Białołęcki SPZOZ, czyli państwo w państwie
31 maja 2012
Samodzielny Publiczny Zakład Opieki Zdrowotnej Warszawa-Białołęka, odpowiedzialny za opiekę zdrowotną w naszej dzielnicy, nie widzi Białołęki za Kanałem Żerańskim. Jest tak samodzielny, że nie słucha ani radnych, ani burmistrza, a pieniądze zarobione na kontraktach NFZ i płatnych wizytach pacjentów, zamiast inwestować w nowe placówki - lokuje w banku. Aktualnie ma osiem milionów oszczędności na koncie.
Służba zdrowia na Białołęce działa fatalnie, we wschodniej jej części w ogóle nie ma publicznej przychodni. Mieszkańcy nie mają zapewnionych podstawowych usług, a białołęcki SPZOZ zajmuje się oszczędzaniem milionów, zamiast np. wynająć lokal od dewelopera i utworzyć nową przychodnię. Brakuje lekarzy, nocnej pomocy lekarskiej, a zarobione pieniądze trafiają na bankowe lokaty. Roczny zysk Zakładu sięga miliona zł.
Analizy przeprowadzone przez miasto rok temu jednoznacznie pokazują, że jest źle, a wręcz dramatycznie. Mieszkańcy Białołęki żyją krócej niż mieszkańcy innych dzielnic, np. znacznie częściej niż inni chorują na choroby układu krążenia.
- To niedopuszczalne, że oferta ochrony zdrowia jest niedostosowana do potrzeb i grupy odbiorców, głównie młodych ludzi z dziećmi. Należy zwiększyć liczbę ginekologów, stworzyć dostęp do specjalistów dziecięcych, poprawić dostęp do specjalistki w szerszym zakresie. Konieczne jest też utworzenie na terenie wschodniej Białołęki publicznej przychodni. Białołęka jest jedną z najbardziej dynamicznie rozwijających się dzielnic Warszawy. W ciągu ośmiu lat liczba mieszkańców zwiększy się o kolejne 40 tys. Nie możemy o tym zapominać - alarmuje radna Agnieszka Borowska, która wspólnie z innymi radnymi walczy o poprawę sytuacji w dzielnicy.
Radni walczą, a tymczasem okazuje się, że pieniędzy nie brakuje. Planowany zysk na ten rok to... kolejny milion, który prawdopodobnie znowu będzie przelany na konto. Oficjalnie nic nie wiadomo o planach SPZOZ. Nie mówi się o żadnych inwestycjach, czy dodatkowych etatach dla specjalistów, których brakuje.
Niestety ani radni, ani zarząd dzielnicy nie mają możliwości prawnych, aby wpłynąć na władze SPZOZ. A tymczasem sytuacja jest coraz bardziej dramatyczna. Nocna pomoc lekarska świadczona jest na Targówku i Bielanach, ciężko dostać się do wszelkich specjalistów, w tym pediatrów.
Dyrektor SPZOZ Stanisław Sochaczewski od ponad dwóch miesięcy nie znalazł czasu na umówienie się z dziennikarką "Echa". Udało się "złapać" dyrektora wczoraj, tuż przed posiedzeniem Rady Społecznej SPZOZ. Na pytanie, czemu Zakład trzyma miliony na koncie zamiast inwestować, odpowiedział krótko, że samo wyposażenie nowej placówki to ponad 10 mln zł, więc SPZOZ-u na to nie stać...
- Poza tym potrzebujemy pieniędzy na cyfryzację, te środki zostaną na to przeznaczone - rzucił dyrektor SPZOZ. Niestety nie potrafił wyjaśnić, dlaczego nie ma tego w najbliższych oficjalnych planach finansowych Zakładu.
Chcieliśmy dokładniej przyjrzeć się sprawie i uczestniczyć w posiedzeniu Rady Społecznej SPZOZ. Niestety, choć SPZOZ jest instytucją publiczną - dziennikarzowi "Echa" na to nie pozwolono.
- Przyjęta jest zasada, że na posiedzeniach są członkowie rady i zaproszeni goście - wyjaśnił powód odmowy przewodniczący Rady Społecznej Paweł Sukiennik. Okazało się także, że w obradach przewidziano punkty, które nie są jawne, czyli... przyznanie nagrody dyrektorowi SPZOZ.
Za co dyrektorowi należy się nagroda? Za dochodowość Zakładu być może. Problem jednak w tym, że wypracowywanie dużego zysku i lokowanie go w bankach nie jest zadaniem placówki medycznej powołanej w zupełnie innym celu - zapewnienia jak największego dostępu do lekarzy wszystkim mieszkańcom dzielnicy.
Radni mają zająć się służbą zdrowia na dzisiejszej sesji rady dzielnicy. Także ośmioma milionami na kontach SPZOZ, bo niezagospodarowanie takiej kwoty od dwóch lat uważają za niegospodarność. Niestety radni mogą się w tej sprawie jedynie wypowiedzieć. SPZOZ nie podlega władzom Białołęki, lecz miasta.
Anna Sadowska