Rugi warszawskie
27 stycznia 2006
W oparciu o te same przepisy prezydent Warszawy Marcin Święcicki zwracał ludziom bezprawnie zagrabioną ich własność, a Lech Kaczyński im ją odbiera.
Autorka była radną dzielnicy w latach 1994-2002 oraz przewodniczącą rady Targówka (1998-2000). |
Wyborcza zagrywka
W połowie ubiegłego roku w sądach czekało już kilka tysięcy pozwów przeciw mieszkańcom, gdy Lech Kaczyński nagle zawiesił akcję eksmisji obiecując znaleźć polubowne rozstrzygnięcie. Wkrótce okazało się, że ma zamiar ubiegać się o najwyższy urząd w państwie i nie chce, by skandaliczne wywłaszczenie źle wpływało na jego wizerunek człowieka prawego i sprawiedliwego. Dobrej woli starczyło mu tylko do drugiej tury wyborów. Ledwo ogłoszono jego zwycięstwo, zapomniał o swoich obietnicach i lawina procesów wytaczanych warszawiakom ruszyła z ogromną siłą. Sprawa dotyczy kilku tysięcy parcel. Głównie z Mokotowa i Targówka Przemysłowego.Ponownie skrzywdzony
Przez wiele lat na terenie Targówka Przemysłowego obowiązywał wieloletni plan zagospodarowania, nie dopuszczający do budowy obiektów mieszkalnych na tym terenie. Dopiero dwie kadencje temu, w czasach najdynamiczniejszego rozwoju tej części Warszawy, a więc gdy staliśmy się samodzielną gminą, zmieniliśmy plan zagospodarowania, ową nietykalną dotąd świętość, pozwalając mieszkańcom remontować i rozbudowywać posiadane na tamtym terenie prywatne domki. Po latach zastoju poprawili nieco warunki mieszkaniowe. Teraz okazuje się, że to nie sobie ulepszali domy, bo miasto nabrało ochoty na ich własność. Obecna rada dzielnicy w milczeniu przypatruje się krzywdzie mieszkańców. Nikt z obozu rządzącego na kilka miesięcy przed wyborami nie odważy się skrytykować decyzji swoich partyjnych zwierzchników, nie zaryzykuje własnej politycznej kariery, zależnej od miejsca na liście wyborczej.Naprawdę ważne jest, komu dajemy władzę. Nawet najlepsze prawo nie stanowi dla nas, obywateli, ochrony, jeśli użyje go przeciwko nam zły człowiek. Bo uczciwy i dobry gospodarz więcej znaczy niż najlepiej skonstruowany paragraf.
Marcin Święcicki miał wolę naprawienia historycznych krzywd, obecny (wciąż!) prezydent miasta i jego ekipa takiej woli nie mają. Nasi reprezentanci w radzie dzielnicy, w radzie miasta i w Sejmie pozostają obojętni.
Teraz zagrożeni w swym prawie do własności są "dekretowcy", ale sprawa dotyczy nas wszystkich. Jeśli dziś pozwolimy, by pazerny urzędnik, uzbrojony w bezprawie i niesprawiedliwość, sięgnął po własność sąsiada, tym samym pozwo-limy, by jutro wyciągnął rękę po naszą.
Pisowska ekipa pana Kaczyńskiego powołuje się na obowiązujące, komu-nistyczne "prawo", choć wie, że cały ten dekret to kradzież w majestacie prawa. Ale niemoralność bierutowskiego dekretu nie przeszkadza urzędnikom, liczy się to, że prawo to nigdy formalnie nie zostało uchylone. Nie zdziwcie się zatem współmieszkańcy, jeśli jutro ratusz zacznie wywozić Was na roboty przymusowe - na niewygodnych obywateli paragraf się znajdzie, bo przecież okupacyjne prawo niemieckie też formalnie uchylone nie zostało.
Agnieszka Kuncewicz