Bemowo upstrzone ogłoszeniami. Przydałyby się gablotki?
31 marca 2014
Środek dnia, przystanek autobusowy niedaleko ratusza Bemowa. Ubrany na sportowo mężczyzna wyciąga z wielkiej torby kilka plakatów, taśmę klejącą i nożyczki. Rozwieszenie nielegalnych reklam zajmuje mu kilkanaście sekund.
- Polacy boją się reagować, kiedy ktoś łamie prawo - mówi. - Nasza obojętność jest naprawdę dużym problemem.
A może po prostu pozaklejane szyby nie przeszkadzają pasażerom i mieszkańcom? Może potrzebują nośników w ruchliwych punktach dzielnicy, na których można powiesić ogłoszenie?
- Oczywiście, miejsca na ogłoszenia są potrzebne, ale nie do tego służą wiaty przystankowe. W Gdańsku odpowiedzią na ten problem okazało się być ustawienie tablic ogłoszeniowych i zorganizowanie dużej kampanii społecznej. Na Bemowie, podobnie jak w Gdańsku, mogłaby się odbyć akcja uświadamiająca mieszkańców, że ich najbliższa okolica jest dobrem wspólnym. Póki co najskuteczniejszą metodą pozostaje zrywanie nielegalnych reklam.
A jak Bemowo wypada w porównaniu z innymi dzielnicami, jeśli chodzi o estetykę?
- Przeciętnie. Nie jest tak źle jak w centrum, ale dużo jeszcze trzeba zrobić, jeśli chodzi o estetykę dzielnicy. Dotychczasowe działania są raczej wymuszone, niż wynikające z przekonania urzędników, ale pojawiają się pierwsze jaskółki zmian, jak choćby remont i wymiana szyldów pawilonu handlowego przy Uniejowskiej 6.
DG