takie rozwiązanie jest niemoż-liwe i niezgodne z przepisami. Tymczasem kilka dni temu byłem w Paryżu, gdzie postanowiłem sfotografować buspasy i udowodnić, że takie rozwiązanie nie tylko jest możliwe, ale jest to europejski standard. Nawet na bardzo wąskim buspasie w okolicach placu Bastylii jest wymalowany równolegle znak uprawniający rowe-rzystów do jazdy tą drogą. Ku mojemu zdumieniu widziałem, że obok autobusów poruszają się tędy osoby w garniturach i krawatach, jadące swobodnie do pracy. Nie wiem, dlaczego u nas to jest niemożliwe, ale mam wrażenie, że niemoc, inercja i brak pomysłów tkwi w głowach naszych urzędników, a nie w obiektywnej rzeczy-wistości.
Sebastian Kozłowski
sk@sebastiankozlowski.pl