Błękitna łapówka?
19 marca 2004
"Błękitne Centrum" - największy dom handlowy w Legionowie, usytuowany w ścisłym centrum miasta, w zasadzie już od momentu powstania budził kontrowersje. Fakt, że początkowo wyłącznie natury estetycznej, ale ostatnio również prawnej.
Dziennikarze napisali
Bomba wybuchła w jednym z lutowych numerów "Życia Warszawy", z którego czytelnicy mogli dowiedzieć się o łapówkarskich aferach w "Błękitnym Centrum". Poszło przede wszystkim o łapówkę w kwocie około 30 tysięcy złotych, jaką dwóch członków zarządu miało wręczyć oficerowi straży pożarnej za przychylne zaopiniowanie stanu instalacji przeciwpożarowej. Taśmę z nagraniem jednego z posiedzeń zarządu, na którym padły słowa dotyczące nieoficjalnych wydatków dziennikarze otrzymali od jednego z właścicieli pawilonów. W efekcie publikacji Sylwester O., zastępca komendanta powiatowej PSP został zawieszony, zaś komenda wojewódzka wszczęła postępowanie wyjaśniające. Postępowanie w chwili zamykania przez nas numeru nie zostało jeszcze zakończone, więc o efektach będziemy mogli napisać dopiero za jakiś czas.Jednak zarówno członkowie zarządu (odwołani dwa tygodnie temu z funkcji) jak i Sylwester O. zaprzeczają oskarżeniom. Poza specjalną komisją PSP sprawę bada również legionowska prokuratura, do której złożono skargi, dotyczące nie tylko domniemanej łapówki, ale też nierozliczenia inwestycji oraz nierozliczenia z poszczególnymi właścicielami.
Trochę historii
"Błękitne Centrum" powstało na dwóch działkach - jednej kupionej przez kilkuosobową grupę inwestorów, drugiej dzierżawionej od gminy. Wraz z postępami prac budowlanych, zainteresowanych inwestycją przybywało. Część z pierwotnych inwestorów zaczęła więc sprzedawać udziały. W efekcie właścicieli budynku, stojącego na niejednolitym prawnie gruncie jest dziś około siedemdziesięciu. Wspólnota, jaką tworzą, jest kompletnie chaotyczna. Co prawda mówimy o zarządzie, ale w sposób formalny zarząd wspólnoty nie istnieje - reprezentanci inwestorów nie dysponowali pełnomocnictwami, ani żadnymi dokumentami uprawniającymi ich do posługiwania się tytułem zarządu.Grunt, że kiedy w 2001 roku budynek był odbierany technicznie wszystko wydawało się być w porządku, inwestycja zgodnie z zapewnieniami zarządu została skrzętnie rozliczona. Nikt nie miał zastrzeżeń ani do klimatyzacji, ani do instalacji przeciwpożarowej. Prawdę zweryfikowało życie. Jak działa klimatyzacja można przekonać się na własnej skórze odwiedzając raz na jakiś czas budynek - wrażenia nie są najlepsze. Jak wyglądają zabezpieczenia przeciwpożarowe - orzekną specjaliści, choć powołany niedawno biegły wydał jednoznacznie negatywną opinię.
W 2002 roku powołano zarząd społeczny budynku. Jego członkowie postanowili uporządkować przede wszystkim dokumentację techniczną, która jak twierdzą pozostawała w kompletnym nieładzie. W tzw. międzyczasie zaczęły się wątpliwości dotyczące prawidłowego rozliczenia inwestycji. Do jednego z właścicieli wpłynęło wezwanie do zapłaty około 700 tysięcy zł. A zatem okazało się, że zapewnienia o rozliczeniu inwestycji mogły być nieco naciągane. - Tu nie chodzi już o spalenie na stosie nieuczciwych inwestorów - tłumaczą członkowie zarządu społecznego. - Właściciele przede wszystkim chcą dociec stanu faktycznego - czy są jeszcze zaległe faktury, czy do kogoś znów przyjdzie komornik, ile jeszcze zostało do spłacenia wykonawcom, jeśli te zaległości rzeczywiście są? I o to, żeby rozwiać wszystkie wątpliwości prawne. Chcemy, żeby "Błękitne Centrum" było jednym z istotniejszych obiektów handlowych w mieście. Ale chcemy też, żeby wszystko działo się tu zgodnie z prawem - kończą.
KŻ