Burmistrz: Wyrzućmy pieszych na kładkę nad Górczewską
28 marca 2017
Kładki dla pieszych nad miejskimi ulicami wciąż nie chcą odejść do lamusa. Zbyt wielu warszawiaków patrzy na świat tylko zza kierownicy samochodu.
Z perspektywy pieszego - a więc każdego mieszkańca Woli - Górczewska między trasą Prymasa Tysiąclecia a Deotymy i Elekcyjną to bariera, którą bez żadnej straty dla krajobrazu, ekologii i uszu przechodniów mógłby zastąpić mur. Ponieważ na 450-metrowym odcinku nie ma przejścia dla pieszych, dotarcie z parku Szymańskiego czy ośrodka sportowego do parku Moczydło oznacza znaczne nadrobienie drogi. Traci na tym wizerunek Woli jako dzielnicy parków, zachęcającej do weekendowych spacerów.
Metro zmieni wielką ulicę. Jaka będzie nowa Górczewska?
Sześć pasów czy dwa? Szerokie chodniki czy ekrany akustyczne? Trwa ważna dyskusja o ważnej ulicy.
Przede wszystkim tracą jednak najsłabsi: osoby starsze i niepełnosprawne. Co robić? Zdaniem burmistrza Krzysztofa Strzałkowskiego parki mogłaby "połączyć" kładka.
- Wspomniana kładka musiałaby spełniać wszelkiego typu wymogi np. dla osób niepełnosprawnych, rowerzystów czy osób z wózkami dziecięcymi - wyjaśnia Mariusz Gruza, rzecznik urzędu dzielnicy. - Odpowiedni projekt i architektura takiej kładki mogłyby zapewnić wygodną komunikację między dwoma parkami i jednocześnie nie powodować utrudnień komunikacyjnych na Górczewskiej. Jest to oczywiście głos w dyskusji, a konkretne rozwiązania będą musiały być skonsultowane z mieszkańcami.
Kładka z notorycznie zepsutą windą (bo taki jest warszawski standard) jako wygodna komunikacja dla 5-letnich dzieci, 80-latków o lasce i osób na wózkach? Oj, chyba nie.
- Ogromna większość kładek nie ułatwia, ale utrudnia pieszym poruszanie się po mieście - komentuje Jędrzej Puzyński z inicjatywy Piesza Wola. - Tam, gdzie to tylko możliwe, powinno się proponować przejścia naziemne, a takie już w tej okolicy są. Wydaje się jednak, że podobny efekt można by osiągnąć taniej a zaoszczędzone pieniądze przeznaczyć na inne udogodnienia dla pieszych.
Mowa o 5 mln zł. Dwa lata temu projekt budowy kładki został zgłoszony do budżetu partycypacyjnego, ale Zarząd Dróg Miejskich uznał, że jest niezgodny z regulaminem.
- Zgłaszane projekty muszą być możliwe do realizacji w ciągu roku - czytamy w uzasadnieniu. - Ponadto koszt realizacji projektu oszacowano na ok. 5 mln zł, co przekracza kwotę przeznaczoną na realizację projektów.
Budowa sygnalizacji świetlnej kosztowałaby pięciokrotnie mniej. Czy dla pasażerów autobusów i kierowców, którzy po pokonaniu 220 metrów i tak trafiają na kolejne światła, byłoby to wielka strata?
Dominik Gadomski
.