Carska pod lupą. Jaka jest cena za ratowanie zabytku?
12 października 2016
Restauracja Carska najbardziej znana jest z kuchennej rewolucji, jaką przed czterema laty przeprowadziła tam Magda Gessler. Ostatnio głośno o restauracji z racji wątpliwości, czy czynsz, jaki płacą za dzierżawę właścicielki nie jest aby ciut za niski...
Restauracja odżyła. Klienci może nie walą drzwiami i oknami, ale jest ich wedle właścicielek znacznie więcej niż przed programem. Restauracja jest wierna idealnemu dla klimatu i historii miejsca menu, na które składają się przede wszystkim dania kuchni rosyjskiej. Czyli pełen sukces? Interes się kręci, ale wokół tego, czy jest do końca czysty pojawiły się ostatnio pewne wątpliwości. W zabytku nocowali bezdomni
Okazało się, że czynsz, jaki właścicielki restauracji płacą obecnie miastu za 30-letnią dzierżawę, wynosi 172 zł, co jak na lokal o powierzchni 180 m2 wraz z 35-arową działką wydaje się kwotą śmiesznie niską. Właścicielki restauracji Renata Fabijańczuk i Beata Bicz przypominają jednak, że droga do tego, aby zagospodarować dawne koszary na restaurację była długa i wyboista. Gdy przejmowały go od miasta, stan budynku był opłakany. Przez kilkanaście lat stał pusty, nocowali tam bezdomni, w oknach nie było szyb, tynki zdarte miejscami do gołej cegły, a podłoga dziurawa jak sito. Właścicielki przyznają, że czynsz jest niski, ale dowodzą, że na remonty, wymianę dachu, doprowadzenie lokalu do stanu używalności wydały ponad 800 tysięcy złotych, nie mówiąc o inwestycjach w wyposażenie. - Przecież to nie jest nasza własność, a nie miałyśmy pewności, czy nam się uda, to naprawdę było duże ryzyko.
Jak to w podobnych przypadkach pojawiły się podejrzenia, że właścicielki Carskiej korzystają z preferencyjnych warunków dzięki układom z władzami. One same zaprzeczają, zaprzeczają też władze miasta. Gdy Urząd Miasta w 2005 roku ogłosił przetarg na wydzierżawienie zrujnowanego budynku, wystartowały tylko obecne właścicielki Carskiej. - Innych chętnych nie było, a miasto nie miało pieniędzy na remont obiektu. W sumie więc miasto zrobiło dobry interes. Gdyby nikt się nie zgłosił, to ten pamiątkowy budynek dalej popadałby w ruinę albo się całkiem rozleciał - argumentuje prezydent Smogorzewski.
I trudno odmówić mu racji. Grunt, że budynek się ostał, że po czterech latach od rewolucji nadal jest tam smacznie i klimatycznie. Tylko, że gdy rachunek za obiad przekracza czynsz, jaki właścicielki płacą za wynajem, to jednak trochę zabawne.
(wk)