Urodziny żoliborskiego bohatera. Był 9-letnim chłopcem, gdy wybuchła wojna
11 września 2024
25 sierpnia swoje 94. urodziny świętował Bogusław Kamola ps. "Hipek", powstaniec z "Żywiciela". Należał do zgrupowania "Żyrafa".
Jak przypominają żoliborscy urzędnicy, przed Powstaniem Warszawskim Bogusław Kamola mieszkał przy ulicy Kolektorskiej na Marymoncie. Był członkiem Szarych Szeregów i uczestniczył w małym sabotażu. W 1944 roku pełnił wartę oraz brał czynny udział w walce, przemycając ludność z bronią kanałami na Stare Miasto, Śródmieście i Wolę. Jak łatwo policzyć, miał wówczas niespełna 14 lat. Pod koniec powstania był celowniczym i dowódcą granatnika.
Wspomnienia 14-letniego powstańca
- Skończyłem wtedy 14 lat. Matka mnie nie zatrzymywała, wiedziała, że jestem zaangażowany, Zbyszek (brat) też mi wybaczył wszystko. Wróciłem do plutonu i zobaczyłem się ponownie z rodziną po prawie trzech latach. Byłem w drużynie 400. Myśmy byli w końcu zakwaterowani pod Krasińskiego 20, to była nasza reduta, której do końca broniliśmy. Przez całe powstanie nasza drużyna była zaangażowana w pracę w kanałach, łączność kanałową. Mieliśmy nazwę, dzisiaj dosyć sławną, "Szczury kanałowe". Myśmy pierwsi właściwie zostali wydelegowani, wyznaczeni przez dowództwo jako młodzi ludzie, "szaroszergowcy" niby odważni, wyszkoleni, zaangażowani do bardzo niebezpieczniej w końcu akcji. Chodzenie kanałami zaczęło się chyba w drugiej połowie powstania, w trzeciej dekadzie sierpnia. Chodziliśmy niezwykle często. W pierwszej części zrywu nie mieliśmy bezpośredniego zaangażowania w walkę, poza kilkoma przypadkami, jak zdobycie samochodów niemieckich, które jechały ulicą Krasińskiego. Podjechały pod nasze barykady i myśmy te samochody zatrzymali i spalili. Dosyć dużo broni i granatów wówczas zdobyliśmy. Przez cały czas była praca szkoleniowa, zaopatrzeniowa - wspomina w wywiadzie z Magdaleną Miązek na portalu Muzeum Powstania Warszawskiego.
Jak wyglądał moment kapitulacji na Żoliborzu?
- W "Szklanym Domu" w pewnym momencie był rozkaz uformowania szeregów i wyjścia furtką przez ulicę Mickiewicza do kolonii "Fenix" przy placu Wilsona. Byliśmy tam całym plutonem w zorganizowanym szyku z bronią. W bramie kolonii od strony Mickiewicza już stali Niemcy. Wyszliśmy na placyk przy ulicy Słowackiego, gdzie dzisiaj stoi szkoła i jest mały bazarek. Tam był pusty plac. Tam była cała procedura zdawania broni, koncentracji wszystkich oddziałów. Podszedłem do kosza. Niemiec wyszarpał mi pistolet. Miałem jeszcze trochę amunicji. Starałem się wyrzucić amunicję obok kosza. W szeregu oczekiwanie, sprawdzanie, licznie, nawoływanie się. Rosjanie strzelali w Żoliborz, nadlatywały kukuruźniki, cały Żoliborz płonął. Atmosfera jak ze straszliwego filmu. Później z oddziałami wzdłuż Krasińskiego szliśmy do obecnej Hali Marymonckiej. Przechodziliśmy przez naszą barykadę, koło naszych kwater, koło naszej reduty, która była potwornie zniszczona z zewnątrz, rozwalona, ruina totalna! Do pierwszego piętra leżał tylko gruz. Stamtąd popędzili nas na AWF, a stamtąd na Fort Bema. Tam też był dramat, rewizje, niektórzy koledzy mieli broń, zastrzelili któregoś, czy nie... W każdym razie następnego dnia rano wygnali nas z baraków na plac przez nimi. Wychodzimy, patrzę, a tam leżą Niemcy przy karabinach maszynowych i czekają na nas. Sądziłem, że wszystkich nas wystrzelają. Okazało się, że załadowali nas na ciężarówki i wywieźli do Pruszkowa - wspomina w tym samym wywiadzie Bogusław Kamola.
Po Powstaniu Warszawskim trafił do niemieckiej niewoli, m.in. w Magdeburgu i Rheinhausen, z której udało mu się szczęśliwie uciec. Został odznaczony Warszawskim Krzyżem Powstańczym, Krzyżem Partyzanckim, Odznaką Weterana Walk o Niepodległość oraz Odznaką Pamiątkową Akcji "Burza". Obecnie pełni funkcję prezesa Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej "Żywiciel" i Miłośników Ich Tradycji.
DB