Black box na rogu Powstańców i Radiowej. Co to takiego?
23 stycznia 2017
Rozmowa z Marcinem Jasińskim, dyrektorem Bemowskiego Centrum Kultury.
- Jeszcze rok temu głośno było o pomyśle budowy siedziby Bemowskiego Centrum Kultury w adaptowanych pomieszczeniach willi generalskiej w Forcie Bema. Czy ten pomysł jest już nieaktualny?
- Tak. Ostatecznie zadecydowano, że powstanie całkowicie nowy obiekt na rogu Powstańców Śląskich i Radiowej. W budżecie na 2017 rok mamy 500 tys. zł na konkurs architektoniczny.
- Jakie możliwości daje nieruchomość?
- To duża działka w bardzo dobrym komunikacyjnie punkcie Bemowa. Chciałbym, aby powstał na niej nowoczesny obiekt z salą widowiskową, pracowniami i może częścią kawiarnianą.
- Jak duża będzie scena i widownia w sali widowiskowej?
- O tym oczywiście zadecyduje projekt, ale bardzo bym chciał, aby była to sala typu "black box", którą można dowolnie aranżować w zależności od potrzeb. Taka sala nie ma tradycyjnej sceny na podwyższeniu, ani miejsc na widowni. Wszystko jest mobilne. Scenę można ustawić z każdej strony, pośrodku, widownię z jednej, z dwóch albo z czterech stron. Black box może znakomicie służyć np. zespołom tanecznym, a w Warszawie brakuje sceny tańca z prawdziwego zdarzenia. Chciałbym, aby salę można było dowolnie dzielić na mniejsze przestrzenie.
- Jakie pracownie planuje Pan w nowym budynku BCK?
- Zarówno wielofunkcyjne, na wszelkiego rodzaju zajęcia, ale też wyspecjalizowane np. muzyczne, wyciszone studio nagrań. Zależy mi na rozszerzaniu oferty BCK i przyciąganiu jak największej liczby uczestników zajęć.
- Będzie Pan miał wpływ na inwestycję na każdym jej etapie?
- Tak. To BCK będzie inwestorem. Od projektu do końcowego efektu.
- Wspomniał Pan o kawiarni.
- Bardzo bym chciał, żeby powstała kawiarnia z programem artystycznym, aby wzbogacała naszą ofertę. Na Bemowie brakuje takiego miejsca. Dom kultury to także miejsce spędzania wolnego czasu. Dobrze byłoby, gdyby rodzice czekający na dzieci mieli gdzie napić się kawy albo zjeść kolację, a widzowie napić się piwa po koncercie czy spektaklu.
- Dziś BCK działa w wielu szkołach. Jak ocenia Pan dwa lata tej tułaczki?
- Po wybudowaniu nowej siedziby chciałbym pozostać w szkołach, w których działamy. Jesteśmy bliżej mieszkańców a dystans od domu ma często znaczenie przy wyborze oferty. Skoro podmioty komercyjne mogą działać w szkołach, to tym bardziej my powinniśmy mieć możliwość pozostania w szkolnych murach i prowadzić popołudniowe zajęcia. Jesteśmy merytorycznie lepsi i cenowo konkurencyjni.
- Czy organizacje pozarządowe znajdą dach nad głową w nowej siedzibie?
- Oczywiście. Chcemy, by powstało coś w rodzaju białołęckich "Trzech pokoi z kuchnią" - takie centrum aktywności lokalnej, przestrzeń zarządzana przez aktywnych społeczników. Inicjatywy społeczne mają nasze wsparcie od dawna. Staram się wpuszczać każdego, kto ma sensowny pomysł, i pomagać w miarę możliwości. Możliwe jest u nas wszystko - od współorganizacji projektów z fundacjami i stowarzyszeniami, grupami nieformalnymi do komercyjnego wynajmu. Podatnicy płacą za nasze przestrzenie, więc trudno żebym ograniczał do nich dostęp mieszkańcom.
- Wkrótce mijają trzy lata odkąd objął Pan funkcję dyrektora BCK. Jak Pan ocenia ten czas i czy zostanie Pan na dłużej?
- Zgodnie z umową, którą mam podpisaną na trzy lata, zadeklarowałem moim przełożonym, że jestem zainteresowany jej przedłużeniem. Podczas zwyczajowych rozmów, na rok przed wygaśnięciem kontraktu, doszliśmy do porozumienia w sprawie kolejnej kadencji. W moim przekonaniu BCK był do mojego przyjścia instytucją nierówną. Działał tu sensowny system prowizyjny do wyliczania wynagrodzenia osób prowadzących zajęcia, który znacznie poprawił jakość oferowanych aktywności. Motywował instruktora do przyjmowania większej liczby uczestników i tego, by oni w terminie płacili. Z drugiej strony największą bolączką BCK była słaba jakość proponowanych wydarzeń i znikoma liczba projektów społeczno-kulturalnych. Kluczowe zjawiska współczesnej kultury oraz innowacyjne metody pracy ze społecznością lokalną nie były obecne, a ingerencja władz dzielnicy ogromna. Dominowała kultura popularna, "telewizyjna", żeby politycy mieli okazję pokazać się jak największej grupie mieszkańców. Rządził bożek "frekwencji", a najważniejsze zadania instytucji, np. podnoszenie kompetencji kulturowych i społecznych, czy też cele zapisane w miejskich programach strategicznych, schodziły na plan dalszy.
- Co Pan zaproponował?
- Przychodząc do BCK-u zaproponowałem nową wizję instytucji - ośrodka animacji społeczno-kulturalnej. Swoją misję realizujemy opierając się na kilku kluczowych wartościach takich jak jakość, rozwój, atrakcyjność czy też dostępność. Proponujemy działania i projekty autorskie, konsekwentnie realizujemy cykle wydarzeń, z których kilka to projekty zaproponowane przez mieszkańców dzielnicy np. pracownia podróży, wykłady historyczne. Jestem przekonany, że BCK jest dziś miejscem lepszym, bardziej różnorodnym. Nasza działalność jest znana poza granicami dzielnicy, często bywa inspiracją dla innych instytucji. Jesteśmy regularnie zapraszani do współpracy przez różne podmioty, funkcjonujemy na poziomie krajowym jako jedna z najciekawszych instytucji animacyjnych.
Rozm. oko